czwartek, 28 sierpnia 2014

47. Histeryzuje.

- Meggie, śpisz? - usłyszałam bardzo cichutki szept Zayn'a.
Leżeliśmy już w łóżku, lekko zmęczeni dniem. Już nie długo wracamy w trasę. Tak! Hura! Tak bardzo się cieszę.
- Nie... Jestem tak podekscytowana nową trasą, że nie mogę zasnąć. - zaśmiałam się cicho.
- Ja też. Ale wiesz... Myślę, że chciałbym się spotkać z rodzicami i siostrami przed trasą. Bo wiesz... Później to będzie kicha, żeby do nich przyjechać, bo będziemy mieli napięty grafik i tak dalej... I chciałbym, żebyś pojechała ze mną do Bradford. Za tobą pewnie też tęsknią. Możliwe, że nawet bardziej niż za mną. Szczególnie Safaa, Waliyh i Doniya... Szaleją za tobą. Jesteś dla nich wzorem do naśladowania, szczególnie dla młodych. - powiedział.
- Miło mi to słyszeć, ale to nie możliwe, żeby twoja rodzina tęskniła za mną bardziej niż za tobą. Wszyscy są z ciebie dumni, za to co odniosłeś... Z resztą ja też jestem z ciebie dumna. I z radością będę mogła powiedzieć naszym dzieciom, że ich tata to prawdziwy bohater, szczególnie dla mnie. Pogodziłeś mnie z bratem, pomogłeś mi spełnić marzenia, chciałeś zabić mojego ex za to co mi zrobił... Prawdziwy bohater... Wymarzony książę z bajki. - odparłam.
- A ty jesteś bohaterką dla mnie. Bierzesz udział w różnych akcjach charytatywnych, nawet urządziłaś taki koncert, a wyprawa do Ghany? I to nie z powodu Comic Relief... Nie poddałaś się mimo wielu przeciwności, na przykład, mój chory charakter i twój Acoustic Concert, później stracony głos, święta w Bradford i Justin i wiele innych. Nigdy nie okazałaś słabości, gdzie inni to już by się sami zabili. Na prawdę. To ja jestem z ciebie dumny. - rzekł na jednym wdechu.
- Przestań. Ja po prostu robię to co kocham, jeżeli chodzi o te akcje charytatywne. A jeżeli chodzi o pozostałe rzeczy, takie jak stracony głos, czy Justin, to cierpię. To boli jak ktoś rozdrapuje stare rany i jeszcze sypie solą na nie.- powiedziałam.
- Ruchaj, albo bądź wyruchany... - wypowiedział.
- Dokładnie. Ból domaga się, by go odczuwać. - zaśmiałam się cicho.
- To jak, pojedziesz ze mną do Bradford? - spytał.
- Z chęcią z tobą pojadę do Bradford. - złożyłam na jego ustach pocałunek.
- Więc chodźmy już spać. - ułożył się na lewy bok, twarzą do mnie. Ja leżałam na plecach z rękami ułożonymi pod głową. Zayn położył swoją lewą dłoń na mój brzuch. Ja położyłam swoją prawą dłoń na jego.
[Następnego dnia.]
Dziś obudziłam się pierwsza. Zayn tak słodko spał. Złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach, po czym wyślizgnęłam się z jego objęcia i poszłam wziąć prysznic. Myślałam nad nową fryzurą i kolorem włosów. W prawdzie mam już kupioną farbę, tylko muszę zgadać z Lou Teasdale. Wiem, że chce pobyć trochę czasu z Tom'em i Lux. Po długim prysznicu owinięta w ręcznik, poszłam do garderoby. Zaczęłam przeglądać wieszaki, aż w końcu zdecydowałam się na TEN zestaw. Z ciuchami w dłoni powędrowałam do mojej toaletki, która była akurat w garderobie. Zrobiłam delikatny makijaż, tzw. dzienny. Nadal byłam w ręczniku. Gdy skończyłam make-up i zanim założyłam na siebie ubrania poszłam po buty.
