wtorek, 29 kwietnia 2014

30. Koncert.

Dziś stanę na scenie. W końcu. Miałam już wcześniej to zrobić, ale odpuściłam sobie. O2 Arena London czeka już na mnie i chłopaków. Jest 5 rano, a my jesteśmy w drodze na miejsce koncertu. Wszyscy rozmawiają, tylko nie ja. Ja siedzę z słuchawkami w uszach i skupiam się na melodiach i rytmice soundtracków z wszystkich części najlepszego filmu jaki wymyślono, czyli Step Up. Dzięki tej serii filmów, nauczyłam się tańczyć. W wieku 10 lat. Może to i śmieszne, ale prawdziwe. Naoglądałam się dużo takich filmów, gdzie głównie chodzi o taniec, ale żaden mnie nie wciągnął tak jak tamten.
- Megan, wszystko w porządku? - Spytał Zayn wyjmując mi słuchawki z uszów.
- Tak, a czemu? - Zdziwiłam się.
- Coś cichaś... - Odezwał się Louis.
- Po prostu myślę. Muzyka mi w tym pomaga. - Wyjaśniłam.
- Niech zgadnę... "Daleko mi do perfekcji... Co by tu zrobić, żeby być doskonała?" - Louis.
- Nie. "Co by tu zrobić, żeby mój brat używał mózgu?". Widzisz, jak ja się o ciebie martwię? - ja.
- Spokojnie, kochanie... Kolejny hit, na który czekam od wieków? - Zayn.
- Można tak powiedzieć. Ej, Jo, pamiętasz, jak kiedyś uczyłyśmy dzieciaki z ulicy uczyć tańczyć? - Spytałam przyjaciółki.
- Oczywiście! Fajnie było! - Zaśmiała się.
- Może taki obozik? Nie za drogi dla dzieci i młodzieży? Wy chłopacy byście też mogli się dołączyć... Warsztaty artystyczne z Zayn'em, nauka gry na gitarze z Niall'em, na perkusji z Liam'em, na fortepianie z Louis'em, emisja z Harry'm, nauka tańca ze mną i Jo, surwiwale, pełno konkursów i zabaw... Na przykład... Fajnie by było... - Powiedziałam.
- Zajebiście. - Harry.
- Tak, ale gdzie by się takie coś odbyło? - Liam.
- Gdzieś w lesie, przy jeziorze, żeby był większy fun. - ja.
- Mega pomysł. - Jo.
- To kiedy? - Niall.
- W połowie tych wakacji? - Zayn.
- Tak by było najlepiej, wtedy jest najfajniejsza pogoda. - ja.
- Musimy przebłagać Paul'a. To będzie rewolucja. Przebijemy wszystkich! - Louis.
- Drużyna? - Spytałam.
- Drużyna! - Krzyknęlimy równo.
Dojechaliśmy. Przedstawiliśmy Paul'owi swoje pomysły. Niechętnie się zgodził, ze względu na napięty grafik. Na wakacje zawsze najwięcej jest koncertów i innych takich. No ale cóż... Ważne, że się zgodził. Informacja o obozie szybko się rozpowszechniło.
- Jo musisz, zostać na próbie... - Powiedziałam.
- Czemu? - Zdziwiła się.
- Żebym nie czuła się samotnie... - Wyjaśniłam.
- Właśnie siedzisz w garderobie z 6 osobami. Po za tym pomieszczeniem jest jakieś 100 innych... I ty czujesz się samotnie?! - Zayn.
- Nie rozumiesz mnie i moich problemów! - Krzyknęłam.
- Skarbie, kobieca logika, nie jest ludzka. To inna forma życia... - Zayn.
- Oh, czyli teraz uważasz, że jestem kosmitą? No fajnie... I co jeszcze o mnie myślisz? - ja.
- Kochanie, to nie tak... Po prostu wy kobiety, jesteście zbyt mądre dla mężczyzn... - Zayn zaczął się tłumaczyć.
- Tłumacz, się tłumacz Zayn... - Śmiał się Harry.
- Ale on ma rację. Wy mężczyźni jesteście zbyt głupi, żeby nadążyć za itelektem kobiet. - Jo.
- Nie jesteśmy głupi! - Niall.
- Kwestionujesz moje decyzje? - Jo spojrzała na nas groźnie.
- Okres? - spytał Harry prosto z mostu.
- Nie. - powiedziałam równo z Jo.
- Chłopaki, próba dźwięku, Megan choreografia. - Przyszedł Paul.
- Czuję się znów jak w Liceum... - Zaśmiał się Louis.
- Ta... - Hazz.
- To do zobaczenia, kochanie. - Zayn mnie pocałował.
- Dawno tego nie robiłeś... To źle. - Powiedziałam i odwróciłam się na pięcie. Odeszłam kawałek, ale chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie odwracając.
- Mała przerwa? - Spytał kładąc swoje ręce na moje biodra.
- Hm... Może później... - Uśmiechnęłam się.
- Może później... - Powtórzył i zaczął mnie całować.
- Ej, lepiej chodź, zanim zgwałcisz mi siostrę... - Louis go od ciągnął ode mnie i ciągnął za kołnierzyk, przez co Malik szedł tyłem uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Zobaczymy się później! - Krzyknął Zayn i pomachał. Ja również to uczyniłam.
Weszłam do studia tanecznego. Joanne już się rozgrzewała.
- Hej Megan. - Chris mnie przytulił.
- Siema Chris. Co masz dla mnie dziś ciekawego? - Spytałam choreografa.
- Dużo tańca. - Zaśmiał się.
- No ja myślę. - Ja również.
- Mała rozgrzewka i bierzemy się do roboty. - Chris.
Po chwili układaliśmy idealny układ, a w sumie układy, bo było ich więcej. Wygłupiałam się, bo w końcu taniec to zabawa!. Po 4 godzinach, biegłamy na próbę dźwięku. Nowe piosenki są już gotowe. Zajebiście! Tylko szkoda, że ciągle mijam się z Zayn'em... No cóż... Takie podjęliśmy decyzje...
***
Stoję na scenie. Wszystkie światła zgaszone. Tylko ja... Zespół się nie liczy. Melodia dociera do moich uszów, światła zapalają się i są skierowane na mnie. Zaczęłam tańczyć i śpiewać. Rozbawiam fanów moją improwizacją...
Po kilku piosenkach zakończyłam. No może nie dokońca...
- Kochani... Czas na ostatnią piosenkę... Ale nie w mojej karierze, chyba że chcecie... - Zaśmiałam się do mikrofonu.
- NIE! - Usłyszałam jednogłośną odpowiedź fanów.
- Okay... Więc zapraszam na scenę ONE DIRECTION! - Zapowiedziałam i już po chwili cała piątka znalazła się obok mnie.
Zaczęliśmy śpiewać naszą piosenkę i zeszliśmy ze sceny. Niesamowity wieczór. Zayn chwycił mnie na panienkę.
- Puść mnie wariacie. - Śmiałam się.
- Kocham cię, wiesz? - Powiedział.
- Ja ciebie też... - Powiedziałam zwieszając ręce na jego szyi. Zayn przybliżył do mnie swoją twarz i zaczął namiętnie całować.
- No weźcie, jesteście obleśni! - Harry.
- Mam ochotę wydłubać sobie oczy. - Louis.
- Idioci. Dobrze, że się kochają, albo było by niezręcznie i dziwnie, bo Meggie miałaby myśli samobójcze, a Louis przez to chciałby ukatrupić Zayn'a... - Liam.
- A po za tym, jak się zakochacie, to wszystko odszczekacie. - Niall pocałował Jo.
- Mam dziewczynę! To Harry jest samotny! - Louis.
- Ale ty jęczysz, razem z nim. - Liam.
- No właśnie! - Harry.
- Afterek? - Spytałam.
- Domek. - Zayn.
- Nie odczuwasz zmęczenia Megan? - Harry.
- Jakoś nie... Nie dzisiaj... - wyjaśniłam.
- Dziwadło! - Wszyscy.
_________________________________________________________
Hejo! Smutno mi, iż nie było 7 komentarzy, no ale cóż... trudno się mówi, żyje się dalej. publikujcie tego bloga, komentujcie i wgl. piszczie co powinnam zmienić, do dodać, a co ująć itp... może coś wam nie pasuje? możecie swoje skargi wysyłać na e-mail >>> officialmayxx@gmail.com      na gg >>> 44895889   w komentarzach, albo gdzieś indziej. w zakładce moje i wasze blogi są linki :)
see ya!
<4 
May xx

