[Megan]
W końcu dom. Rodzina Zayn'a jest bardzo fajna i cieszy mnie to, że mnie zaakceptowali i traktują mnie jak część rodziny. Zayn bardzo kocha swoje siostry, a one jego. Jest dla nich wzorcem. Oczywiście dla młodszych, bo Doni jest już dorosła i bardzo szczęśliwa, odkąd pozbierała się po zerwaniu z Justinem. Ale widok Zayn'a jak opiekuje się Safaa'ą... Ah... To było takie urocze. I wiem, że będzie wspaniałym ojcem...- Megs... Pobudka... Czemu ty zawsze zasypiasz w trakcie rozmowy? I to w dodatku jak ja mówię do ciebie? - spytał.
- Przepraszam, skarbie. Nie kontroluję tego. - odpowiedziałam wysiadając.
- Aż taki nudny nie jestem... - mruknął.
- To nie ty... Tylko przeklęta choroba lokomocyjna. Lepiej, że śpię a nie zabrudzam ci twoją tapicerkę, czy jak to tam się zwie. - powiedziałam.
- Lepiej to, niż tamto... - uśmiechnął się.
- Cieszysz się, że w końcu w domu? - spytałam.
- I to jak... Nie męczą cię te ciągłe pytania moich rodziców na temat naszej przyszłości? Kiedy ślub, kiedy dzieci, kiedy to, kiedy tamto... Szału można dostać... - otworzył bagażnik i wyjął z niego nasze bagaże.
- Może trochę, ale wiesz może nie mogą doczekać się wnucząt? - rzuciłam.
- Jest jeszcze Doniya. Dziwne, że na nią tak nie naciskają. A jest starsza ode mnie. O nie wiele, ale starsza. - powiedział.
- Może Doniya jeszcze kogoś sobie nie znalazła, a teraz bardziej uważa na kandydatów ze względu na incydent z Justinem? - spytałam.
- Może... Może tak naciskają, bo wiedzą, że nigdy nie zerwiemy i tyle... - odparł
- Istnieje taka możliwość. - odpowiedziałam.
- Meggie, Zayn! W końcu przyjechaliście! - z domu wybiegł Niall. Biegł tak szybko jakbyśmy byli kurczakami po przecenie z Nandos.
- Aż tak za nami tęskniłeś? - spytałam jak się na nas rzucił.
- Tak. Z resztą jak każdy. A Louis to zaczął obstawiać, że Zayn cię zgwałcił i poćwiartował, po czym zakopał gdzieś w okolicach Bradford. Tak fajnie jest posiadanie nadopiekuńczego brata... - mówił szybko.
- No to dzięki, zostałem gwałcicielem i mordercą. - mruknął Zayn.
- Tak fajnie jest posiadanie nadopiekuńczego brata... - zacytowałam Horana.
- No nie? - Zaśmiał się blondyn.
- Chodźmy może do domu. Muszę obrazić się na rudą za to, że zasnęła podczas NASZEJ rozmowy... Nie wyjdzie mi to stojąc tu z wami. - wtrącił Malik.
- Wypraszam sobie. Jestem blondynką, a to, że usnęłam to nie moja wina. - powiedziałam.
- Bo ty jesteś Ruda da, szalona ruda da. Ty jesteś rudaa!!! - zanucił Horan.
- Haha! Chodźmy. - zaśmiałam się.
- Otworzę wam drzwi. - powiedział idąc przodem.
- Oh jakiś ty kochany, Nialler! - rzucił Zayn.
- No nie? - śmiał się.
Weszliśmy do domu. Wszyscy się na nas rzucili i mówili jak bardzo tęsknią.
- To dziś będziemy oblewać, tak? - spytałam.
- No oczywiście. W końcu nie codziennie się kończy 22 lata. Nie Li? - zaśmiał się Lou.
- Ty staruchu jeden. Najlepszego stary. - powiedział Zayn.
- Nie róbcie ze mnie dziadka, okay? Jestem jeszcze młody i piękny. - zaśmiał się Payne.
- Piękny, to może i tak, ale już nie taki młody... - zaśmiała się Jo.
- Ej, Black, ja ci tylko przypomnę, że jesteś tylko o 2 lata młodsza ode mnie. Masz już aż 20 lat... - powiedział Li.
- Haha! To ja jestem jeszcze i młoda i piękna i wgl...! Frajery! - krzyknęłam.
- No nie, bo ty to jeszcze taki maluszek jesteś. - powiedział mój brat.
- Zamknij się dziadku, jesteś najstarszy. Masz już 25 lat. - wytknęłam mu język.
Po tej jakże ciekawej konwersacji weszłam do mojej i Zayna sypialni i rzuciłam się na łóżko. Zostawiając ukochanego z 4 walizkami na dole.
- Dzięki, że o mnie pamiętasz. - o wilku mowa.
- Jesteś mężczyzną. Przynajmniej mięśnie se wyrobisz, nie co te leniwce. - zaśmiałam się.
- Odezwała się... - położył się obok mnie. - W końcu dom.
- Oh proszę cię... - śmiałam się.
- Ludzie, chcę kupić małpkę. - do pokoju wszedł Lou.
- A po co? Mamy aż pięć. - powiedziałam.
- Mówię poważnie. - powiedział mój brat.
- Ja również. - podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Zważaj na słowa Megan. - syknął Zayn.
- Ej! - krzyknął Louis.
- Ale zapłon. Normalnie refleks szachisty. - powiedziałam.
- Jeny jak ja za tobą tęskniłem, kotku! - Harry mocno mnie przytulił.
- Harry, ciszej, bo się wszystko wyda! - skarciłam loczka.
- Co się wyda? - spytał Zayn podejrzliwie, śmiesznie mrużąc oczy.
- To ty nie wiesz?! - zdziwił się Hazz. - Bo wiesz... Głupio teraz wyszło...
- Meg... - Zayn.
- Bo ja i Harry wiesz... Razem... I te sprawy... - odparłam.
- Gdybyś nie kłamała zajebałbym Stylesa jak nic... - uśmiechnął się szeroko mój kochany.
- WOOW! Skąd wiesz, że nie kłamię? - spytałam.
- Za bardzo mnie kochasz... - odpowiedział.
- A może nie?
- A jednak.
- Ej a może omówimy co chcę dostać na urodziny? - wtrącił się Li.
- No właśnie! Zastanawiałam się jakie skarpety ci kupić. Wolisz wełniane, czy bawełniane? - spojrzałam na Payne.
- Haha. Nie. Szczerze mówiąc śni mi się tylko alkohol. - powiedział Li.
- Mój człowiek. - zaśmiałam się.
- I imprezę urządzimy w ogrodzie. - rozmarzył się.
- Tak. Bo nie ma to jak chlanie przy ognisku w ogrodzie. - odparłam.
- Dokładnie. Grunt to rodzinnie. - odpowiedział.
-Tak, cudowna ta nasza rodzinka. - przytuliłam Zayna i Harryego. - Nie zamieniłabym was na nikogo. I to nie dlatego, że nikt by nie chciał takich idiotów, ale dlatego bo was kocham debile.
- Oberwie ci się za tych idiotów i debili. - szepnął Zayn.
- A ja ci jeszcze pomogę, Zayn! - dodał Styles.
- Jestem pod ochroną środowiska. - powiedziałam.
- A konkretnie? - zdziwił się Harry.
- Mam starszego brata. - wytknęłam im język.
- Oj nawet Louis ci nie pomoże... - odezwał się mój brat.
- Atak na Meggie! - wrzasnął Niall.
Wszyscy zaczęli mnie łaskotać, a ja wiłam się. Nie miałam jak się obronić! Drapałam, krzyczałam, waliłam, wrzeszczałam, przekręcałam się. I to wszystko na nic.
- Ej no! - krzyczałam. - No przestańcie!
***WIECZÓR***
Razem z dziewczynami siedziałam w kuchni i cały czas plotkowałyśmy, tymczasem chłopacy siedzieli w ogrodzie i zajmowali się ogniskiem.
- Jak było w Bradford? - zagadnęła mnie Danielle.
- Cudownie. Fantastycznie się tam bawiłam. - uśmiechnęłam się. - W Bradford... Czuję się jakbym faktycznie była już wciągnięta w ich rodzinę. Są na prawdę wspaniali.
- Ojeju... - pisnęły.
- Od pierwszego przyjazdu, byłaś tam wciągnięta. - przyszedł Zayn. - W ten dom wariatów.
- Nie, dom wariatów mamy tu. - zaśmiałam się.
- Taa, nie... - pocałował mój policzek.
- Więc, Malik... Jako prawnik i opiekun prawny, panny Tomlinson mam obowiązek zapytać kiedy ślub. Więc? - Odezwała się Jo.
- Joanne! - syknęłam.
- Już niedługo. A z tego co wiem, to opiekunem prawnym panny Tomlinson, już nie długo Malik, jest Louis. - odparł Zayn.
- Nie. Stwierdziliśmy, że dla bezpieczeństwa tej młodej damy będzie lepiej, jak ja zostanę jej opiekunem prawnym. - zaśmiała się blondynka.
- Weź ty idź do Nialla, co?! - jęknęłam.
- Oh! Mówiłam ci, jakim to Megan była dzieckiem? - zaczęła Collins.
- Zamknij się! NIALL! WEŹ MI JĄ! ZANIM MNIE CAŁKOWICIE POGRĄŻY! - wydarłam się.