- Gdzieś się wybierasz, słońce? - usłyszałam jego jeszcze zaspany głos.
- Już wstałeś? - zignorowałam jego pytanie i spojrzałam na niego.
- Jak widać... A kiedy ty wstałaś? - spytał.
- Jakieś 2 godziny temu. Wzięłam długi prysznic i ogarniam się tutaj. - powiedziałam.
- Oh... Mogłaś mnie obudzić, bym ci pomógł... - uśmiechnął się zadziornie.
- Ha ha ha. Nie. A tak w ogóle... To kiedy masz zamiar jechać do Bradford? - spytałam.
- Nie wiem... Jakoś po śniadaniu? Chyba, że masz jakieś plany na dzisiaj, to wyjazd możemy przełożyć... Jak chcesz... - na jego słowa się zaśmiałam. - Z czego się śmiejesz?
- Już wiem, czemu chłopacy mówią do ciebie pantofelek. Skarbie, dopasuję się. - powiedziałam opanowując śmiech.
- Pantofelek? Niby kiedy tak mówią? - zdziwił się.
- Zawsze, jak ciebie nie ma w pobliżu. Jak do mnie piszą, albo dzwonią, bo nie mogą się do ciebie dodzwonić, albo tobie nie chce się odbierać to mówią o tobie "Pantofelek"... - wyjaśniłam.
- To wiele wyjaśnia. No to jedziemy dzisiaj po śniadaniu i spędzimy tam resztę wolnego. To znaczy ja tam spędzę wolnego, ty możesz wcześniej wrócić. Jak chcesz. - powiedział pewniejszym głosem.
- Jednak wolę Pantofelka. Zostanę tam z tobą resztę wolnego, czyli jakiś tydzień, półtora. - zaśmiałam się.
- Pantofelka... - prychnął. - Nie to, że nim jestem. Po prostu wolę uzgadniać wszystkie, prawie wszystkie decyzje z tobą. Bo nie wiem, czy masz plany, czy w ogóle chcesz ze mną jechać, a nawet jeśli to ile chcesz tam być... - powiedział.
- Wiem, kotku. Idź się ogarnij, a ja się ubiorę i zacznę nas pakować, okay? - spytałam.
- Czemu nas? Umiem się spakować. - zaśmiał się lekko zdziwiony.
- Godzina prysznic, 2 godziny fryzura i kolejne 2 na zdecydowanie się w co masz się ubrać. Każdy wie, że lubisz dobrze wyglądać, ale to już lekka przesada. Idź. - powiedziałam.
- Zawsze możesz mi pomóc. - rzucił zadziornie.
- Spadaj. Jedynie uszykuję ci jakieś ciuchy, żeby zaoszczędzić czasu. - odparłam.
- Jasne... - mruknął i poszedł.
Ubrałam się w moje ciuchy i z jednej z szaf Zayn'a wyciągnęłam 2 duże torby. Najpierw spakowałam jego ciuchy i uszykowałam co ten kochany debilek ma na siebie ubrać. Gdy skończyłam wzięłam się za swoje ubrania. Wzięłam większość letnich ciuchów, w końcu ostatnie 2 tygodnie lata. Chociaż tu ciągle pada. Trudno. Usłyszałam trzask.
- Kurwa! - usłyszałam jak Zayn przeklina.
Podbiegłam do drzwi łazienki.
- Zayn, wszystko okay? Co się tam stało? - pytałam pukając w drzwi. - Zayn, otwórz mi.
- Jest okay. Przez przypadek zbiłem fiolkę z moim ulubionym perfumem. Pech chciał, że rozbił mi się na ręce... - otworzył drzwi.
- Bruno Banani? Zayn nie jest okay, skoro perfum zbił ci się na ręce. Pokaż mi tą rękę. - powiedziałam wchodząc do środka. - Jezu Zayn! Niech cię cholera...! Trzeba to opatrzyć!
- To nic. Przemyje się wodą i naklei kilka plasterków i będzie okay... - mruknął.
- Nic?! Siadaj na wannie i mnie nie denerwuj. Zajmę się tym. - powiedziałam.
- Dobrze, pani doktor. - usiadł na wannie, jak mu kazałam, a ja z szafki wyciągnęłam apteczkę. Usiadłam mu na jednej nodze i chwyciłam jego prawą dłoń.
- Będzie szczypać. - powiedziałam i polałam mu wodą utlenioną.
- Kurw! - krzyczał. - Kobieto, to boli!
- Mówiłam, że będzie szczypać. Nie denerwuj się tak. Rana jest oczyszczona, teraz będę sprawdzać, czy nie schował się gdzieś w ranie kawałek szkła, a to będzie bardziej boleć, bo zrobię to pęsetą. - odpowiedziałam spokojnie.
- O nie nie nie... Nie ma mowy. - zaprotestował i zabrał rękę.
- Oh, czyli wolisz jechać do szpitala? - spytałam.
- Nie! - powiedział szybko.
- Więc daj rękę. - odparłam.
- Masz. Ale szyć mi nie będziesz? - spytał przerażony.
- Nie... Aż tak poważne to nie jest. Chyba. - mruknęłam ostatnie słowo.
- Cholera... Proszę zrób to w miarę szybko... To strasznie boli! - jęczał.
Kawałki szkła wyciągnęłam, znów polałam mu tą wodą utlenioną i opatrzyłam.
- Gotowe. - Powiedziałam.
- Dziękuję. Pocałujesz, żeby nie było kuku? - spytał uśmiechając się.
- Nie. - powiedziałam.
- A mogę ja pocałować ciebie? - ciągnął.
- Możesz. - zgodziłam się.
Jedną dłoń położył na mojej talii, a drugą na policzku. Ja zawiesiłam ręce na jego szyi, z czego jedną dłonią bawiłam się jego włosami. Wpił się w moje usta. Nie przerywając całowania przysunął mnie bliżej siebie.
- Em... Powinniśmy... Powinniśmy się szykować. Szczególnie ty... - powiedziałam.
- No tak. Jak bardzo cię rozpraszam? - spytał śmiejąc się.
- Za bardzo. - odpowiedziałam.
- A co będzie jak zdejmę ten ręcznik? - znów zapytał.
- Gwałt. - odparłam bez namysłu.
- Mnie pasuje. - cmoknął mnie.
- Wiesz, że nasi współlokatorzy lubią wchodzić bez pukania... Wolałabym uniknąć miny Lou, jak ruchasz się z jego młodszą siostrzyczką. Ostatnio prawił mi na ten temat kazania. Ty też chcesz tego uniknąć i nie chcesz wysłuchiwać jego kazań. - powiedziałam.
- Prawdę mówiąc, to już słyszałem kazania Louis'a o antykoncepcji, kwiatkach i pszczółkach i groził mi... - zaśmiał się.
- Groził ci? - zdziwiłam się.
- Ta... Cytuję: "Lepiej, żebym was nie przyłapał, bo to ty zginiesz marnie Malik! To moja mała siostrzyczka! Gorzej z tobą będzie, jak ją zranisz, Zayn. Uważaj na nią."... Czy jakoś tak. - powiedział.
- Histeryzuje, ale wiesz... Pewnie czuje się winny za to, że prawie się przez niego zabiłam i oczywiście Justina i za to, że ukradł mi marzenia. A po za tym, to mamy tylko siebie, jeżeli chodzi o więzy rodzinne. - odparłam. - No tak... Wiele narozrabiał, teraz chce to naprawić. Ale nie musi być taki groźny. - stwierdził.
- Ta... Wystarczy, że będziesz przy nim się pilnować i będzie wszystko okay. - wybuchnęłam śmiechem, jak zobaczyłam wyraz twarzy Malika na słowa "Będziesz się pilnować". Bezcenne.
- To będzie dopiero jazda. - westchnął.
- Nieważne. Lepiej mi powiedz, gdzie mnie zabierzesz najpierw, jak dojedziemy do Bradford. W święta nigdzie nie byliśmy pozwiedzać. - zmieniłam temat.
- Tam, gdzie nogi nas same zaniosą. Nie wiem, czy Bradford jest godne twojego zwiedzania... - powiedział.
- Oh, czyli są tam jakieś dziecinne wstydy, skoro tak mówisz. - zaśmiałam się.
- Można tak powiedzieć, aczkolwiek, ja bym tak nie powiedział. - mruknął.
- Ubieraj się, a ja idę na śniadanie. - pocałowałam go przelotnie i wstałam szybko zostawiając go w łazience.
Heh, jestem ciekawa co mnie w Bradford spotka...
_______________________________________________________________
Hej i oto kolejny :)
May xx

piątek, 22 sierpnia 2014

46. Plany na przyszłość.

Odpowiedź Louis’a totalnie mnie zszokowała. Napisał „Opowiem wam jutro jak El wróci do Manchesteru”. Czyli nie. Rozstali się. Biedny Lou! Musi być załamany, ale przed Cadler udaje, że wszystko okay. Wrzało we mnie. Byłam niesamowicie wściekła. Gdyby nie Zayn i jego silne ramiona, które owinęły mnie szybko w talii to poszłabym coś rozwalić, a najchętniej kogoś. Tak. Tak, myślę o Eleanor.
- Ej Megs, spokojnie. Na pewno jest jakieś racjonalne wytłumaczenie. Może Louis robi nas w chuja i El się zgodziła? – uspakajał mnie.
- No właśnie nie! Gdyby chciał nas zrobić w chuja to by nie napisał „JAK EL WRÓCI DO MANCHASTERU”. – krzyczałam.
- To nie możliwe, żeby El odmówiła. Louis kocha ją, a ona jego. Zobaczysz, na pewno Lou nam wszystko wyjaśni. – powiedział.
- Idziemy po jeszcze jedno piwo? Albo na jakiegoś drinka? – spytałam, a on się na mnie dziwnie spojrzał. – No co?! Mam ochotę na coś mocniejszego!
- Nic przecież nie mówię. – Zaśmiał się. – A może masz ochotę na coś jeszcze?
- Haha, nie. Wal się. – zawtórowałam mu.
- No właśnie sam nie mogę. – powiedział.
- Nie mój problem. Puść mnie, proszę. Emocje już opadły. – zaśmiałam się.
- Opadły powiadasz… No cóż… - wziął ręce i z miną jak za karę odsunął się ode mnie.
- Wracajmy już co? Zimno się robi. – powiedziałam.
- A mogę cię przytulić? – spytał.
- Nie. – zaśmiałam się.
- To wracaj sama. – wytknął mi język.
- Żartuję przecież. Chodź tu debilu kochany. – przytuliłam się do jego torsu, a on objął mnie swoimi długimi rękami.
- Wracajmy już. – zaśmiał się i szliśmy tak przytuleni do siebie, śmiejąc się sami z siebie.
- Wiesz… Tęsknię za sceną. – powiedziałam tak nagle.
- Długo nas na niej nie było to fakt. Jest tyle teraz spraw na głowie, ale przyznaj, były potrzebne nam wakacje. – odpowiedział.
- Tak… To szaleństwo. Stoisz na scenie i ta ekscytacja jest tak wielka, że masz wrażenie, jakbyś był na haju, a gdy schodzisz nadal czujesz tą adrenalinę. – uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Moje słowa. To kolejny dowód, że do siebie pasujemy. – powiedział.
- A jaki jest poprzedni? – spytałam.
- Nazwałaś mnie kochanym debilem. – zaśmiał się, a ja wraz z nim.
- Bo nim jesteś, skarbie. - mruknęłam przybliżając twarz do jego.
- Zaraz zaraz. Pamiętaj, że ten debil zawsze z tobą był. I nie jestem debilem. Jestem geniuszem! Bogiem! I wiedz, że czuję się urażony... - prychnął.
- Z pewnością. Najwyraźniej cię nie doceniłam. - zachichotałam.
- No nie. No nic królowo. Idziemy do domu. - powiedział biorąc moją rękę sobie pod ramie.
- Królowo? Kiedy awansowałam z księżniczki na królową? Coś przegapiłam? - spytałam zdziwiona.

- Wiesz... Kiedyś będziemy mieli córkę i to ona będzie moją księżniczką, natomiast ty moją królową... Mam to wszytko przemyślane. - wyjaśnił. Mój uśmiech automatycznie się poszerzył.
- A co z twoją mamą i siostrami, królu, hm? - spytałam.
- Więc moja mama to zły smok, mój tata to więzień smoka, a siostry, to złe siostry. - zaśmiał się.
- Czemu? - spytałam zaskoczona.
- No cóż... Jestem ukochanym synkiem mamy, ale kocha robić mi obciach jak wiesz, ciągle mnie wyzywa jak zachowuję się niestosownie. A tata cóż... Moja mama jest uparta i to strasznie, więc jeżeli chodzi o ubiór, taty oczywiście, remont domu to tata nie ma głosu. Jest zrób tak i zrób siak. Mama ma wpływ, czy tata może obejrzeć sobie mecz, czy ona obejrzy swoje seriale. Tata podejmuje decyzje bardziej poważne. Co do moich sióstr to są to straszne psotnice. Przy tobie w święta zgrywały aniołki. Wierz mi. - wyjaśnił.
- Wow... - zaśmiałam się.
- Ta... - zawtórował mi.
- A nie chciałbyś syna? Wiem, że dla twojego taty, to cholernie ważne, żeby mieć wnuka. - spytałam.
- Prawie każdy facet na świecie marzy o synu. W mojej rodzinie szczególnie. Jak wiesz, ja i mój tata, oraz reszta naszej rodziny, mam na myśli tylko męskich członków rodziny, byliśmy pod silnym wpływem kobiet. Ale coś czuję, że będę miał córkę. Dla mnie płeć nie ma znaczenia. Ale ilość już tak... Chciałbym mieć całą gromadkę dzieci. - odpowiedział.
- I sam se tą gromadkę będziesz rodził. Nie ma mowy. Maksymalnie 2 dzieci. A po za tym, to wiesz... Jeżeli się postarasz to może będziesz miał syna. Jeżeli chodzi o mnie, to płeć nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. Będę szczęśliwa, bez względu na to, czy urodzi się chłopiec, czy dziewczynka. Nie licz na to, że zdradzę ci płeć jeśli zajdę z tobą w ciążę. - splotłam nasze dłonie.
- Będziesz musiała mi powiedzieć. Będziesz nosić w sobie moje dziecko. - powiedział.
- Twoje dziecko? - spytałam spoglądając na niego.
- Nasze dziecko. Po prostu źle usłyszałaś. - odparł bez zastanowienia.
- Jasne jasne. - zaśmiałam się.
Doszliśmy do domu. Od razu weszłam do salonu. Wszyscy normalnie rozmawiali. Nie było ani El ani Danielle. Liam miał smutny wyraz twarzy. Normalnie by się uśmiechał.
- Hej wam. - powiedziałam. - Od razu zaznaczam, że żądam szczegółów. Sorry Lou, ale zaczniemy od Liama. Jego wyraz twarzy mnie bardziej nurtuje.
- Znów zerwaliśmy z Danielle. Powiedziała, że to był błąd, że się zeszliśmy, a po za tym to mamy niecodzienną pracę i musi odejść. I wyszła. Tyle. - powiedział.
- A ja chciałbym zaznaczyć, że akurat dzisiaj Megan nie kontroluje swoich emocji. - Powiedział Zayn.
- Ta... - mruknęłam. - Co do Dani, to przewidziałam to, ale z jednej strony myślałam, że zmądrzeje. Nevermind. Lou, teraz ty! Co oznaczał twój SMS?

- Nie oświadczyłem się jej. - mój brat mnie zaskoczył tą odpowiedzią.
- Niemożliwe, że spanikowałeś. - powiedziałam.
- Meggie, wysłuchaj dalej. - powiedziała Jo.
- Dalej? No tak... Żądam szczegółów. - odpowiedziałam.
- El podczas rozmowy wyznała, że nie chce teraz wychodzić za mąż, zanim się jej spytałem. Uznałem, że nie warto się pytać, skoro powiedziała już nie. Postanowiłem zostawić pierścionek i poczekać. - wyjaśnił Lou.
- Oh... To zmienia postać rzeczy. - mruknęłam zaskoczona.
- Widzisz Megs? Nie warto było się wściekać. - skomentował Zayn moje zachowanie w parku.
- Ja tak nie uważam. - przytuliłam się do niego.

_________________________________________________
hej wam! długo mnie nie było fakt. nie było mnie w domu dość długo. Wakacje i te sprawy.. xd ale już nie długo do szkoły... jupi ja jej. . :(
powodzenia
lovv, May xx

czwartek, 14 sierpnia 2014

45. Oświadczyny

*Oczami Louis'a*
- Wszystko gotowe. Restauracja zarezerwowana, pierścionek masz, odwagę i godność niekoniecznie... - wyliczał Harry.
- Zamknij się Styles. Jest świadomy tego co robi. - powiedział Liam.
- Ej, Lou wystarczy El zaprosić na kolację. - Zayn objął mnie ramieniem.
- To jak skok z klifu. Albo roztrzaskasz się o skały, albo spokojnie wpadniesz do wody. - znów odezwał się Harry.
- Zamknij się, Hazza. Nic nie wiesz. - w końcu się odezwałem.
- Grunt to nie zapytać za wcześnie i nie za późno. Najlepiej po kolacji, przed deserem. Będziesz miał jakieś 10 minut, więc... Czas mój drogi, czas. Podczas kolacji nie może być cisza, cisza cię zgubi. Będzie niezręcznie, a nie oto tu chodzi. Dużo z nią rozmawiaj. - powiedział Niall.
- O czym mam z nią rozmawiać? - spytałem spanikowany.
- O wszystkim, Lou. Ale pamiętaj, komplementy przede wszystkim. Mów jej, że jest piękna, że w kiecce wygląda seksownie, jak bardzo ją kochasz i bla bla bla. Dużo żartów. Jak skończą ci się komplementy zacznij robić z siebie debila. W końcu tak ją wyrwałeś, co nie? - Zayn dodał mi otuchy.
- Tylko pamiętaj, to restauracja, wszystko z umiarem. Gdy zjecie, przyjdzie skrzypek. Zamówiłem go dla was. On se będzie grał, a ty podejdź do niej, uklęknij po jej lewej stronie i po prostu zapytaj "El, wiesz, że cię strasznie mocno kocham. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?"
- Dobra. Tak czy tak, jesteśmy z tobą Lou. - słowa Harry'ego mnie zszokowały, ale ucieszyłem się z nich.
- Idź ją zaproś na tą kolację. - popędził mnie Niall.
- Raz kozie śmierć. - mruknąłem i poszedłem.
Siedziała z dziewczynami plotkując w kuchni. Popijały winem jedząc winogrona i wiśnie.
- ... Mówię wam... Tak mnie zdenerwowała, że myślałam, że nie wiem co jej zrobię! - poskarżyła się El.
- Lou, zgubiłeś drogę do chłopaków? - spytała żartobliwie moja siostra.
- Śmieszne, Meggie. Wiesz co? Zmieniam orientację i chciałem z wami po plotkować. - mruknąłem. El o mało się nie zakrztusiła winem.
- Serio?! - Zdziwiła się Eleanor.
- Nie! Żartuję przecież! Chciałem cię zapytać, a raczej powiedzieć, że porywam cię dziś na kolację. - rzuciłem prosto z mostu.
- Okay. O której? - spytała brunetka.
- O 20 wyjeżdżamy z domu. - powiedziałem.
- Nie wiem, czy wiesz Lou, ale jest 14. Dajesz dziewczynie 6 godzin na uszykowanie się? - wtrąciła Jo.
- To jest mój brat. To kompletny idiota. - powiedziała Megan.
- Dziewczynę musisz poinformować dzień wcześniej. - skarciła mnie Danielle.
No tak... Przecież wiedzą co się święci. Westchnąłem cicho.
- Chodź El, pomożemy ci się wyrobić na czas. - Powiedziała Joanne i razem z El i Dani pobiegły na górę. Bodajże do Jo i Niall'a pokoju, albo Meggie i Zayn'a.
- Myślisz, że się uda? - spytałem mojej siostry.
- Jest mądra. Nie podejmie głupiej decyzji. Masz 23 lata, ona 22. Fakt faktem, że jeszcze studiuje, ale Louis... Jesteś świetnym facetem. Część fanek waszego zespołu sra na twój widok i wszyscy wiedzą, że mimo iż jesteś niesamowitym debilem, to potrafisz być mega romantyczny i odpowiedzialny. Dziewczyny marzą o tobie. Ty kochasz ją ona ciebie i to wystarczy... Tego wam tylko trzeba. Przeszliście wiele nie fajnych chwili i momentów, ale udało wam się przetrwać. Więc już wiesz, że wasza miłość jest silna. Jestem z ciebie dumna braciszku, ale pamiętaj. Ty zranisz ją dupku, to ja zranię ciebie. - zaśmiała się i mnie mocno przytuliła.
- Dzięki, że jesteś po mojej stronie, Meggie. - zaśmiałem się. - Leć już do niej.
- Jasne. Trzymaj się. - uśmiechnęła się i pobiegła na górę.
*Oczami Megan*
Wierzyłam w mojego brata. El i Lou bardzo do siebie pasują. Weszłam do pokoju Niall'a i Jo. Tam ich nie było. W pokoju Liam'a też... I Lou również... Pewne będą u mnie. Tak! Bingo.
- Gdzie Eleanor? - spytałam zauważając, że jej nie ma.
- Bierze gorącą kąpiel. Jest bardzo podekscytowana tym wyjściem. - powiedziała Dani.
- Domyśla się o co chodzi? - spytałam rzucając się na łóżko. Położyłam głowę na poduszkę Zayn'a. Mmm... Pachnie nim...
- Nie. Cieszy się, że gdzieś wychodzi z Lou. - Jo.
- To dobrze. Lou jest przerażony... - zaśmiałam się.
- Jest czym. - prychnęła Jo.
- No tak trochę. - Ja.
- A ty nie czekasz na krok Zayn'a? - spytała Dani.
- Nie wiem czy czekam, ale my jesteśmy jeszcze młodzi. Mam 18 lat. Mam jeszcze czas. Nigdzie mi się nie spieszy. - odpowiedziałam.
- Eleanor to taka szczęściara… - westchnęła Dani.
- Oj Dani… Na ciebie też przyjdzie czas… - pocieszyła ją Joanne. Zdziwiona wraz z Danielle spojrzałam na Joanne.
-Też mam swoje słodkie momenty! – powiedziała Black.
- Wiemy. I szczerze mówiąc jesteśmy pod wrażeniem, że te twoje słodkie momenty są coraz częściej… - Powiedziałam.
- Jestem. – Z łazienki wyszła Eleanor.
- Siadaj. Zrobię ci make-up, albo nie. Najpierw się uczesz, żeby ci się nie rozmazało. Jo, daj jej jakąś kieckę. – powiedziała Danielle.
- A wiecie w ogóle o co chodzi? Bo wiecie, Louis nagle wyleciał z tą kolacją i w ogóle… - Spytała El.
- Mi Lou, powiedział, że mamy cię przyszykować na kolację, tyle. Przecież wiesz, gdzie idziecie, nie? – ja.
- Do jakiejś restauracji. – odparła.
- No więc właśnie. Lou też ma swoje romantyczne chwile. – zaśmiałam się.
- Trochę się stresuję… - przyznała Cadler.
- Nie ma czym. – zapewniła ją Joanne.
Joanne dała jej do założenia TO, Dani zrobiła jej makijaż, a ja ją uczesałam. Wyglądała nieziemsko! Byłyśmy pod wrażeniem i przy okazji dumne z naszej pracy.
- Mogę wejść? – zza drzwi usłyszałam głos Zayn’a.
- Nie. – odpowiedziały chóralnie dziewczyny, podśmiechując. Również się zaśmiałam się i podeszłam do drzwi. Lekko je uchyliłam i wychyliłam swoją głowę.
- Chcesz coś konkretnego z pokoju? – spytałam.
- Tak. Moją dziewczynę. Zabrały mi cię. Także cię potrzebuję. – powiedział opierając głowę o ścianę. Głośno westchnęłam.
- Eleanor jest gotowa. Powiedz mojemu braciszkowi. – zaśmiałam się.
- Jasne, a co zrobisz z moim problemem? – spytał.
- Zobaczę co w mojej mocy, żeby go rozwiązać. Zmykaj już. – cmoknęłam go przelotnie w usta i weszłam do pokoju.
- Dobra El, idziemy. – powiedziała Joanne.
Dziewczyny wstały z łóżka i wszystkie zeszłyśmy do salonu. Od razu podeszłam do Zayn’a, a on objął mnie w pasie. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- El, wyglądasz jak zawsze olśniewająco. Gotowa, na noc twego życia? – Lou wziął El pod ramię.
- Jasne. – Zachichotała.
- No to my idziemy. Nie czekajcie na nas, będziemy późno. I nie kładźcie się spać zbyt późno, dzieci. – powiedział mój brat. – Zayn, klucze od auta! – przypomniał sobie i podszedł do nas. Zayn szukał po kieszeniach kluczyków, a ja szepnęłam mojemu bratu na ucho:
- Informuj nas o wszystkim. – powiedziałam i akurat Zayn dał mu owe klucze.
- Jasne. – szepnął. – Dzięki i pa dzieci!  - zaśmiał się i wyszli.
- Tak szybko dorósł… - powiedział Harry.
- Debil. – zaśmialiśmy się.
- To co robimy teraz? – spytał Niall.
- Nie wiem jak wy, ale ja nie mam zamiaru siedzieć w domu… - powiedział Zayn.
- Nie, nie idziemy do klubu Malik. Nie po ostatnim wypadzie. – szybko odpowiedziałam.
- A kto powiedział, że grupowo? Chodź Meggie. – splótł nasze palce u dłoni i szybko wyszedł ciągnąc mnie za sobą.
- I teraz ci będą się kocić! – usłyszałam krzyk Hazzy.
Zaśmiałam się. Oni są nie możliwi…
- Więc po co wyszliśmy? – spytałam.
- Rozwiązujemy mój problem. Chcę pobyć trochę sam na sam z tobą, a oni mi to umożliwiają. – powiedział zwalniając tempo.
- Eh… - westchnęłam
- To źle? – spytał.
- Ależ skąd… Jest całkiem przyjemnie. Lubię z tobą spędzać czas.
- Ja z tobą też. Na co masz ochotę?
- Szczerze mówiąc mam ochotę na zimne piwo. Nic więcej teraz nie pragnę.
- Nawet mnie?
- Ciebie już mam.
- Ale nie pragniesz mnie bardziej?
- Nie bardziej jak piwo w tym momencie.
- Więc do sklepu.
- Kochasz zaspakajać moje potrzeby, co?
- Najbardziej te łóżkowe.
- Skończ.
- Nic przecież nie mówię…
Tak więc poszliśmy w kierunku sklepu. Gdy kupiliśmy to co pragnęliśmy poszliśmy do parku i sączyliśmy nasz napój w parku na ławce. Długo czekaliśmy aż Lou nam napisze co odpowiedziała El. A napisał…
________________________________________________________________________
Urwę w tym momencie, mam nadzieję, że się nie gniewacie.
J
przepraszam, że rozdziały nie były tak długo dodawane, ale wiecie… Wakacje i te sprawy…
Lovv, May xx
Szablon by Selly