piątek, 25 kwietnia 2014

29. Wyjście.

*miesiąc później*
- Megan? - Spytałem.
- Dam radę... - Odpowiedziała.
- Czisz się, żeby wstać od 2 godzin. - Powiedziała Joanne.
- Zdjęli ci ten gips dziś rano, a ty od powrotu do domu siedzisz na kanapie. - Louis.
- Może chcę? - Zaczęła się denerwować.
- Masz swoje kule. - Harry podał jej kule.
- Nie chcę! Dam radę! - Zaczęła krzyczeć.
- Ok. Spokojnie. - Liam.
- Spróbuj. - powiedziałem.
Podparła się na rękach, ale wstała...
- To teraz gdzie? - Niall.
- Zapomniałam... - Powiedziała moja ukochana.
- Ty tak serio, czy się zgrywasz? - Louis.
- Ej, serio nie pamiętam co chciałam zrobić... - I znów usiadła.
- I wracamy do punktu wyjścia. - Harry.
- Może chciałaś się napić, albo iść do toalety, albo do pokoju? - Jo zaczęła jej wymieniać.
- Teraz chcę iść do pokoju... To z pewnością. - Znów wstała i powoli poszła do góry.
Wszyscy obserwowaliśmy, jak idzie po schodach do pokoju. Westchnęłeme głośno.
- Co tak wzdychasz? - Spytał Liam.
- Po prostu, oddycham... Louis, wiedziałeś, że twoja siostra jest uparta? - Spojrzałem na Tomlinson'a.
- Ciekawe po kim to ma... - Zaśmiał się
- Na pewno nie po tobie. - Harry.
- No więc mówię, że ciekawe po kim! - Tommo.
- Byśmy gdzieś wyszli całą grupą, a nie cały czas w domu siedzimy... - Odezwała się Joanne.
- Wykorzystujemy wolny czas na odpoczynek. Wiesz jak Niall cierpi jak wyjeżdżamy? - Harry.
- A bo? - Blondynka spojrzała na swojego chłopaka.
- Nie pozwalają mi jeść i karzą ćwiczyć i w ogóle... - Wyjaśnił Irlandczyk.
- Oj ty moje biedactwo... - Wtuliła się w niego.
- No weź, bo się zarumienię... - Zaśmiał się Niall i ją pocałował.
- No weźcie sobie jakiś pokój znajdźcie, co?! Tu są ludzie! - Krzyczał Harry.
- Może po prostu na miasto? - Zaproponowałem.
- A co zrobisz z fankami? - Liam.
- Oleję je? Taka prawda, że choć raz chciałbym się rozerwać po za domem, z przyjaciółmi i dziewczyną, bez paparattzi i bez fanów. Fanki kocham, zawdzięczam im to kim jestem teraz, ale no kurczę... Nie chcieli byście tak wyjść i się zabawić? - Wygłosiłem mowę.
- Taka prawda. Wtopimy się w tłum... - Harry.
- Pójdę po Meggie. - Wstałem i pobiegłem do pokoju.
Meggie leżała na łóżku z książką.
- Który raz ją czytasz? - Spytałem kładąc się obok niej.
- Po raz tysięczny, albo i nawet więcej. - Zaśmiała się.
- Widzę, że ci się spodobała. - Powiedziałem.
- Mhym... - Odparła.
- Bardzo dziś rozmowna jesteś... - Mruknąłem.
- Wiem. Tak jest jak ktoś mi przeszkadza, jak czytam. Gorsze od najgorszej prawdy i samotności jest cisza. Bo to ona daje ci nie pewność... - Powiedziała.
- Tak jest w tej książce? - Spytałem.
- Nie. Wyczytałam to gdzieś w necie. - Odparła.
- Oh... No nic... Miałabyś ochotę wybrać się z nami na miasto? - Spytałem.
- Okay... Ale książkę zabieram ze sobą. - Powiedziała.
- Nie ma mowy. Masz się rozerwać. Molu książkowy. - Zaśmiałem się.
- No Zayn! Zostało mi jeszcze kilka kartek! - Jęczała.
- Dokończysz jak wrócimy. Meggie, przez tę książkę nie masz z nami kontaktu. Chętnie ją przeczytam i dowiem się, co cię tak przyciąga do tej książki... - Zabrałem jej książkę.
- Ugh... Idę wziąść prysznic... - Powiedziała wstając niechętnie i poszła do łazienki.
- Gwiazd naszych wina... - Przeczytałem tytuł książki.
Zaczęłem czytać to dzieło John'a Green'a. Już na wstępie zaczęłem przysypiać, ale czytałem wytrwale. Już doczytałem do 60 strony, gdy Megan wyszła z łazienki w samym ręczniku.
- Wow... - Westchnąłem nie mogąc oderwać wzroku od siostry Louis'a.
- Czemu się tak gapisz na mnie? - Spytała.
- Bo jesteś piękna. - Odparłem.
- Ta... - Weszła do garderoby.
[Megan]
Ubrałam na siebie TO, zrobiłam makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Wyszłam z garderoby i przyglądałam się Zayn'owi, który czytał moją książkę.
- Wciąga, co? - Spytałam.
- Nadal nie rozumiem, co cię do tej książki tak ciągnie. - Odłożył ją na stolik nocny.
- Nie przeczytasz, nie dowiesz się. - Pocałowałam go.
- Taa... - Mruknął. 
Zeszliśmy na dół. Reszta była już gotowa.
- A tak w ogóle, po co idziemy? - Spytałam.
- Się przejść leniu... - Joanne.
- Eh... - Westchnęłam.
- Będzie fajnie. -  Powiedział Lou.
- Właśnie zapeszyłeś. - Odparłam.
- Idziemy? - Hazz.
- Jasne. - Odpowiedzieliśmy chórem i wyszliśmy.
Mimo iż cholernie mi się nie chciało wychodzić z domu i wolałam czytać książkę John'a Green'a, którą znam na pamięć, to było wspaniale. Pełno zabawy i śmiechu.  Ale to normalka z nami.
___________________________________________________________
Przepraszam was. Straciłam wenę... Mam nadzieję, że szybko ją odzyskam. Pomożecie mi, komentując bloga i udostępniając go?
Kocham was, przepraszam.
May xx
7 kom= next. 

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

28. She looks so perfect...

- Megan? - Zacząłem nie pewnie.
- Co chciałeś? - Zdjęła słuchawki.
- Przepraszam. - Powiedziałem.
- To tyle? - Zapytała.
- Nie... Jest mi strasznie przykro. Czemu mi nic nie mówiłaś? - Przykucnęłem przy niej.
- Mówiłam. Nigdy mnie nie słuchasz. Traktujesz mnie jak bachora... Nie ufasz mi...
- Ale wiedz, że puściłbym cię samą do Nandos z moją kartą debetową... Albo na zakupy.
- Słyszałam to... Nie mam potrzeby jedzenia, albo kupowania sobie trampków... - Uśmiechnęła się. To chyba dobry znak.
- No ale tak czy siak... Nie to, że ci nie ufam, ale po prostu jestem typem człowieka, który za bardzo się martwi o bliskich i za bardzo się o nich troszczy...
- Dziwne, że jakoś nie kontrolujesz tak swojej rodziny. Na przykład sióstr...
- Bo tak na prawdę, jesteś dla mnie ważniejsza niż oni wszyscy razem wzięci...
- To miłe.
- Jest jeszcze szansa, żebyśmy mogli zacząć od począku? Będę ci bezgranicznie ufał, będę cię słuchał, będę ci na wszystko... będę ci na wszystko pozwalał... I tak dalej...
- Zróbmy sobie przerwę... - Tego najbardziej się bałem. - Kocham cię, ale... Musimy trochę od siebie ochłonąć... Nie mówię, że to koniec, ale ja to wszystko muszę przemyśleć... Poukładać sobie wszystko w głowie...
- Wyjadę do Bradford...
- Nie możesz... Masz koncerty.
- Wrócę na nie...
- Zostań w domu...
- Fotel czy kanapa?
- Fotel. - Uśmiechnęła się.
- Poczekaj, pogubiłem się... Mówisz, że to nie koniec, a gdy ja mówię, że wyjadę, to mnie zatrzymujesz i każesz spać w naszej sypialni na fotelu, a nie na kanapie w salonie...
- Nie zerwaliśmy... A ja mam gips na nodze i potrzebuję, żeby ktoś mi pomógł... Słyszałam całą rozmowę. - Zaśmiała się.
- Mogę cię pocałować?
- Na fotel Malik.
- Mogę?
- Nie ułatwiasz...
- Możesz mi powiedzieć każde kłamstwo, ale nie okłamiesz mnie mówiąc, że przestałaś mnie kochać, albo, że jesteś na mnie zła, że nie tęsknisz za mną, albo coś w tym guście...
- Jesteś taki uparty...
- Ty mnie tego nauczyłaś.
- Dorośnij.
- Musisz mi z tym pomóc.
- Mieszasz mi w głowie.
- Dla ciebie straciłem umysł.
- Proszę ciebie!
- Jeden pocałunek.
Już nic nie mówiła, tylko przybliżyła swoją twarz do mojej i złożyła delikatny pocałunek, który natychmiast przedłużyłem.
- TAK! POGODZILI SIĘ! - Usłyszeliśmy krzyki zza drzwi.
- Idioci... - Powiedziałem.
- Po chwili namysłu stwierdzam, iż  nie mogę bez ciebie żyć, ale nadal będziesz spał na fotelu... - Uśmiechnęła się.
- Okej. - Zaśmiałem się i znów ją pocałowałem. Straciłem równowagę i przewróciłem się na tyłek, a ona spadła z parapetu i upadła na moje kolana. - Aua! Ten gips waży tonę!
- To nie gips, to ja. - Zaśmiała się. - Przepraszam Zayn... Chyba połamałam ci nogi...
- Mam mocne kości. - Wstaliśmy.
- Na pewno nic ci nie jest? - Spytała.
- Na pewno. Zobacz, chodzę, biegam, skaczę... I nic! - Zaczęłem wariować.
- Idiota...
__________________________________________________________________
Przesłodziłam. Sophiee pisałaś to, kiedy chciałam zakończyć poprzednie wydanie tego opowiadania.!!
<4 <4 <4
May xx
6 kom = next :)

niedziela, 20 kwietnia 2014

27. Początek końca.

Już po świętach... Strasznie się stęskniłam za moimi kochanymi debilami. Gdy tylko przeszłam próg domu wraz z Zayn'em i Louisem, rzucili się na nas.
- Jak w Irlandii Jo? - Spytałam.
- Masa pytań. A czemu, a po co, a na co... Niall tylko siedział, jadł i się śmiał. Jak i jego brat. A ten Theo to taki uroczy i słodki i tak podobny do Horanów, że to się nie mieści, razem Denise zajmowałyśmy się nim, a wszyscy stwierdzili, że... Niall? - Spojrzała na blondyna, który już nie mógł wytrzymać ze śmiechu.
- Że możemy zacząć się starać o dzieci, bo Jo będzie idealną matką. - Wyjaśnił.
- Wow... A jesteście razem od...? - Zayn.
- 2 miesiące. - Nialler.
- Boże jak ja z nim wytrzymam? - Spytała Jo.
- Megan, co ci się stało w nogę? - Liam.
- Wybacz, nie jesteśmy na bierząco. - Harry.
- Poślizgnęłam się i spadłam ze schodów. Ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to wina tego debila Justina. Gdyby Doniya z nim nie chodziła, nie wkurwiła bym się, nie musiałabym dodatkowo Zayn'a ogarniać i bym się nie wyjebała z tych cholernych schodów! Uff... Ulżyło mi. - Powiedziałam.
- Wow... - Wszyscy.
- Będziemy tu tak dalej stać, czy może pójdziemy do salonu? - Spytałam.
- Ah no tak... - Zaśmiali się.
- Obejrzymy film? - Zapytał Liam.
- Nie! - Wykrzyknęli wszyscy oprócz mnie i Liama.
- Pewnie jeszcze pamiętają o maratonie z Toy Stroy... - Powiedziałam do Payne'a.
- Pewnie tak... - Odparł.
- Horror? - Louis.
- Nie... - Jo zaczęła coś mówić, ale Niall jej przerwał.
- Przecież wiesz, że cię obronię... - Niall.
- Ryj skarbie... - Pocałowała go.
- Stay Alive? - Spytałam.
- Najlepszy horror ever! - Jo.
- Przecież nie chciałaś horroru... - Powiedział zmieszany Harry.
- Uszy się myje, a nie pizga o zlew. Dajcie mi dokończyć każdą moją wypowiedź... Chciałam powiedzieć, że nie ma horroru bez przekąsek... - Jo.
- Dzięki mnie zaczęła jeść. - Powiedział Niall z dumą.
- Nie rozumiem twojej radości, chyba iż marzyłeś, żeby m wyglądała jak szafa, to okej... Nic nie mówię... - Powiedziała.
- Jesteś zbyt chuda, a jeszcze się odchudzasz... Lol - Niall.
- A dzięki cioci Rose, ja przytyłem. - Powiedział Zayn.
- Kuchnia cioci Rose... - Rozmarzył się Louis.
- Coś mówi mi, że powinienem odwiedzić waszą ciocię Rose... - Powiedział Niall z powagą.
- Zapewne twój żołądek. - Odparła Jo.
- Zapewne tak... - Niall.
- Więc... Na czyi koszt zamawiamy pizzę? - Harry.
- Debil. Teraz zamawiamy na twój... Czekaliśmy, aż Niall się odezwie. - Louis.
- Ja pierdole... - Jęknął Hazz i zaczął zamawiać.
- Nie pierdol, bo rodzinka ci się powiększy... - Zaśmiałam się, a wszyscy na mnie spojrzeli. - No co?
- Źle dobierasz słowa Tomlinson. - Syknęła Joanne.
- Już nic nie mówię. - Uśmiechnęłam się.
- Ale stypa... - Jęczał Louis.
- Wy przynajmniej wyszalejecie się na koncercie... - Powiedziałam smutno.
- Oh, czyżby Meggie miała szlaban na koncerty? - Harry.
- Mój lekarze mi zabronili. - Odpowiedziałam.
- Tańca. - Louis.
- I koncertowania. - Zayn.
- Zayn, czemu podcinasz jej skrzydła? Przecież może siedzieć na wózku i śpiewać... - Liam.
- No właśnie! - Prawieże krzyknęłam.
- Może Acoustic Concert? - Zaproponowała Jo.
- Ja podcinam jej skrzydła? Nie dałbym rady. Jest zbyt uparta. Musiałbym ją 5 łańcuchami do łóżka przykuć, ale nawet to na nią nie zadziała. - Powiedział.
- Wszystkiego mi zakazujesz, jakbym była małym dzieckiem. To jest twoje podcinanie moich skrzydeł. Jestem dorosła, umiem o siebie zadbać... Nie umiem siedzieć w jednym miejscu. Chcę koncertować. Dopóki mam ten cholerny gips odpuszczę sobie taniec, kręcenie teledysków i sesje zdjęciowe. - Odezwałam się.
- Wiem, że nie jesteś dzieckiem. Gdybyś nim była to bym się z tobą nie umawiał. - Zayn.
- To czemu mnie tak traktujesz?! Tego nie, tamtego nie, siedź na wózku, nie rób tego, nie rób tamtego... Mam już tego dosyć! Rozumiesz?! - Krzyczałam.
- I zaczyna się początek końca... - Mruknął Louis.
- Nie rozumiesz, że się martwię?! - Również krzyczał.
- Po prostu skończ, Zayn! Skończ! Bo twoje zamartwianie się przekracza wszelkie granice ludzkiego pojęcia... - Wstałam i chwyciłam swoje kule.
- Pomóc? - Spytał spokojnie Malik.
- Nie chcę twojej pomocy! - Wrzasnęłam i poszłam/ pokuśtykałam do pokoju.
[Zayn]
- Bardzo przegiąłem? - Spytałem siadając ciężko na kanapę.
- Może trochę... - Harry.
- Może trochę bardzo... - Liam.
- Ja bym powiedziała, że w chuj przegiąłeś... Ma rację. Traktujesz ją jak dziecko, a jeszcze tym depresyjnym wózkiem dobijasz ją jeszcze bardziej... - Przyznała Jo.
- Musisz jej zaufać. Przecież wiesz, że da sobie radę... Znasz ją nie od dziś... W związku zaufanie to podstawa. W waszym związku najwyraźniej tego brakuje, ale tylko z twojej strony. - Dodał Niall.
- Ja ufam Niall'owi, bo jakbym dała mu kartę debetową i wypuściła go samego do Nandos, to wiem, że zostawił by mi coś na koncie. - Powiedziała Jo.
- Przemyślałbym jeszcze tą kwestię, ale ja również tobie ufam Jo, bo wiem, że masz słabość do trampków i wiem, że jak ja bym dał ci swoją kartę to byś mi też coś zostawiła na koncie i jeszcze kupiła coś w Nandos... - Niall.
- Przemyślałabym jeszcze tą kwestię... - Jo.
- No tak czy siak, ufacie sobie... Ale co ma to związek ze mną i Megan? - ja.
- No to, że powinieneś jej ufać! Jeśli ona mówi, że da sobie radę, to powinieneś dać jej szansę, a jeśli jednak nie da, to walnąć tekstem, że mówiłeś i ją pocałować i jej pomóc! Albo jak sama cię o to poprosi! Jeśli ona mówi, że chce śpiewać na swoim koncercie to mówisz, że okej i powiedzieć jak bardzo ją kochasz i bez względu na jej decyzje będziesz ją wspierał! - Harry.
- Lepiej pójdę ją przeprosić... - Wstałem.
- Ty jej daj lepiej dzisiaj spokój. Niech ochłonie... - Liam.
- Mam ochotę ci przywalić, wiesz? - Louis.
- Śmiało. Sam mam ochotę to sobie zrobić. - ja.
Louis wstał i stanął na przeciwko mnie. Był wściekły. Zapodał mi prawego sierpowego. Upadłem i złapałem się za piekące miejsce.
- Nie uniknione, że ci się należało. - Louis wyszedł z salonu.
- Au... - Jęknąłem.
- A tak bardzo ja chciałam to zrobić... - Joanne.
- Droga wolna Jo... - Powiedziałem.
- Jesteś masochistą? Ty w ogóle żyjesz? Malik? - Liam szturchał mnie butem.
- Żyję... Jeszcze. - Odparłem. 
- Idź pogadaj z Meg... - Li pomógł mi wstać.
- Moja głowa... - Chwyciłem się za łeb.
- Oby bardzo bolała... - Jo.
- Twoje życzenie zostało spełnione... - Mruknąłem i poszedłem do mojej i Megan sypialni. 
Siedziała na parapecie, z słuchawkami w uszach, płakała i rysowała? No tak... Moja ukochana zawsze rysuje, jak ma doła... Zabolało mnie serce na jej widok, a w głowie było mnóstwo pytań... Wybaczy mi? Jeszcze mnie kocha? Nienawidzi mnie? Jakie krzywdy jeszcze jej wyrządziłem, których niezauważyłem? 
_______________________________________________________
Hejka wam!!! Jo mam nadzieję, że ci się podoba (nadzieja jest, nadzieja matką głupich, ale nadzieja umiera ostatnia >,<)... Puście sobie w tle You & I i przeczytajcie sobie jeszcze raz ten rozdział... Sophiee, nie wiem kiedy, ale pisałaś, że wolałabyś smutne zakończenie, bo jest zbyt słodko... To nie koniec (chyba), ale jest smutno. Czy będzie jeszcze przyszłość dla związku Megan i Zayn'a? Wybaczy mu? Kocha go jeszcze? Nienawidzi go? Jakie krzywdy jej wyrządził, których niezauważył? Jakie decyzje podejmie Megan? Czy to będą słuszne decyzje? Tego dowiecie się już w następnym rozdziale.
minimum 5 komentarzy. :)
May xx
Loffki <4

sobota, 19 kwietnia 2014

26. Kuzynowskie spotkanie.

Cholera, miał rację. Przeczytałam całą książkę w kilka godzin, przez całą noc ryczałam. John Green to z pewnością najlepszy autor, jaki kiedykolwiek żył na tej planecie. Pomysłodawcę kto zaproponował, żeby mi kupić tą książkę muszę zabić. Najwyraźniej przewidział, że mi się spodoba. Joanne! A niech cię Jo... Grr... Zayn miał też rację, że będę się na niego darła za to, że obudził mnie. Zdawałam mu relacje i recenzję tej książki.
- Widzę, że już się obudziliście... Meggie, co się stało? - Do pokoju wpadła Trish.
- Przeczytała książkę. - Zaśmiał się Zayn.
- Oj zamknij się... Już nigdy nie przeczytam tej cholernej książki! - Mówiłam przez płacz.
- Ale to chyba dobrze, że ją przeczytałaś... - Powiedziała zmieszana.
- No właśnie, że nie, bo jak bym wiedziała, że jest cholernie smutna to bym jej nie tknęła! - Ja.
- Przeryczała całą noc, bo jakiś bohater zmarł. - Wyjaśnił Mulat.
- Ten jakiś bohater miał kostniakomięśniaka, amputowali mu nogę i później okazało się, że umiera, a dziewczyna w jakiej się zakochał chorowała na raka tarczycy i miała nadmiar płynu w płucach i nawet nie napisali, czy umarła, a ona go strasznie kochała i cierpiała! - Ja.
- To rzeczywiście smutna historia... Zayn jesteś strasznie nie czuły! - Wyzwała go.
- To książka, na samym wstępie napisali, że to FIKCJA, coś co nie istnieje. - Zayn.
- Ale na świecie na raka choruje mnóstwo ludzi, w tym dzieci! - Ja i Trish.
- Logika kobiet... - Mruknął Zayn.
- Weź wyjdź i nie wracaj. - Wskazałam na drzwi.
- Chodź Meggie, pomogę ci zejść na dół. Śniadanie czeka. - Powiedziała Trish.
- A mnie to już nie zaprosisz na śniadanie. - Zayn.
- Egoista. - Stwierdziłyśmy obie.
- Poczekaj Megs, zniosę cię. - Powiedział i wziął mnie na ręce.
- Nadal jestem zła. - Powiedziałam.
- Wiem... Przepraszam... - Zayn.
Po świątecznym śniadaniu pojechaliśmy z Malikiem do Doncaster. Uprzedziłam go, że moje i Louis'a kuzynostwo jest 2 razy większe niż jego, plus jeszcze ich dzieci.
***
W końcu dojechaliśmy do domu cioci Rose w Clayton. Długo nie mieliśmy. Przed domem na podjeździe stał Louis z naszym kuzynem Gus'em. Zayn zaparkował i pomógł mi wysiąść.
- Zayn pomóż mi wstać i proszę przynieś mi kule... - Powiedziałam.
- Meggie, lepiej będzie, jak będziesz siedzieć na wózku. Nie zmęczysz się tak... - Odparł z troską.
- Zayn proszę, skończ już. Daj mi te cholerne kule. Jak się zmęczę, to dasz mi ten głupi wózek. - Jęknęłam.
- Oh no dobra. - Odpowiedział zrezygnowany i podał mi kule.
- Kto by pomyślał, że Meggie złamała sobie nogę... Myślałem, że żartujesz Tommo. - Zaśmiał się Augustus [Gus].
- Ja sam myślałem, że to żart. - Louis.
- Zamknijcie się... - Powiedziałam.
- Hej mała. - Gus mnie przytulił.
- Tey, mała to jest twoja pała, wielkoludzie. - Powiedziałam.
- Przepraszam księżniczko... - Puścił mnie.
- Zayn, to Augustus. Jeden ze starszych młodych i chyba najgłupszy z nich. Co prawda nie jest naszym kuzynem, ale traktujemy go jak rodzinę... Gus to mój chłopak Zayn. - Przedstawiłam ich.
- Złamiesz jej serce, ja złamię ci kark. Chyba znajome ci zasady? - Gus.
- Tak. - Odparł mój facet.
- Gus cię tylko straszy... - Zaśmiałam się.
- Nie. - Odpowiedział równo z Louis'em.
- A pamiętaj Zayn. Mimo iż jesteś moim przyjacielem, ja zadam ci zadam 5 razy większy ból... - Dodał Lou.
- Nie straszcie go tak... Znając Joe'go to Joe zada mu większy ból. - Powiedziałam.
- Nie straszcie go tak? Meggie? - Odezwał się Zayn.
- Wybacz... Chodź, przedstawię ci resztę. - Pokuśtykałam do środka.
- Meggie! Moja malutka księżniczka! - Krzyknęła ciocia Rose. - A przepraszam, teraz to wielka super gwiazda! - Zaśmiała się.
- Jaka tam super gwiazda... - Przytuliłam ją.
- Co ci się stało Megan? - Spytała z troską.
- Spadłam ze schodów na krawężnik. Przez moją pewność siebie i pogodę. - Wyjaśniłam.
- Lepiej usiądź. W salonie już wszyscy są. Głównie kuzynostwo, a ich rodzice pojechali. Jestem z wami sama. - Powiedziała.
- Czyli zorganizowałaś ciociu takie kuzynowskie spotkanie? - Zaśmiałam się.
- Można tak powiedzieć... A ty jesteś? - Spojrzała na Zayna.
- To Zayn. Mój chłopak i opiekun i lekrarz i ochroniarz i tak dalej. - Zaśmiałam się.
- Miło mi panią poznać. - Powiedział.
- Ciocia Rose. Żadna pani, po prostu Ciocia Rose. - Nasza kochana cioteczka była jak czarna dumna kobieta, przynajmniej z charkakteru, bo skórę miała białą.
- Ciocia Rose. - Powtórzył Zayn.
- Szybko łapiesz, kochany. No nic dziecziaczki idźcie do salonu, a ja wam zrobię jakieś śniadanko. - Uśmiechnęła się.
- Nie! - Krzyknęłam równo z Zayn'em.
- Jedliśmy przed chwilą. Mama Zayn'a nie chciała nas wypuścić bez śniadania. - Wyjaśniłam.
- To może chociaż herbaty się napijecie? - Spytała.
- Z chęcią. - Zayn.
- Wierzyć mi się nie chce, że jedliście, skoro wyglądacie, jak te 2 patyki... - Zaśmiała się.
- Jestem, aż tak chudy? - Zayn zaczął się oglądać.
- Ja powinnam zadać to pytanie. - Zaśmiałam się i poszliśmy do salonu.
- Megan! - Krzyknęli wszyscy zebrani. Było chyba z 29 moich kuzynów i kuzynek.
- I Zayn! - Louis.
- I Zayn! - Wszyscy.
- Hej wszyskim! - Zaczęliśmy się z wszystkimi witać.
- Opowiadaj co wydarzyło się wczoraj, przed złamaniem nogi. - Zaczął Louis.
- Więc jak przyjechaliśmy do Zayn'a nie mieliśmy za miłej niespodzianki. Jego starsza siostra była dziewczyną mojego ex, Zayn się wkurwił, bo Justin podrywał Wal, wszystko wyszło na jaw jaki jest Black, Zayn omal go nie zabił, a pan Malik wywalił go z domu na zbity pysk razem z Doni, ale miałam już nogę w gipsie. Jak tylko weszliśmy, to od razu wyszliśmy i się poślizgnęłam i upadłam i bolała mnie głowa i noga, więc pojechaliśmy do szpitala i tak o to jestem. - Wyjaśniłam.
- Stwierdzili, że nie panuję nad emocjami i łatwo wporwadzić mnie w szał. - Odezwał się Zayn.
- To prawda! - Stwierdziłam równo z bratem.
Tak też przegadaliśmy cały dzień.
- Ej, a gdzie jest mała Tina? - Spytałam.
- To ty nie wiesz? - Spytała moja kuzynka Anastasia.
- Że niby czego nie wiem? - Zdziwiłam się.
- Tina zachorowała na raka tarczycy 2 lata temu. Lekarze są zdziwieni, że choruje od 2 lat, skoro na raka tarczycy można zachorować między 13 - 24 rokiem życia... Nie jest z nią zbyt dobrze, ale jak chcesz to możesz iść do niej do pokoju. Jest tam. - Wyjaśniła.
- Zayn pomóż mi wejść na piętro. - powiedziałam.
- Oczywiście. - Odparł i poszliśmy do pokoju Tiny.
Najbardziej z kuzynostwa jestem z nią związana i z Gusem mimo iż Gus nie jest z rodziny.
- Megan! - Krzyknęła uradowana.
Była podłączona do mnóstwa aparatur. Tina była córką brata ciotki Rose. Oddał ją, gdy tylko się urodziła i uciekł, wraz ze swoją żoną. Ciocia Rose się nią zaopiekowała. Była małą Mulatką, gdyż jej mama była ciemnoskóra. Gdy ją zobaczyłam w jej łóżku, miałam łzy w oczach.
- Jak się czujesz? - Spytałam siadając koło niej.
- Bardzo dobrze... Meggie, wiesz, że nie długo pójdę do nieba? Będę z aniołkami fruwać po niebie! - Mimo to uśmiechała się cały czas.
- Tina to jest Zayn, mój chłopak. Zayn to Tina. Najmłodsza z kuzynostwa. - Powiedziałam.
- Hej Tina. - Przykucnął przy niej.
- Cześć Zayn... - Przytuliła go.
- Tina wychodzisz czasami na dwór? - Spytałam.
- Jedynie na balkon, żebym mogła pooglądać gwiazdki na niebie. Gdy je widzę, myślę o tobie, bo jesteś najjaśniejszą gwiazdą w świecie... - Tina była bardzo mądrą i inteligentną dziewczynką jak na swój wiek. Dużo czytała różnych książek.
- To nie prawda... Jest jeszcze wiele sław, które są lepsze ode mnie. Naprzykład Louis, Zayn, Liam, Harry i Niall. - Powiedziałam.
- Zgadzam się z Tiną. - Powiedział Zayn.
- Kłamcy. - Zaśmiałam się.
- Meggie nie płacz... Jak pójdę do nieba, będę cię obserwować i razem z innymi aniołkami, będę pilnowała, żeby nic tobie i Zayn'owi i reszcie One Direction się nic nie stało. Obiecuję... - Mocno mnie przytuliła.
- A nie chciałabyś, jeszcze trochę ze mną zostać? - Spytałam.
- Chciałabym, ale potrzebują mnie tam... - Pokazała palcem do góry.
Chwilę z nią porozmawialiśmy i poszliśmy, gdyż mała była śpiąca. Gdy tylko wyszłam z jej pokoju rozpłakałam się na dobre. Zayn tulił mnie mocno.
- Tak mi przykro Meggie... - Szeptał mi do ucha.
- Ty sprawiłeś, że zachorowała? - Ujęłam jego twarz w swoje dłonie.
- Nie... - Odparł.
- Więc nie masz prawa mówić, że ci przykro. Nie masz. To nie twoja wina. - Pocałowałam go.
- Chodźmy na dół... - Powiedział.
- Chodźcie dzieciaczki, pokażę wam, gdzie będziecie spać... - Przyszła ciocia Rose i poszliśmy za nią. - Pamiętasz ten pokój, Megan?
- Tak... Te niebieskie ściany, te czarno-biało-szare wzory malowane przeze mnie i Louis'a. 3 łóżka... Pokój mój i Lou... - Zaśmiałam się, wycierając łzy.
- Więc będę was pilnował moje gołąbeczki. - Louis objął mnie ramieniem.
- Mam nadzieję, że Zayn nie ma nic przeciwko... - Ciocia Rose.
- Ależ skąd. Mieszkałem z Louisem i resztą naszego zespołu w małym pokoiku, gdzie nie było miejsca, a łóżka były piętrowe. - Uśmiechnął się Malik.
- Aż tak, źle nie było. - Wtrącił Louis.
- Masz rację. Było tragicznie. - Zayn.
- Szczegółów będzie się czepiał... - Louis.
________________________________________________
Co o tym sądzicie? Wiem, tragedia... No cóż... Zapraszam na mojego drugiego bloga na podstawie książki Johna Greena.

takeadeepbreath-mayxx.blogspot.com

May xx

czwartek, 17 kwietnia 2014

25. Nienawidzę cię!

Wróciliśmy do domu dość późno. Zayn pomógł mi wejść do domu. Byłam przykuta do wózka inwalidzkiego, żeby nie przemęczać się. Rozkaz Zayn'a. Mam szlaban na koncertowanie i na tańczenie przez 6 miesięcy, a gips zdejmują dopiero za miesiąc, jak się ładnie zrośnie kość. Jest trochę niewygodny, gdyż gips mam od kostki ponad połowę uda. Noga boli mnie niemiłosiernie, od ciężkości "ozdoby". Poczułam wzrok wszystkich zebranych na swoim ciele.
- Gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała. Ej, Megan, nawet do ciebie pasuje! Wyglądasz jak koza i masz złamaną nogę! - Prychnął Black.
- Jak ci zaraz... - Zayn szykował się do walki.
- Zayn, nie warto. Szkoda twoich nerwów. - Powiedziałam zatrzymując go.
- A ty Justin, hamuj trochę z językiem. - Upomniał go Pan Domu.
- Siadajcie już. - Powiedziała Trish. - Ups! Przepraszam Meggie, powinnam zwarzać na słowa...
- Nic się nie stało, pani Malik. - Uśmiechnęłam się i zajęłam miejsce między Zayn'em, a kuzynem Zayn'a.
Muszę przyznać, że mają bardzo liczną rodzinę. Chyba 1/3 z nich to same kobiety! Malik mówił, że od urodzenia był pod silnym wpływem kobiecym, ale że aż tak? Wow...
- Justin proszę przestań! - Jęczała Waliyha, która siedziała obok mojego ex, a zaraz obok niego siedziała Doniya.
- Wal, a co on ci takiego robi?! - Bulwersowała się najstarsza z rodzeństwa.
- No właśnie Wal, co ja ci takiego robię? - I poraz kolejny udał niewiniątko.
Zayn strasznie mocno zaciskał pięści, już go rwało, żeby mu przywalić, tak jak i mnie, ale ja nic nie mogłam zrobić... Swoją dłonią dotknęłam jego prawą pięść. Czułam jak jego mięśnie robią się coraz luźniejsze. Pan Malik miał już serdecznie dosyć zachowania chłopaka Doniyii. Z resztą jak każdy inny. Po krótkiej modlitwie i wigilijnej kolacji, wszyscy udali się do ogromnego salonu, a ja i Zayn zostaliśmy, bym mogła zadzwonić do brata. Włączyłam na głosno mówiący. Po 2 sygnale odebrał.
- Hej Meggie! - Przywitał mnie radośnie.
- Hej braciszku... