sobota, 21 marca 2015

51. Dom wariatów.

[Megan]
W końcu dom. Rodzina Zayn'a jest bardzo fajna i cieszy mnie to, że mnie zaakceptowali i traktują mnie jak część rodziny. Zayn bardzo kocha swoje siostry, a one jego. Jest dla nich wzorcem. Oczywiście dla młodszych, bo Doni jest już dorosła i bardzo szczęśliwa, odkąd pozbierała się po zerwaniu z Justinem. Ale widok Zayn'a jak opiekuje się Safaa'ą... Ah... To było takie urocze. I wiem, że będzie wspaniałym ojcem...
- Megs... Pobudka... Czemu ty zawsze zasypiasz w trakcie rozmowy? I to w dodatku jak ja mówię do ciebie? - spytał.
- Przepraszam, skarbie. Nie kontroluję tego. - odpowiedziałam wysiadając.
- Aż taki nudny nie jestem... - mruknął.
- To nie ty... Tylko przeklęta choroba lokomocyjna. Lepiej, że śpię a nie zabrudzam ci twoją tapicerkę, czy jak to tam się zwie. - powiedziałam.
- Lepiej to, niż tamto... - uśmiechnął się.
- Cieszysz się, że w końcu w domu? - spytałam.
- I to jak... Nie męczą cię te ciągłe pytania moich rodziców na temat naszej przyszłości? Kiedy ślub, kiedy dzieci, kiedy to, kiedy tamto... Szału można dostać... - otworzył bagażnik i wyjął z niego nasze bagaże.
- Może trochę, ale wiesz może nie mogą doczekać się wnucząt? - rzuciłam.
- Jest jeszcze Doniya. Dziwne, że na nią tak nie naciskają. A jest starsza ode mnie. O nie wiele, ale starsza. - powiedział.
- Może Doniya jeszcze kogoś sobie nie znalazła, a teraz bardziej uważa na kandydatów ze względu na incydent z Justinem? - spytałam.
- Może... Może tak naciskają, bo wiedzą, że nigdy nie zerwiemy i tyle... - odparł
- Istnieje taka możliwość. - odpowiedziałam.
- Meggie, Zayn! W końcu przyjechaliście! - z domu wybiegł Niall. Biegł tak szybko jakbyśmy byli kurczakami po przecenie z Nandos.
- Aż tak za nami tęskniłeś? - spytałam jak się na nas rzucił.
- Tak. Z resztą jak każdy. A Louis to zaczął obstawiać, że Zayn cię zgwałcił i poćwiartował, po czym zakopał gdzieś w okolicach Bradford. Tak fajnie jest posiadanie nadopiekuńczego brata... - mówił szybko.
- No to dzięki, zostałem gwałcicielem i mordercą. - mruknął Zayn.
- Tak fajnie jest posiadanie nadopiekuńczego brata... - zacytowałam Horana.
- No nie? - Zaśmiał się blondyn.
- Chodźmy może do domu. Muszę obrazić się na rudą za to, że zasnęła podczas NASZEJ rozmowy... Nie wyjdzie mi to stojąc tu z wami. - wtrącił Malik.
- Wypraszam sobie. Jestem blondynką, a to, że usnęłam to nie moja wina. - powiedziałam.
- Bo ty jesteś Ruda da, szalona ruda da. Ty jesteś rudaa!!! - zanucił Horan.
- Haha! Chodźmy. - zaśmiałam się.
- Otworzę wam drzwi. - powiedział idąc przodem.
- Oh jakiś ty kochany, Nialler! - rzucił Zayn.
- No nie? - śmiał się.
Weszliśmy do domu. Wszyscy się na nas rzucili i mówili jak bardzo tęsknią.
- To dziś będziemy oblewać, tak? - spytałam.
- No oczywiście. W końcu nie codziennie się kończy 22 lata. Nie Li? - zaśmiał się Lou.
- Ty staruchu jeden. Najlepszego stary. - powiedział Zayn.
- Nie róbcie ze mnie dziadka, okay? Jestem jeszcze młody i piękny. - zaśmiał się Payne.
- Piękny, to może i tak, ale już nie taki młody... - zaśmiała się Jo.
- Ej, Black, ja ci tylko przypomnę, że jesteś tylko o 2 lata młodsza ode mnie. Masz już aż 20 lat...  - powiedział Li.
- Haha! To ja jestem jeszcze i młoda i piękna i wgl...! Frajery! - krzyknęłam.
- No nie, bo ty to jeszcze taki maluszek jesteś. - powiedział mój brat.
- Zamknij się dziadku, jesteś najstarszy. Masz już 25 lat. - wytknęłam mu język.
Po tej jakże ciekawej konwersacji weszłam do mojej i Zayna sypialni i rzuciłam się na łóżko. Zostawiając ukochanego z 4 walizkami na dole.
- Dzięki, że o mnie pamiętasz. - o wilku mowa.
- Jesteś mężczyzną. Przynajmniej mięśnie se wyrobisz, nie co te leniwce. - zaśmiałam się.
- Odezwała się... - położył się obok mnie. - W końcu dom.
- Oh proszę cię... - śmiałam się.
- Ludzie, chcę kupić małpkę. - do pokoju wszedł Lou.
- A po co? Mamy aż pięć. - powiedziałam.
- Mówię poważnie. - powiedział mój brat.
- Ja również. - podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Zważaj na słowa Megan. - syknął Zayn.
- Ej! - krzyknął Louis.
- Ale zapłon. Normalnie refleks szachisty. - powiedziałam.
- Jeny jak ja za tobą tęskniłem, kotku! - Harry mocno mnie przytulił.
- Harry, ciszej, bo się wszystko wyda! - skarciłam loczka.
- Co się wyda? - spytał Zayn podejrzliwie, śmiesznie mrużąc oczy.
- To ty nie wiesz?! - zdziwił się Hazz. - Bo wiesz... Głupio teraz wyszło...
- Meg... - Zayn.
- Bo ja i Harry wiesz... Razem... I te sprawy... - odparłam.
- Gdybyś nie kłamała zajebałbym Stylesa jak nic... - uśmiechnął się szeroko mój kochany.
- WOOW! Skąd wiesz, że nie kłamię? - spytałam.
- Za bardzo mnie kochasz... - odpowiedział.
- A może nie?
- A jednak.
- Ej a może omówimy co chcę dostać na urodziny? - wtrącił się Li.
- No właśnie! Zastanawiałam się jakie skarpety ci kupić. Wolisz wełniane, czy bawełniane? - spojrzałam na Payne.
- Haha. Nie. Szczerze mówiąc śni mi się tylko alkohol. - powiedział Li.
- Mój człowiek. - zaśmiałam się.
- I imprezę urządzimy w ogrodzie. - rozmarzył się.
- Tak. Bo nie ma to jak chlanie przy ognisku w ogrodzie. - odparłam.
- Dokładnie. Grunt to rodzinnie. - odpowiedział.
-Tak, cudowna ta nasza rodzinka. - przytuliłam Zayna i Harryego. - Nie zamieniłabym was na nikogo. I to nie dlatego, że nikt by nie chciał takich idiotów, ale dlatego bo was kocham debile.
- Oberwie ci się za tych idiotów i debili. - szepnął Zayn.
- A ja ci jeszcze pomogę, Zayn! - dodał Styles.
- Jestem pod ochroną środowiska. - powiedziałam.
- A konkretnie? - zdziwił się Harry.
- Mam starszego brata. - wytknęłam im język.
- Oj nawet Louis ci nie pomoże... - odezwał się mój brat.
- Atak na Meggie! - wrzasnął Niall.
Wszyscy zaczęli mnie łaskotać, a ja wiłam się. Nie miałam jak się obronić! Drapałam, krzyczałam, waliłam, wrzeszczałam, przekręcałam się. I to wszystko na nic.
- Ej no! - krzyczałam. - No przestańcie!
***WIECZÓR***
Razem z dziewczynami siedziałam w kuchni i cały czas plotkowałyśmy, tymczasem chłopacy siedzieli w ogrodzie i zajmowali się ogniskiem.
- Jak było w Bradford? - zagadnęła mnie Danielle.
- Cudownie. Fantastycznie się tam bawiłam. - uśmiechnęłam się. - W Bradford... Czuję się jakbym faktycznie była już wciągnięta w ich rodzinę. Są na prawdę wspaniali.
-  Ojeju... - pisnęły.
- Od pierwszego przyjazdu, byłaś tam wciągnięta. - przyszedł Zayn. - W ten dom wariatów.
- Nie, dom wariatów mamy tu. - zaśmiałam się.
- Taa, nie... - pocałował mój policzek.
- Więc, Malik... Jako prawnik i opiekun prawny, panny Tomlinson mam obowiązek zapytać kiedy ślub. Więc? - Odezwała się Jo.
- Joanne! - syknęłam.
- Już niedługo. A z tego co wiem, to opiekunem prawnym panny Tomlinson, już nie długo Malik, jest Louis. - odparł Zayn.
- Nie. Stwierdziliśmy, że dla bezpieczeństwa tej młodej damy będzie lepiej, jak ja zostanę jej opiekunem prawnym. - zaśmiała się blondynka.
- Weź ty idź do Nialla, co?! - jęknęłam.
- Oh! Mówiłam ci, jakim to Megan była dzieckiem? - zaczęła Collins.
- Zamknij się! NIALL! WEŹ MI JĄ! ZANIM MNIE CAŁKOWICIE POGRĄŻY! - wydarłam się.

środa, 1 października 2014

50. Nigdy nie wiesz co może się wydarzyć...

Wiedziałem, że Perrie wszystko sfałszowała. W duchu dziękowałem za to bogu, ale Edwards ostrzegała, że to nie koniec. Nie przejąłem się tym. Wróciłem szczęśliwy do domu. Szybko poszło - pomyślałem. W domu opowiedziałem wszystko co i jak. Meggie nadal miała kamienną twarz.
- Myślę, że nie powinieneś ignorować gróźb z jej strony. - odezwała się w końcu.
- Megs, ona nic nam nie zrobi. - zapewniłem ją.
- Zayn, to wariatka. Może kazać komuś zgwałcić samą siebie i to ciebie oskarżyć o gwałt, albo ktoś mnie zaatakuje i ciebie oskarżą. Może mieć inny sposób na sfałszowanie dokumentów. Mam miliony scenariuszy i wszystkie są złe. - powiedziała.
- Z jednej strony Megan ma rację. Perrie to wariatka, może któreś z was oskarżyć o cokolwiek. Nie lekceważ tego synu. - odezwał się ojciec. Zacząłem głębiej nad tym myśleć.
- Dobra. Zrobię wszystko, bylebyście byli bezpieczni. - powiedziałem.
[2 tyg później]
Przez ten czas było spokojnie. I dobrze. Meggie zaczęła już normalnie ze mną rozmawiać. Cieszę się, że ona już też tak się tym nie przejmuje.
- Zayn spakowałeś wszystko? - spytała zaspana.
- Tak, kotku. Wyspałaś się? - spytałem podchodząc do łóżka.
- Mhym. Tu zawsze się wysypiam. - mruknęła uśmiechnięta.
- Liczyłem na odpowiedź "Z tobą zawsze", ale ta też jest okay. -zaśmiałem się.
- Taa... Chciałbyś. - zawtórowała mi.
- Ah tak? - zacząłem ją łaskotać.
- Dobra dobra! Przestań! Proszę! - krzyczała wyginając się na wszystkie strony świata.
- A dasz całusa? - spytałem.
- Być może. - powiedziała tajemniczo.
Zawisłem na nią i zbliżyłem się twarzą do niej. Meggie wybuchnęła śmiechem.
- Z czego się śmiejesz? - spytałem.
- Przepraszam. Już nie mogłam wytrzymać. Zayn, jak bardzo jesteś zmęczony? - spytała nadal się śmiejąc.
- No trochę jestem... Muszę wypić kawę... - powiedziałem.
- Nie za ciasna ci ta koszulka? - spytała.
- Co? - nic nie zrozumiałem i spojrzałem na t-shirt. - Serio? Na prawdę... Ha ha ha, ale śmieszne. Normalnie boki zrywać.
- Do twarzy ci... - śmiała się dalej.
- Bardzo śmieszne. - mruknąłem i zdjąłem z siebie jej koszulkę.
- Oj kotku, nie bądź na mnie zły. Nawet ładnie ci w niej było. - Przytuliła mnie od tyłu.
- Ładnemu we wszystkim ładnie. - powiedziałem.
- Idź wypij tą kawę. - uśmiechnęła się cmokając mnie w polik.
- Co zjesz na śniadanie? - spytałem.
- Cokolwiek. Jestem strasznie głodna. - powiedziała łapiąc się za brzuch.
- Powinienem o czymś wiedzieć? - spojrzałem na nią podejrzliwie.
- A ja powinnam? - zmrużyła oczy.
- Ślicznie ci w tej piżamie. - uśmiechnąłem się.
- Zayn... - powiedziała z kamienną twarzą.
- Nic a nic. Wszystko wiesz. Wiesz więcej o mnie niż ja sam. - pocałowałem ją.
- Mhym... Nic a nic powiadasz. - uśmiechnęła się.
- Nic. A. Nic. - między słowami cmokałem ją w usta.
- Cieszysz się, że wracamy do domu wariatów? - spytała.
- Nie, cieszę się, że w końcu będziemy mieli trochę prywatności. - powiedziałem. Zaśmiała się.
- Ym tak, w Londynie mamy mnóstwo prywatności. - odparła sarkastycznie.
- Dobra, zdałem sobie sprawę z tego co właśnie powiedziałem. - zaśmiałem się.
- To dobrze. - odparła i zaczęła się ubierać. Wyszedłem z pokoju.
Wszedłem do kuchni. Mama akurat robiła śniadanie. Moje siostry już jadły, a tata pewnie jeszcze spał.
- Jak tam? - spytałem i zasiadłem koło najmłodszej Safaa'y.
- Jak zawsze Zayn. - odpowiedziała Wal.
- Gdzie Meggie? - spytała mama.
- Ubiera się. Zaraz przyjdzie. - odpowiedziałem.
- W to nie wątpię, synku. Szczerze mówiąc... Nie chcę, żebyście dzisiaj jechali. - powiedziała.
- Mamo, kiedyś musimy jechać. - mruknąłem.
- Nie o to chodzi. Po prostu mam jakieś złe przeczucia... - odparła.
- Oh mamo, ale co przecież może im się stać? - spytała Wal.
- No bo taka pogoda brzydka, mocno pada. Może byście przeczekali do jutra? - spytała.
- Mamo... To jest Anglia. Tu zawsze pada. Ja i Megan mamy kilka spraw do pozałatwiania na mieście. Sprawy organizacyjne odnośnie trasy. Jeszcze dziś musimy tam być, bo rano musimy wszyscy spotkać się z Paul'em. - wyjaśniłem.
- Jak chcecie. - odparła rodzicielka.
Gdy wszystko zapakowałem do samochodu, czyli jakoś po śniadaniu, poszedłem do swojego pokoju sprawdzić, czy wszystko zabrałem. Mój uśmiech mi się poszerzył, jak tylko zobaczyłem Meggie śpiącą na moim łóżku. Była ubrana w TO. Miała delikatny makijaż i rozpuszczone włosy.
- Megs, słonko... - szepnąłem podchodząc do łóżka.
- Tak? - spytała.
- Musimy jechać, wiesz? - uśmiechnąłem się głaszcząc ją po włosach.
- Wiem... Ale jestem taka zmęczona... - ziewnęła.
- Mam pojęcie skarbie, ale pomyśl sobie, już za parę godzin ty i ja w naszym wielkim łóżku w naszym domu w Londynie... Fakt faktem, że mieszkamy z chłopakami i Jo, ale to nam nie przeszkadza, bo lepiej mieć takich wariatów zawsze przy sobie. - powiedziałem.
- Tak... Coś trzeba jeszcze zanieść do auta? - spytała.
- Ciebie? - uśmiechnąłem się.
- Serio pytam. Coś jeszcze zostało? - Megs.
- Nic. Wszystko zaniosłem do auta. - pocałowałem ją.
- Kochany jesteś. Przepraszam , że zasnęłam, ale ta pogoda tak na mnie działa. Nic mi się dzisiaj nie chce. W sumie to jedyne czego chcę to chcę iść spać. - powiedziała.
- Prześpisz się w samochodzie. Jak chcemy dojechać jeszcze do wieczora, to musimy już teraz wyjechać... A teraz tak aż mocno nie pada, a później to może zacząć mocniej padać. - odpowiedziałem.
- Okay... Już idę. Daj mi minutę. - opadła ciężko na poduszkę.
- Megs... - pochyliłem się nad nią.
- Okay. Już. Idę. - wymamrotała z zamkniętymi oczami i się podniosła. Dobrze, że zrobiłem to wcześniej, bo wała by mnie z głowy w moją głowę.
- Moje kochanie... - przytuliłem ją. - Zanieść cię, śliczna?
- Dam radę. - zaświadczyła.
Ledwie zeszliśmy, a już była zgromadzona cała rodzina.
- Synku, ja na prawdę mam złe przeczucia. Zostańcie jeszcze dziś. - powiedziała mama z poważną miną.
- Mamo... Proszę cię... Co może się nam stać? Piorun w nas nagle trzaśnie? - spytałem.
- No nie wiem, ale możecie wpaść w poślizg i już wypadek gotowy, albo jakiś debil się poślizgnie na drodze i w was wjedzie... - zaczęła wymyślać.
- Od razu zadzwonimy, jak tylko dojedziemy. - Zapewniłem ją.
- Mam nadzieję synu. - tata mnie przy tulił zaraz po czym poszedł pożegnać się z Meggie.
Ja natomiast przytuliłem mamę, a następnie siostry.
- Zayn, a następnym razem jak przyjedziecie to przywieziecie mi coś z Londynu? - spytała Safaa.
- Oczywiście. Dla każdego coś przywieziemy, ale podejrzewam, że będzie to dopiero na święta. Wątpię, żebyśmy znaleźli czas, żeby wcześniej przyjechać. - odpowiedziałem.
- Przyjedźcie jak najszybciej. - stwierdziła mama.
- Dopilnuję tego, żeby przyjechał. - powiedziała moja ukochana.
- Porwę cię i przyjedziesz ze mną. - zaśmiałem się.
- No właśnie Megan. Obecność obowiązkowa. - powiedział tata.
- Ależ naturalnie. - zachichotała.
- I Meggie. Proszę... Uważajcie na siebie. - powiedziała stroskana mama.
- Oczywiście. Będziemy.- zapewniła ją.
- No nic... Do zobaczenia. - powiedziałem i razem z Megs wyszliśmy.
Wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy w kierunku Londynu. Dom. W końcu...
_______________________________________________________________________
hej... rzadko dodaję, ale zrozumcie mnie... 3 kl. gimbazy nie jest fajna. dużo kartkówek, sprawdzianów itp... masakra. ale mam nadzieję, że ktoś tu nadal jest.. :)
Kocham, May xx

wtorek, 9 września 2014

49. Trzymaj mnie blisko, nie pozwól odejść, patrz jak płonę w tym szpitalu dla dusz...

- Więc jak tam z moim braciszkiem? Planujecie już coś? - zaczęła mnie wypytywać.
- A co mielibyśmy planować? - zdziwiłam się.
- No jak to co?! Ślub, jakiegoś bobaska... - szepnęła.
- Nic nie planowaliśmy. Zapewniam cię. Przynajmniej ja. Mam 18 lat. - powiedziałam.
- A Bella ze Zmierzchu wyszła za mąż jak miała 18 lat i jeszcze miała dziecko... - odparła.
- Ale Wal... To jest film... - zaśmiałam się.
- Dobra, wygrałaś. A tak ogólnie, to co słychać tam u was w Londynie? - zmieniła temat.
- Już nie długo ruszamy w trasę... Całymi dniami siedzimy w domu, bo strach wyjść na ulicę. No wiesz... Fani, paparazzi i inne takie... A nawet jeśli się ruszymy to tylko duże bluzy z kapturem i okulary przeciwsłoneczne. - powiedziałam.
- To straszne... Żebyście nigdzie wychodzić nie mogli... Moja szkoła jest połączona z gimnazjum i podstawówką i taka jedna z podstawówki, wiesz początkowe klasy i tak dalej... Podeszła do mnie i spytała, czy to prawda, że jestem siostrą Zayn'a, ja odpowiedziałam, że no jestem, a ona zaczęła piszczeć i prosiła mnie, abym dała jej numer Zayn'a, czaisz? A później spytała, czy cię znam, a ja na to, że no ba, że cię znam, trudno cię nie znać, skoro jesteś z moim bratem i też chciała numer i chciała też, żebym cię i Zayna ściągnęła tutaj, żeby mogła się z wami spotkać. Masakra jakaś... - Wal.
- Ale chyba nie dałaś jej naszych numerów, prawda? I powiedziałaś jej delikatnie, aczkolwiek stanowczo, że nie może się z nami spotkać? - spytałam z nadzieją.
- Oczywiście, że tak. Starałam się być najdelikatniejsza jak tylko umiałam. Powiedziałam, że macie napięty grafik i nie macie kiedy. - powiedziała.
- Bogu dzięki. To jak daleko jeszcze to centrum? Trzeba zaszaleć. - zaśmiałam się.
- Nie... Jeszcze kawałek. Zayn ci mówił, że jesteś jedyną dziewczyną jaką przyprowadził do domu? - nagle spytała.
- Nie... Nic nie wspominał. Na prawdę jestem jedyna? - zdziwiłam się.
- Tak. Na prawdę cię kocha. Gdyby cię nie kochał to by cię do nas nie przyprowadził... - powiedziała pewnie.
- A dużo miał tych dziewczyn? - w moim głosie można było wyczuć nutkę zazdrości.
- Tak, ale nie ma już z nimi kontaktu na 100 a nawet 1000%. - odparła. Kamień spadł mi z serca.
Przez resztę drogi rozmawiałyśmy na inne różne tematy. Można by było powiedzieć, że gadałyśmy o wszystkim i o niczym...
[Zayn's POV]
Niecierpliwiłem się, aż Meggie wróci do domu. Przecież wyszła jakieś 20 minut temu! Malik! Co się z tobą dzieje?! Gdzie jest ten Zayn Javadd Ruchacz Malik?! - pytał umysł. Nie ma go... - wtrąciło serce. Zakochał się... - powiedziała podświadomość. Zakochałem się...
- O czym tak myślisz Zayn? - z zamyśleń wyrwała mnie najmłodsza siostra.
- O tym jak bardzo tęsknię za Megs. - powiedziałem szczerze.
- Wiesz, że Meggie też za tobą bardzo tęskni? Nawet jak wychodzisz na krótką chwileczkę do piekarni. Mówiła też, że ona odczuwa kiedy się budzisz i wychodzisz z łóżka i mówiła, że ona automatycznie też się budzi, tylko, że udaje, że śpi, bo wie ile pracy wkładasz w śniadania, które je robisz, a wściekasz się, kiedy ona przychodzi do kuchni. - zachichotała.
- Ta... Coś w tym jest. Nawet nie wiedziałem, że udaje. Jest świetną aktorką. - powiedziałem.
- To pewnie Megan umiera jak siedzisz 3 godziny w łazience. - wtrąciła mama.
- Cud, że jeszcze żyje. - zaśmiałem się.
- Na prawdę się zakochałeś, synku... Nie zrań jej. Drugiej takiej nie znajdziesz. Raniąc ją zranisz jeszcze siebie. - powiedziała poważnie.
- Nie mam takiego zamiaru. Nie zostawię jej, ani nie zranię. Zmieniła mnie. Ograniczyłem palenie, bo mój skarb stwierdził, że ona tego nie lubi i zerwie ze mną jeśli nie ograniczę. - odparłem.
- I dobrze. - mama.
- A jak Doni po świętach? - spytałem zmieniając temat.
- Bardzo przeżywała to, że Justin bardzo ją zranił, ale pozbierała się. Stwierdziła, że nie ma sensu użalanie się nad sobą. Ma rację. Jest dorosła. - odpowiedziała.
- A tata? - spytałem.
- A tata, co? Tata był wkurzony na Justina, przez chwilę myślałam, że on go zabije. - przyznała.
- A gdyby nie tata, to ja zabił bym go. Meggie niby szybko się też po nim pozbierała, ale gdybym nie przyjechał z chłopakami wtedy chwilę później nie wiadomo, czy jeszcze by żyła... - odparłem.
- Nie da się ukryć. Nie umiesz panować nad złością. - mama.
- Dziękuję, mamo. Obiad był pyszny. - przerwała nam Safaa i wyszła z kuchni.
- Nie wiem czemu, ale jakaś cząstka mnie ma wrażenie, że jestem dla Megan tylko pocieszeniem po Justinie... - bąknąłem.
- Wiesz, że to nie prawda, Zayn. Kocha cię. Ale wiesz równie dobrze, ona może myśleć, że to ona jest dla ciebie pocieszeniem po Perrie. - palnęła mama.
- Ja pocieszać się po Perrie? Oh proszę cię, mamo! Szczerze mówiąc musiałem być pod pływem jakiegoś gówna, że z nią byłem. - mruknąłem.
- Oh Zayn... Tylko tak mówię. - powiedziała.
- Trisha? Co robi auto Zayn'a na podjeździe? - usłyszałem głos taty.
- A co już mnie wyganiasz z mojego miejsca parkingowego? - zaśmiałem się.
- Ha! Ledwie prawko zrobiłeś i już twoje miejsce parkingowe? Nie ma tak dobrze synu. Świetnie, że przyjechałeś. - ojciec wszedł do kuchni. - Gdzie masz Megan? W Londynie ją zgubiłeś, czy jak?
- Walihya ją porwała na zakupy... - westchnąłem.
- Znam to westchnięcie... - powiedział.
- Muszę oddychać, no nie? - zaśmiałem się.
- Każdy tak powie. - ojciec mi zawtórował.
- Oh, Yasir... Ty już zostaw te jego miłosne westchnięcia. - powiedziała mama podając mu talerz z obiadem.
- Miłosne... - mruknąłem. - możemy pominąć ten temat?
- Jasne. Więc zapytam o pracę. Kiedy wracacie w trasę? - spytał.
- Za 2 tygodnie. - odparłem.
- A kiedy wracacie do Londynu? - kontynuował.
- Dzień przed trasom. Chociaż myślę, że jednak wrócimy 2 dni wcześniej, bo musimy się przepakować, porządnie wyspać i inne takie. Trochę to wszystko zajmie, nie? - odpowiedziałem.
- No tak... Megan zaczyna tak samo, prawda? - tata.
- Tak, w końcu Paul to też jej manager... - rzekłem.
- Fakt. Zapomniałem. - powiedział.
2 godziny później dziewczyny wróciły z zakupów.
- Jak było? - spytałem czekając w progu na Megs.
- Nie odzywaj się do mnie. - syknęła.
- Walihya, jakie kłamstwo jej wcisnęłaś na mój temat? - wkurzyłem się na siostrę.
- Nic nie mówiłam... - obroniła się.
- Nie krzycz może na nią, co? Wal nic nie zawiniła. - powiedziała Megan.
- Jak nic nie zawiniła? Bez powodu się na mnie nie obraziłaś. - zdziwiłem się.
- Bez powodu to może i nie, ale czemu mi nic nie mówiłeś, że masz dziecko z niejaką Parrie Edwards?  Zdradziłeś mnie? Czemu? Aż taka zła jestem? - spytała mając już łzy w oczach.
- Perrie?! Co kurwa?! - krzyknąłem całkowicie zbity z tropu. - Jakie dziecko, Megan?
- Parrie, czy Perrie, zadzwoniła na mój numer i powiedziała, że mam się od ciebie odwalić, bo ona jest w ciąży z TOBĄ! - wykrzyknęła ostatnie słowo.
- Megan, włączyła na głośnomówiący, więc słyszałam wszystko co do słowa. - odezwała się Wal.
- Zayn co tu się dzieje? - do przedpokoju wkroczyli rodzice.
- Perrie, wcisnęła kit Megan, że mam z tą psycholką dziecko! - krzyknąłem.
- O mój boże... - mama zasłoniła swoje usta dłonią.
- Wyjaśnij mi to proszę. - powiedziała Meggie, uspokajając się.
- Perrie to moja ex. Nic mnie z nią nie łączyło, nie łączy i nie będzie łączyć. Meggie, wiesz, że nie kłamię. Nie zdradziłem cię i wiesz, że nawet bym się nie ośmielił. Z resztą zostań tu, ja pojadę to załatwić z tą.... - zacząłem.
- Nie kończ. - wtrącił ojciec.
Wziąłem z wieszaka kurtkę i wyszedłem. Wsiadłem do auta, aż nagle zobaczyłem jak Megan biegnie za mną.
- Zayn... - szepnęła zapłakana.
- Wierzysz mi? - spytałem.
- Przepraszam. Nie potrzebnie na ciebie naskoczyłam. Powinnam z tobą to omówić na spokojnie. Tylko... Odpowiedz szczerze. Czy spotykałeś się z Perrie odkąd jesteśmy razem? - spuściła głowę. Wysiadłem. Mocno ją przytuliłem.
- Oczywiście, że nie. Przecież cały czas byłem z tobą. - powiedziałem.
- Możesz mnie pocałować? - spytała cichutko. Od razu to zrobiłem.
- Robisz to, żebym nie pojechał? - spytałem.
- Nie chcę, żebyś jechał. Ale wiem, że powinieneś to załatwić. Uważaj na drodze. - powiedziała i wróciła do domu. Przygryzłem wargę i usiadłem za kółkiem.
Jechałem szybko, fakt. Cały czas myślałem o Meggie. Skoro Perrie chce mnie wrobić w dziecko, to co jeszcze może wymyślić?

wtorek, 2 września 2014

48. Welcome in Bradford!

Gdy już oznajmiliśmy naszej rodzince, że wyjeżdżamy, wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy. Zayn cały czas mówił czego mogę się spodziewać ze strony jego rodziców i sióstr. Ja natomiast się śmiałam i mówiłam mu, żeby nie przesadzał. Minęło 5 godzin jazdy. Byłam lekko zmęczona podróżą i w końcu z godziny 13 zrobiła się 18. Zayn szybko wysiadł i jak na gentlemana przystało otworzył mi drzwi.
- Dziękuję. - zachichotałam wysiadając.
- Przyjemność po mojej stronie, skarbie. - cmoknął mnie w policzek.
Wzięliśmy torby i podeszliśmy do drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzyła nam Trish'a.
- Meggie! Zayn! Co wy tu robicie? - spytała zdziwiona.
- Niespodzianka! - krzyknęłam równo z Zayn'em.
- Stwierdziliśmy, że fajnie by było się z wami spotkać przed trasą. - powiedział Zayn.
- Tak... - potwierdziłam.
- Wejdźcie do środka. - przepuściła nas w przejściu.
Położyliśmy torby na podłodze w przedpokoju, a Trish'a zaczęła nas przytulać. W międzyczasie zbiegły Safaa i Walihya.
- Meggie! - krzyknęła najmłodsza i przytuliła się do mnie.
- Hej Saf... - objęłam ją rękami.
- A z bratem się nie przywitasz? - spytał Zayn.
- Nikt nie chce się z tobą witać Zayn. - zaśmiała się Wal i mnie przytuliła. - Hej Megs.
- Cześć, Wal. Rozumiem, że to bardziej za mną się stęskniłyście niż za Zayn'em. - uśmiechnęłam się.
- Oczywiście! - zaśmiała się Safaa.
- Dzięki wam. - mruknął mój ukochany.
- Gdzie tata? - spytał Zayn w kierunku swojej rodzicielki.
- W pracy. - odpowiedziała mu. - Jesteście głodni?
- Jest kurczak na obiad? - spytał
- A i owszem. - uśmiechnęła się kobieta.
- Więc tak. Jesteśmy cholernie głodni! - zaśmiał się.
- Chodźcie. - na słowa kobiety, Zayn pociągnął mnie do kuchni.
- A ja już nie mam głosu od nośnie tego, czy jestem głodna, czy nie? - spytałam.
- Nie. - Odparł mi mój skarb.
Westchnęłam. Zayn zasiadł przy stole sadząc jednocześnie mnie obok niego.
- Coś do picia, skarby? - spytała Trisha.
- Mogłabym kawy? - spytałam wyprzedzając Zayn'a.
- Jesteś zmęczona? - spytał Zayn.
- Trochę, a mam tak wiele pytań, że nie mogłabym teraz usnąć. - powiedziałam.
- Jasne. Czaję. - zachichotała pani Malik i zaczęła przygotowywać napój.
- Mogłabyś mamo zrobić 2? - spytał Zayn.
- Oczywiście synku. - odpowiedziała. - Meggie, jak chcesz możesz zacząć pytać. Co chciałabyś wiedzieć?
- Wszystko o Zayn'ie. To co się działo w jego dzieciństwie nie chce mi powiedzieć... - powiedziałam.
- Bo nic się nie działo. - wtrącił Malik, który już zajadał się kurczakiem, przygotowanym przez jego mamę.
- Oj, było z niego kreatywne dziecko... - zaśmiała się Trisha. - Bardzo kreatywne. Nie lubił sportu, bo wolał plastykę. Był odmieńcem w szkole. Z początku był raczej cichy i niegroźny, ale później... Wyszło szydło z worka. Nie, Zayn?
- Moja mama była wzywana średnio raz w tygodniu za bójki do szkoły. Byłem bardzo problemowy, więc niektórzy się nie męczyli z pouczaniem, tylko od razu wywalali. - dodał Zayn.
- A pamiętasz, synku, jak wywaliłeś telewizor przez okno? - spytała kobieta.
- Oj, pamiętam... - zaśmiał się mój chłopak.
- Ile wtedy miałeś lat? - spytałam.
- 4? Albo 5? Możliwe nawet, że 6... - powiedział.
- Co?! - zdziwiłam się.
- Miałeś 4 latka. A powiesz, Meggie dlaczego wywaliłeś ten telewizor? - Trish z ledwością opanowała śmiech.
- Czemu, Zayn? - spytałam.
- Pamiętam, że nagle wysiadły korki w domu, a leciała moja ulubiona bajka i urwali mi ją w połowie, więc się wkurzyłem i wywaliłem ten telewizor. - powiedział.
- O mój boże... Pani Malik, niech pani kontynuuje opowieści o Zayn'ie. Wciągnęło mnie. - zaśmiałam się.
- Oh my god... - westchnął Zayn.
- Zayn kochał bawić się z siostrami. Oczywiście to sarkazm. Kocha siostry, ale zawsze wolał się sam bawić. Jednak bawił się z nimi, żeby nie płakały. Robił wszystko co mu kazały. Przebierał się za księżniczki, oglądał z nimi bajki dla dziewczynek, bawił się lalkami... - Śmiała się.
- To urocze. - powiedziałam.
- Ta... Jak mówiłem. To diablice! - krzyknął zażenowany Malik.
- Nie prawda... Wymyślasz... - zaśmiałam się.
- Wymyślam... - mruknął.
- Zayn był, jest i będzie zawsze moim kochanym synkiem. - powiedziała.
- Mamo! Nie rób mi obciachu! - zażenowanie Malika brało szczyt.
- Tak. Zayn jest wspaniały. - powiedziałam uśmiechając się.
- Nie bardziej niż ty Megs. - cmoknął mnie w policzek.
- Dobra... A teraz prawdziwy powód dlaczego tu jesteście... Ślub, czy ciąża, albo może choroba? - spytała.
- Mamo! - jęknął Zayn.
- Em... Zayn chciał się z państwem zobaczyć przed trasą... - powiedziałam lekko zmieszana.
- No tak... Praca. - mruknęła odwracając się do kuchenki.
- Mamo, przecież wiesz, że ja to robię dla was. - wstał i przytulił kobietę.
- Wiem syneczku... Ale ty tak ciężko pracujesz. - uroniła kilka łez.
- Tylko się odwdzięczam. A po za tym kocham to co robię. I dzięki mojej pracy poznałem Meggie. - powiedział.
- I nie żałuj tego synu. To złota dziewczyna. Pilnuj się jej. Ojciec ci to samo powie. Chcemy ją w naszej rodzinie. - powiedziała.
- Nie żałuję. - spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął.
- Ona również nie żałuje. - powiedziałam.
- Mam nadzieję. - puścił matkę i usiadł na swoje miejsce.
Dopiłam kawę i zaczęłam myć naczynia po mnie i po Zayn'ie.
- Dziecko drogie, mogłam to zrobić... - powiedziała Trish.
- To nic. Za ciężko pani pracuje. - odparłam.
- Złota dziewczyna, Zayn. Pilnuj jej. A ty pilnuj mojego syna. - powiedziała.
- Będę. - odpowiedziałam szybko.
- Meggie, pobawisz się ze mną? - do kuchni wleciała Safaa.
- A zjadłaś obiad księżniczko? - spytałam.
- Nie chcę. - odpowiedziała i szybko wyszła.
- Nie wiem co się z nią dzieje... Nie chce pić ani jeść... Nie chce mi nic powiedzieć. Meggie, proszę. Może ty coś się dowiesz. Jesteś dla niej wzorem do naśladowania. - poprosiła Trisha.
- Jaki tam ze mnie wzór. - mruknęłam.
- Oj przestań Meggie, jesteś wspaniała. - Zayn mnie pocałował.
- Idę się dowiedzieć o co chodzi. - powiedziałam i wyszłam.
Poszłam do pokoju Safaa'y. Weszłam. Leżała na łóżku twarzą do okna.
- Hej... - powiedziałam.
- Cześć. - mruknęła.
- Czemu nie chcesz jeść? - spytałam siadając pod oknem.
- Bo jestem za gruba! Wszyscy mnie w szkole wyzywają od najgorszych! Staram się jak mogę, ale nie daję rady! - zaszlochała.
- Powiem ci coś... Nigdy nie byłam chuda. Byłam ogromna w 1 klasie podstawówki. Urodziłam się jako kruszynka a tu nagle taki pączek. Inni znęcali się nade mną. Płakałam po nocach, aż pewnego razu, gdy miałam 14 lat jedna dziewczyna powiedziała, że lepiej by było jakbym ze sobą skończyła, bo i tak nikt mnie nie lubi. Wykręciłam żyletkę ze swojej temperówki i zaczęłam robić kreski. Gdyby nie mój brat, który był kilka tygodni przed X-Factorem nie przybiegł do mnie i nie wezwał w ostatniej chwili po pogotowie, nie było by mnie tu. Zawdzięczam mu życie. Oczywiście wrzeszczałam na niego, ale później dzięki mojej przyjaciółce poznałam Justina. Zauroczyłam się w nim, a on mnie zranił. Cierpiałam, ale twój brat mi pomógł. A teraz jestem w szczęśliwym związku. Kocham go, a on mnie. I szczerze mówiąc głęboko wierzę, że to nie zauroczenie... - powiedziałam.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała.
- To, że należy ignorować takie docinki ze strony rówieśników. Pewnego dnia spotkasz chłopaka równie wspaniałego jak twój brat. - powiedziałam.
- Kochasz Zayn'a? - spytała.
- Bardzo. Nawet w ogień bym za niego skoczyła. - powiedziałam.
- Masz rację. Ale jak poznać, kiedy jesteś zauroczona, a kiedy jesteś zakochana? - ciągnęła.
- Kiedy osoba w której jesteś zauroczona wyjedzie, to będziesz za nią tęsknić w pewnym stopniu, tak będzie ci mówiła podświadomość, ale gdy osoba którą kocha wyjedzie, nie będziesz wstanie żyć, nawet jeśli wyjdzie do piekarni na przeciwko na 3 minuty. Ja automatycznie się budzę, kiedy Zayn'a nie ma w pobliżu mnie. Po prostu serce ci powie, czy kogoś kochasz, czy będzie ci się tylko tak wydawało. - powiedziałam.
- Dziękuję Meggie. - Wstała i mnie przytuliła.
- Do usług, Saf... - szepnęłam
- To jak teraz zjesz obiad? - spytałam z nadzieją.
- Tak... - mruknęła.
- Świetnie. Jestem z ciebie dumna. - powiedziałam.
Zeszłyśmy razem do kuchni. Usiadłam Zayn'owi na kolanach, a Safaa z lekkim grymasem na twarzy usiadła obok nas.
- Eh... - do kuchni weszła Wal.
- Coś się stało, Walihya? - spytałam.
- Nic... Po prostu te lakiery do paznokci są koszmarne! Odczekałam już ponad 2 godziny, a one jeszcze nie wyschły i mam odciski i nic nie mogę zrobić! - poskarżyła się.
- Polecam lakiery z Golden Rose. Są fantastyczne. Moja przyjaciółka Joanne mi zrobiła paznokcie jakiś tydzień temu, a one jeszcze się trzymają to ponad normę. - Powiedziałam.
- Tak?! To świetnie! Muszę sobie kupić! - ucieszyła się.
- Właśnie ja też. Możemy iść do jakiegoś centrum jeśli chcesz. - powiedziałam.
- Fantastycznie! Pójdę się uszykować. Daj mi chwilę. - pobiegła do pokoju.
- Zostawiasz mnie? - spytał.
- Możesz iść z nami... - powiedziałam.
- Taa... Już to widzę. Ja, ty i moja siostra na babskich zakupach. Ee, coś tu nie pasuje. Wróć szybko. - powiedział.
- Nic nie obiecuję. Będę się tak śpieszyć jak ty w garderobie. - powiedziałam.
- Uważaj na Bradfordskich chłopaków. To są straszne podrywacze. - odparł.
- Coś o tym wiem... Z jednym się zadaję. - zaśmiałam się.
- Zdradzasz mnie?! - zdziwił się. Trish i Safaa zaczęły się śmiać.
- Tak. Zayn Malik, ten z 1D. Kojarzysz? ponoć w Bradford się urodził. - rzekłam.
- Hahha. Śmieszne. Bardzo. Lepiej idź już na te zakupy, wiesz? - powiedział.
- Będziesz tęsknić? - spytałam.
- Bardzo. Będę umierał. - cmoknął mnie. - a ty?
- Ja będę martwa. - wplotłam palce w jego włosy.
- Nie każ mi na siebie długo czekać, panno Tomlinson. - szepnął mi na ucho.
- Zrobię co w mojej mocy. - uśmiechnęłam się.
- Megs, jestem gotowa. - powiedziała Wal.
- Świetnie. Możemy iść. - odparłam schodząc z kolan Malika.
- To pa! - krzyknęła Wal i biorąc mnie pod ramię zaciągnęła do wyjścia.

czwartek, 28 sierpnia 2014

47. Histeryzuje.

- Meggie, śpisz? - usłyszałam bardzo cichutki szept Zayn'a.
Leżeliśmy już w łóżku, lekko zmęczeni dniem. Już nie długo wracamy w trasę. Tak! Hura! Tak bardzo się cieszę.
- Nie... Jestem tak podekscytowana nową trasą, że nie mogę zasnąć. - zaśmiałam się cicho.
- Ja też. Ale wiesz... Myślę, że chciałbym się spotkać z rodzicami i siostrami przed trasą. Bo wiesz... Później to będzie kicha, żeby do nich przyjechać, bo będziemy mieli napięty grafik i tak dalej... I chciałbym, żebyś pojechała ze mną do Bradford. Za tobą pewnie też tęsknią. Możliwe, że nawet bardziej niż za mną. Szczególnie Safaa, Waliyh i Doniya... Szaleją za tobą. Jesteś dla nich wzorem do naśladowania, szczególnie dla młodych. - powiedział.
- Miło mi to słyszeć, ale to nie możliwe, żeby twoja rodzina tęskniła za mną bardziej niż za tobą. Wszyscy są z ciebie dumni, za to co odniosłeś... Z resztą ja też jestem z ciebie dumna. I z radością będę mogła powiedzieć naszym dzieciom, że ich tata to prawdziwy bohater, szczególnie dla mnie. Pogodziłeś mnie z bratem, pomogłeś mi spełnić marzenia, chciałeś zabić mojego ex za to co mi zrobił... Prawdziwy bohater... Wymarzony książę z bajki. - odparłam.
- A ty jesteś bohaterką dla mnie. Bierzesz udział w różnych akcjach charytatywnych, nawet urządziłaś taki koncert, a wyprawa do Ghany? I to nie z powodu Comic Relief... Nie poddałaś się mimo wielu przeciwności, na przykład, mój chory charakter i twój Acoustic Concert, później stracony głos, święta w Bradford i Justin i wiele innych. Nigdy nie okazałaś słabości, gdzie inni to już by się sami zabili. Na prawdę. To ja jestem z ciebie dumny. - rzekł na jednym wdechu.
- Przestań. Ja po prostu robię to co kocham, jeżeli chodzi o te akcje charytatywne. A jeżeli chodzi o pozostałe rzeczy, takie jak stracony głos, czy Justin, to cierpię. To boli jak ktoś rozdrapuje stare rany i jeszcze sypie solą na nie.- powiedziałam.
- Ruchaj, albo bądź wyruchany... - wypowiedział.
- Dokładnie. Ból domaga się, by go odczuwać. - zaśmiałam się cicho.
- To jak, pojedziesz ze mną do Bradford? - spytał.
- Z chęcią z tobą pojadę do Bradford. - złożyłam na jego ustach pocałunek.
- Więc chodźmy już spać. - ułożył się na lewy bok, twarzą do mnie. Ja leżałam na plecach z rękami ułożonymi pod głową. Zayn położył swoją lewą dłoń na mój brzuch. Ja położyłam swoją prawą dłoń na jego.
[Następnego dnia.]
Dziś obudziłam się pierwsza. Zayn tak słodko spał. Złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach, po czym wyślizgnęłam się z jego objęcia i poszłam wziąć prysznic. Myślałam nad nową fryzurą i kolorem włosów. W prawdzie mam już kupioną farbę, tylko muszę zgadać z Lou Teasdale. Wiem, że chce pobyć trochę czasu z Tom'em i Lux. Po długim prysznicu owinięta w ręcznik, poszłam do garderoby. Zaczęłam przeglądać wieszaki, aż w końcu zdecydowałam się na TEN zestaw. Z ciuchami w dłoni powędrowałam do mojej toaletki, która była akurat w garderobie. Zrobiłam delikatny makijaż, tzw. dzienny. Nadal byłam w ręczniku. Gdy skończyłam make-up i zanim założyłam na siebie ubrania poszłam po buty.
- Gdzieś się wybierasz, słońce? - usłyszałam jego jeszcze zaspany głos.
- Już wstałeś? - zignorowałam jego pytanie i spojrzałam na niego.
- Jak widać... A kiedy ty wstałaś? - spytał.
- Jakieś 2 godziny temu. Wzięłam długi prysznic i ogarniam się tutaj. - powiedziałam.
- Oh... Mogłaś mnie obudzić, bym ci pomógł... - uśmiechnął się zadziornie.
- Ha ha ha. Nie. A tak w ogóle... To kiedy masz zamiar jechać do Bradford? - spytałam.
- Nie wiem... Jakoś po śniadaniu? Chyba, że masz jakieś plany na dzisiaj, to wyjazd możemy przełożyć... Jak chcesz... - na jego słowa się zaśmiałam. - Z czego się śmiejesz?
- Już wiem, czemu chłopacy mówią do ciebie pantofelek. Skarbie, dopasuję się. - powiedziałam opanowując śmiech.
- Pantofelek? Niby kiedy tak mówią? - zdziwił się.
- Zawsze, jak ciebie nie ma w pobliżu. Jak do mnie piszą, albo dzwonią, bo nie mogą się do ciebie dodzwonić, albo tobie nie chce się odbierać to mówią o tobie "Pantofelek"... - wyjaśniłam.
- To wiele wyjaśnia. No to jedziemy dzisiaj po śniadaniu i spędzimy tam resztę wolnego. To znaczy ja tam spędzę wolnego, ty możesz wcześniej wrócić. Jak chcesz. - powiedział pewniejszym głosem.
- Jednak wolę Pantofelka. Zostanę tam z tobą resztę wolnego, czyli jakiś tydzień, półtora. - zaśmiałam się.
- Pantofelka... - prychnął. - Nie to, że nim jestem. Po prostu wolę uzgadniać wszystkie, prawie wszystkie decyzje z tobą. Bo nie wiem, czy masz plany, czy w ogóle chcesz ze mną jechać, a nawet jeśli to ile chcesz tam być... - powiedział.
- Wiem, kotku. Idź się ogarnij, a ja się ubiorę i zacznę nas pakować, okay? - spytałam.
- Czemu nas? Umiem się spakować. - zaśmiał się lekko zdziwiony.
- Godzina prysznic, 2 godziny fryzura i kolejne 2 na zdecydowanie się w co masz się ubrać. Każdy wie, że lubisz dobrze wyglądać, ale to już lekka przesada. Idź. - powiedziałam.
- Zawsze możesz mi pomóc. - rzucił zadziornie.
- Spadaj. Jedynie uszykuję ci jakieś ciuchy, żeby zaoszczędzić czasu. - odparłam.
- Jasne... - mruknął i poszedł.
Ubrałam się w moje ciuchy i z jednej z szaf Zayn'a wyciągnęłam 2 duże torby. Najpierw spakowałam jego ciuchy i uszykowałam co ten kochany debilek ma na siebie ubrać. Gdy skończyłam wzięłam się za swoje ubrania. Wzięłam większość letnich ciuchów, w końcu ostatnie 2 tygodnie lata. Chociaż tu ciągle pada. Trudno. Usłyszałam trzask.
- Kurwa! - usłyszałam jak Zayn przeklina.
Podbiegłam do drzwi łazienki.
- Zayn, wszystko okay? Co się tam stało? - pytałam pukając w drzwi. - Zayn, otwórz mi.
- Jest okay. Przez przypadek zbiłem fiolkę z moim ulubionym perfumem. Pech chciał, że rozbił mi się na ręce... - otworzył drzwi.
- Bruno Banani? Zayn nie jest okay, skoro perfum zbił ci się na ręce. Pokaż mi tą rękę. - powiedziałam wchodząc do środka. - Jezu Zayn! Niech cię cholera...! Trzeba to opatrzyć!
- To nic. Przemyje się wodą i naklei kilka plasterków i będzie okay... - mruknął.
- Nic?! Siadaj na wannie i mnie nie denerwuj. Zajmę się tym. - powiedziałam.
- Dobrze, pani doktor. - usiadł na wannie, jak mu kazałam, a ja z szafki wyciągnęłam apteczkę. Usiadłam mu na jednej nodze i chwyciłam jego prawą dłoń.
- Będzie szczypać. - powiedziałam i polałam mu wodą utlenioną.
- Kurw! - krzyczał. - Kobieto, to boli!
- Mówiłam, że będzie szczypać. Nie denerwuj się tak. Rana jest oczyszczona, teraz będę sprawdzać, czy nie schował się gdzieś w ranie kawałek szkła, a to będzie bardziej boleć, bo zrobię to pęsetą. - odpowiedziałam spokojnie.
- O nie nie nie... Nie ma mowy. - zaprotestował i zabrał rękę.
- Oh, czyli wolisz jechać do szpitala? - spytałam.
- Nie! - powiedział szybko.
- Więc daj rękę. - odparłam.
- Masz. Ale szyć mi nie będziesz? - spytał przerażony.
- Nie... Aż tak poważne to nie jest. Chyba. - mruknęłam ostatnie słowo.
- Cholera... Proszę zrób to w miarę szybko... To strasznie boli! - jęczał.
Kawałki szkła wyciągnęłam, znów polałam mu tą wodą utlenioną i opatrzyłam.
- Gotowe. - Powiedziałam.
- Dziękuję. Pocałujesz, żeby nie było kuku? - spytał uśmiechając się.
- Nie. - powiedziałam.
- A mogę ja pocałować ciebie? - ciągnął.
- Możesz. - zgodziłam się.
Jedną dłoń położył na mojej talii, a drugą na policzku. Ja zawiesiłam ręce na jego szyi, z czego jedną dłonią bawiłam się jego włosami. Wpił się w moje usta. Nie przerywając całowania przysunął mnie bliżej siebie.
- Em... Powinniśmy... Powinniśmy się szykować. Szczególnie ty... - powiedziałam.
- No tak. Jak bardzo cię rozpraszam? - spytał śmiejąc się.
- Za bardzo. - odpowiedziałam.
- A co będzie jak zdejmę ten ręcznik? - znów zapytał.
- Gwałt. - odparłam bez namysłu.
- Mnie pasuje. - cmoknął mnie.
- Wiesz, że nasi współlokatorzy lubią wchodzić bez pukania... Wolałabym uniknąć miny Lou, jak ruchasz się z jego młodszą siostrzyczką. Ostatnio prawił mi na ten temat kazania. Ty też chcesz tego uniknąć i nie chcesz wysłuchiwać jego kazań. - powiedziałam.
- Prawdę mówiąc, to już słyszałem kazania Louis'a o antykoncepcji, kwiatkach i pszczółkach i groził mi... - zaśmiał się.
- Groził ci? - zdziwiłam się.
- Ta... Cytuję: "Lepiej, żebym was nie przyłapał, bo to ty zginiesz marnie Malik! To moja mała siostrzyczka! Gorzej z tobą będzie, jak ją zranisz, Zayn. Uważaj na nią."... Czy jakoś tak. - powiedział.
- Histeryzuje, ale wiesz... Pewnie czuje się winny za to, że prawie się przez niego zabiłam i oczywiście Justina i za to, że ukradł mi marzenia. A po za tym, to mamy tylko siebie, jeżeli chodzi o więzy rodzinne. - odparłam. - No tak... Wiele narozrabiał, teraz chce to naprawić. Ale nie musi być taki groźny. - stwierdził.
- Ta... Wystarczy, że będziesz przy nim się pilnować i będzie wszystko okay. - wybuchnęłam śmiechem, jak zobaczyłam wyraz twarzy Malika na słowa "Będziesz się pilnować". Bezcenne.
- To będzie dopiero jazda. - westchnął.
- Nieważne. Lepiej mi powiedz, gdzie mnie zabierzesz najpierw, jak dojedziemy do Bradford. W święta nigdzie nie byliśmy pozwiedzać. - zmieniłam temat.
- Tam, gdzie nogi nas same zaniosą. Nie wiem, czy Bradford jest godne twojego zwiedzania... - powiedział.
- Oh, czyli są tam jakieś dziecinne wstydy, skoro tak mówisz. - zaśmiałam się.
- Można tak powiedzieć, aczkolwiek, ja bym tak nie powiedział. - mruknął.
- Ubieraj się, a ja idę na śniadanie. - pocałowałam go przelotnie i wstałam szybko zostawiając go w łazience.
Heh, jestem ciekawa co mnie w Bradford spotka...
_______________________________________________________________
Hej i oto kolejny :)
May xx

piątek, 22 sierpnia 2014

46. Plany na przyszłość.

Odpowiedź Louis’a totalnie mnie zszokowała. Napisał „Opowiem wam jutro jak El wróci do Manchesteru”. Czyli nie. Rozstali się. Biedny Lou! Musi być załamany, ale przed Cadler udaje, że wszystko okay. Wrzało we mnie. Byłam niesamowicie wściekła. Gdyby nie Zayn i jego silne ramiona, które owinęły mnie szybko w talii to poszłabym coś rozwalić, a najchętniej kogoś. Tak. Tak, myślę o Eleanor.
- Ej Megs, spokojnie. Na pewno jest jakieś racjonalne wytłumaczenie. Może Louis robi nas w chuja i El się zgodziła? – uspakajał mnie.
- No właśnie nie! Gdyby chciał nas zrobić w chuja to by nie napisał „JAK EL WRÓCI DO MANCHASTERU”. – krzyczałam.
- To nie możliwe, żeby El odmówiła. Louis kocha ją, a ona jego. Zobaczysz, na pewno Lou nam wszystko wyjaśni. – powiedział.
- Idziemy po jeszcze jedno piwo? Albo na jakiegoś drinka? – spytałam, a on się na mnie dziwnie spojrzał. – No co?! Mam ochotę na coś mocniejszego!
- Nic przecież nie mówię. – Zaśmiał się. – A może masz ochotę na coś jeszcze?
- Haha, nie. Wal się. – zawtórowałam mu.
- No właśnie sam nie mogę. – powiedział.
- Nie mój problem. Puść mnie, proszę. Emocje już opadły. – zaśmiałam się.
- Opadły powiadasz… No cóż… - wziął ręce i z miną jak za karę odsunął się ode mnie.
- Wracajmy już co? Zimno się robi. – powiedziałam.
- A mogę cię przytulić? – spytał.
- Nie. – zaśmiałam się.
- To wracaj sama. – wytknął mi język.
- Żartuję przecież. Chodź tu debilu kochany. – przytuliłam się do jego torsu, a on objął mnie swoimi długimi rękami.
- Wracajmy już. – zaśmiał się i szliśmy tak przytuleni do siebie, śmiejąc się sami z siebie.
- Wiesz… Tęsknię za sceną. – powiedziałam tak nagle.
- Długo nas na niej nie było to fakt. Jest tyle teraz spraw na głowie, ale przyznaj, były potrzebne nam wakacje. – odpowiedział.
- Tak… To szaleństwo. Stoisz na scenie i ta ekscytacja jest tak wielka, że masz wrażenie, jakbyś był na haju, a gdy schodzisz nadal czujesz tą adrenalinę. – uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Moje słowa. To kolejny dowód, że do siebie pasujemy. – powiedział.
- A jaki jest poprzedni? – spytałam.
- Nazwałaś mnie kochanym debilem. – zaśmiał się, a ja wraz z nim.
- Bo nim jesteś, skarbie. - mruknęłam przybliżając twarz do jego.
- Zaraz zaraz. Pamiętaj, że ten debil zawsze z tobą był. I nie jestem debilem. Jestem geniuszem! Bogiem! I wiedz, że czuję się urażony... - prychnął.
- Z pewnością. Najwyraźniej cię nie doceniłam. - zachichotałam.
- No nie. No nic królowo. Idziemy do domu. - powiedział biorąc moją rękę sobie pod ramie.
- Królowo? Kiedy awansowałam z księżniczki na królową? Coś przegapiłam? - spytałam zdziwiona.

- Wiesz... Kiedyś będziemy mieli córkę i to ona będzie moją księżniczką, natomiast ty moją królową... Mam to wszytko przemyślane. - wyjaśnił. Mój uśmiech automatycznie się poszerzył.
- A co z twoją mamą i siostrami, królu, hm? - spytałam.
- Więc moja mama to zły smok, mój tata to więzień smoka, a siostry, to złe siostry. - zaśmiał się.
- Czemu? - spytałam zaskoczona.
- No cóż... Jestem ukochanym synkiem mamy, ale kocha robić mi obciach jak wiesz, ciągle mnie wyzywa jak zachowuję się niestosownie. A tata cóż... Moja mama jest uparta i to strasznie, więc jeżeli chodzi o ubiór, taty oczywiście, remont domu to tata nie ma głosu. Jest zrób tak i zrób siak. Mama ma wpływ, czy tata może obejrzeć sobie mecz, czy ona obejrzy swoje seriale. Tata podejmuje decyzje bardziej poważne. Co do moich sióstr to są to straszne psotnice. Przy tobie w święta zgrywały aniołki. Wierz mi. - wyjaśnił.
- Wow... - zaśmiałam się.
- Ta... - zawtórował mi.
- A nie chciałbyś syna? Wiem, że dla twojego taty, to cholernie ważne, żeby mieć wnuka. - spytałam.
- Prawie każdy facet na świecie marzy o synu. W mojej rodzinie szczególnie. Jak wiesz, ja i mój tata, oraz reszta naszej rodziny, mam na myśli tylko męskich członków rodziny, byliśmy pod silnym wpływem kobiet. Ale coś czuję, że będę miał córkę. Dla mnie płeć nie ma znaczenia. Ale ilość już tak... Chciałbym mieć całą gromadkę dzieci. - odpowiedział.
- I sam se tą gromadkę będziesz rodził. Nie ma mowy. Maksymalnie 2 dzieci. A po za tym, to wiesz... Jeżeli się postarasz to może będziesz miał syna. Jeżeli chodzi o mnie, to płeć nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. Będę szczęśliwa, bez względu na to, czy urodzi się chłopiec, czy dziewczynka. Nie licz na to, że zdradzę ci płeć jeśli zajdę z tobą w ciążę. - splotłam nasze dłonie.
- Będziesz musiała mi powiedzieć. Będziesz nosić w sobie moje dziecko. - powiedział.
- Twoje dziecko? - spytałam spoglądając na niego.
- Nasze dziecko. Po prostu źle usłyszałaś. - odparł bez zastanowienia.
- Jasne jasne. - zaśmiałam się.
Doszliśmy do domu. Od razu weszłam do salonu. Wszyscy normalnie rozmawiali. Nie było ani El ani Danielle. Liam miał smutny wyraz twarzy. Normalnie by się uśmiechał.
- Hej wam. - powiedziałam. - Od razu zaznaczam, że żądam szczegółów. Sorry Lou, ale zaczniemy od Liama. Jego wyraz twarzy mnie bardziej nurtuje.
- Znów zerwaliśmy z Danielle. Powiedziała, że to był błąd, że się zeszliśmy, a po za tym to mamy niecodzienną pracę i musi odejść. I wyszła. Tyle. - powiedział.
- A ja chciałbym zaznaczyć, że akurat dzisiaj Megan nie kontroluje swoich emocji. - Powiedział Zayn.
- Ta... - mruknęłam. - Co do Dani, to przewidziałam to, ale z jednej strony myślałam, że zmądrzeje. Nevermind. Lou, teraz ty! Co oznaczał twój SMS?

- Nie oświadczyłem się jej. - mój brat mnie zaskoczył tą odpowiedzią.
- Niemożliwe, że spanikowałeś. - powiedziałam.
- Meggie, wysłuchaj dalej. - powiedziała Jo.
- Dalej? No tak... Żądam szczegółów. - odpowiedziałam.
- El podczas rozmowy wyznała, że nie chce teraz wychodzić za mąż, zanim się jej spytałem. Uznałem, że nie warto się pytać, skoro powiedziała już nie. Postanowiłem zostawić pierścionek i poczekać. - wyjaśnił Lou.
- Oh... To zmienia postać rzeczy. - mruknęłam zaskoczona.
- Widzisz Megs? Nie warto było się wściekać. - skomentował Zayn moje zachowanie w parku.
- Ja tak nie uważam. - przytuliłam się do niego.

_________________________________________________
hej wam! długo mnie nie było fakt. nie było mnie w domu dość długo. Wakacje i te sprawy.. xd ale już nie długo do szkoły... jupi ja jej. . :(
powodzenia
lovv, May xx

czwartek, 14 sierpnia 2014

45. Oświadczyny

*Oczami Louis'a*
- Wszystko gotowe. Restauracja zarezerwowana, pierścionek masz, odwagę i godność niekoniecznie... - wyliczał Harry.
- Zamknij się Styles. Jest świadomy tego co robi. - powiedział Liam.
- Ej, Lou wystarczy El zaprosić na kolację. - Zayn objął mnie ramieniem.
- To jak skok z klifu. Albo roztrzaskasz się o skały, albo spokojnie wpadniesz do wody. - znów odezwał się Harry.
- Zamknij się, Hazza. Nic nie wiesz. - w końcu się odezwałem.
- Grunt to nie zapytać za wcześnie i nie za późno. Najlepiej po kolacji, przed deserem. Będziesz miał jakieś 10 minut, więc... Czas mój drogi, czas. Podczas kolacji nie może być cisza, cisza cię zgubi. Będzie niezręcznie, a nie oto tu chodzi. Dużo z nią rozmawiaj. - powiedział Niall.
- O czym mam z nią rozmawiać? - spytałem spanikowany.
- O wszystkim, Lou. Ale pamiętaj, komplementy przede wszystkim. Mów jej, że jest piękna, że w kiecce wygląda seksownie, jak bardzo ją kochasz i bla bla bla. Dużo żartów. Jak skończą ci się komplementy zacznij robić z siebie debila. W końcu tak ją wyrwałeś, co nie? - Zayn dodał mi otuchy.
- Tylko pamiętaj, to restauracja, wszystko z umiarem. Gdy zjecie, przyjdzie skrzypek. Zamówiłem go dla was. On se będzie grał, a ty podejdź do niej, uklęknij po jej lewej stronie i po prostu zapytaj "El, wiesz, że cię strasznie mocno kocham. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?"
- Dobra. Tak czy tak, jesteśmy z tobą Lou. - słowa Harry'ego mnie zszokowały, ale ucieszyłem się z nich.
- Idź ją zaproś na tą kolację. - popędził mnie Niall.
- Raz kozie śmierć. - mruknąłem i poszedłem.
Siedziała z dziewczynami plotkując w kuchni. Popijały winem jedząc winogrona i wiśnie.
- ... Mówię wam... Tak mnie zdenerwowała, że myślałam, że nie wiem co jej zrobię! - poskarżyła się El.
- Lou, zgubiłeś drogę do chłopaków? - spytała żartobliwie moja siostra.
- Śmieszne, Meggie. Wiesz co? Zmieniam orientację i chciałem z wami po plotkować. - mruknąłem. El o mało się nie zakrztusiła winem.
- Serio?! - Zdziwiła się Eleanor.
- Nie! Żartuję przecież! Chciałem cię zapytać, a raczej powiedzieć, że porywam cię dziś na kolację. - rzuciłem prosto z mostu.
- Okay. O której? - spytała brunetka.
- O 20 wyjeżdżamy z domu. - powiedziałem.
- Nie wiem, czy wiesz Lou, ale jest 14. Dajesz dziewczynie 6 godzin na uszykowanie się? - wtrąciła Jo.
- To jest mój brat. To kompletny idiota. - powiedziała Megan.
- Dziewczynę musisz poinformować dzień wcześniej. - skarciła mnie Danielle.
No tak... Przecież wiedzą co się święci. Westchnąłem cicho.
- Chodź El, pomożemy ci się wyrobić na czas. - Powiedziała Joanne i razem z El i Dani pobiegły na górę. Bodajże do Jo i Niall'a pokoju, albo Meggie i Zayn'a.
- Myślisz, że się uda? - spytałem mojej siostry.
- Jest mądra. Nie podejmie głupiej decyzji. Masz 23 lata, ona 22. Fakt faktem, że jeszcze studiuje, ale Louis... Jesteś świetnym facetem. Część fanek waszego zespołu sra na twój widok i wszyscy wiedzą, że mimo iż jesteś niesamowitym debilem, to potrafisz być mega romantyczny i odpowiedzialny. Dziewczyny marzą o tobie. Ty kochasz ją ona ciebie i to wystarczy... Tego wam tylko trzeba. Przeszliście wiele nie fajnych chwili i momentów, ale udało wam się przetrwać. Więc już wiesz, że wasza miłość jest silna. Jestem z ciebie dumna braciszku, ale pamiętaj. Ty zranisz ją dupku, to ja zranię ciebie. - zaśmiała się i mnie mocno przytuliła.
- Dzięki, że jesteś po mojej stronie, Meggie. - zaśmiałem się. - Leć już do niej.
- Jasne. Trzymaj się. - uśmiechnęła się i pobiegła na górę.
*Oczami Megan*
Wierzyłam w mojego brata. El i Lou bardzo do siebie pasują. Weszłam do pokoju Niall'a i Jo. Tam ich nie było. W pokoju Liam'a też... I Lou również... Pewne będą u mnie. Tak! Bingo.
- Gdzie Eleanor? - spytałam zauważając, że jej nie ma.
- Bierze gorącą kąpiel. Jest bardzo podekscytowana tym wyjściem. - powiedziała Dani.
- Domyśla się o co chodzi? - spytałam rzucając się na łóżko. Położyłam głowę na poduszkę Zayn'a. Mmm... Pachnie nim...
- Nie. Cieszy się, że gdzieś wychodzi z Lou. - Jo.
- To dobrze. Lou jest przerażony... - zaśmiałam się.
- Jest czym. - prychnęła Jo.
- No tak trochę. - Ja.
- A ty nie czekasz na krok Zayn'a? - spytała Dani.
- Nie wiem czy czekam, ale my jesteśmy jeszcze młodzi. Mam 18 lat. Mam jeszcze czas. Nigdzie mi się nie spieszy. - odpowiedziałam.
- Eleanor to taka szczęściara… - westchnęła Dani.
- Oj Dani… Na ciebie też przyjdzie czas… - pocieszyła ją Joanne. Zdziwiona wraz z Danielle spojrzałam na Joanne.
-Też mam swoje słodkie momenty! – powiedziała Black.
- Wiemy. I szczerze mówiąc jesteśmy pod wrażeniem, że te twoje słodkie momenty są coraz częściej… - Powiedziałam.
- Jestem. – Z łazienki wyszła Eleanor.
- Siadaj. Zrobię ci make-up, albo nie. Najpierw się uczesz, żeby ci się nie rozmazało. Jo, daj jej jakąś kieckę. – powiedziała Danielle.
- A wiecie w ogóle o co chodzi? Bo wiecie, Louis nagle wyleciał z tą kolacją i w ogóle… - Spytała El.
- Mi Lou, powiedział, że mamy cię przyszykować na kolację, tyle. Przecież wiesz, gdzie idziecie, nie? – ja.
- Do jakiejś restauracji. – odparła.
- No więc właśnie. Lou też ma swoje romantyczne chwile. – zaśmiałam się.
- Trochę się stresuję… - przyznała Cadler.
- Nie ma czym. – zapewniła ją Joanne.
Joanne dała jej do założenia TO, Dani zrobiła jej makijaż, a ja ją uczesałam. Wyglądała nieziemsko! Byłyśmy pod wrażeniem i przy okazji dumne z naszej pracy.
- Mogę wejść? – zza drzwi usłyszałam głos Zayn’a.
- Nie. – odpowiedziały chóralnie dziewczyny, podśmiechując. Również się zaśmiałam się i podeszłam do drzwi. Lekko je uchyliłam i wychyliłam swoją głowę.
- Chcesz coś konkretnego z pokoju? – spytałam.
- Tak. Moją dziewczynę. Zabrały mi cię. Także cię potrzebuję. – powiedział opierając głowę o ścianę. Głośno westchnęłam.
- Eleanor jest gotowa. Powiedz mojemu braciszkowi. – zaśmiałam się.
- Jasne, a co zrobisz z moim problemem? – spytał.
- Zobaczę co w mojej mocy, żeby go rozwiązać. Zmykaj już. – cmoknęłam go przelotnie w usta i weszłam do pokoju.
- Dobra El, idziemy. – powiedziała Joanne.
Dziewczyny wstały z łóżka i wszystkie zeszłyśmy do salonu. Od razu podeszłam do Zayn’a, a on objął mnie w pasie. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- El, wyglądasz jak zawsze olśniewająco. Gotowa, na noc twego życia? – Lou wziął El pod ramię.
- Jasne. – Zachichotała.
- No to my idziemy. Nie czekajcie na nas, będziemy późno. I nie kładźcie się spać zbyt późno, dzieci. – powiedział mój brat. – Zayn, klucze od auta! – przypomniał sobie i podszedł do nas. Zayn szukał po kieszeniach kluczyków, a ja szepnęłam mojemu bratu na ucho:
- Informuj nas o wszystkim. – powiedziałam i akurat Zayn dał mu owe klucze.
- Jasne. – szepnął. – Dzięki i pa dzieci!  - zaśmiał się i wyszli.
- Tak szybko dorósł… - powiedział Harry.
- Debil. – zaśmialiśmy się.
- To co robimy teraz? – spytał Niall.
- Nie wiem jak wy, ale ja nie mam zamiaru siedzieć w domu… - powiedział Zayn.
- Nie, nie idziemy do klubu Malik. Nie po ostatnim wypadzie. – szybko odpowiedziałam.
- A kto powiedział, że grupowo? Chodź Meggie. – splótł nasze palce u dłoni i szybko wyszedł ciągnąc mnie za sobą.
- I teraz ci będą się kocić! – usłyszałam krzyk Hazzy.
Zaśmiałam się. Oni są nie możliwi…
- Więc po co wyszliśmy? – spytałam.
- Rozwiązujemy mój problem. Chcę pobyć trochę sam na sam z tobą, a oni mi to umożliwiają. – powiedział zwalniając tempo.
- Eh… - westchnęłam
- To źle? – spytał.
- Ależ skąd… Jest całkiem przyjemnie. Lubię z tobą spędzać czas.
- Ja z tobą też. Na co masz ochotę?
- Szczerze mówiąc mam ochotę na zimne piwo. Nic więcej teraz nie pragnę.
- Nawet mnie?
- Ciebie już mam.
- Ale nie pragniesz mnie bardziej?
- Nie bardziej jak piwo w tym momencie.
- Więc do sklepu.
- Kochasz zaspakajać moje potrzeby, co?
- Najbardziej te łóżkowe.
- Skończ.
- Nic przecież nie mówię…
Tak więc poszliśmy w kierunku sklepu. Gdy kupiliśmy to co pragnęliśmy poszliśmy do parku i sączyliśmy nasz napój w parku na ławce. Długo czekaliśmy aż Lou nam napisze co odpowiedziała El. A napisał…
________________________________________________________________________
Urwę w tym momencie, mam nadzieję, że się nie gniewacie.
J
przepraszam, że rozdziały nie były tak długo dodawane, ale wiecie… Wakacje i te sprawy…
Lovv, May xx
Szablon by Selly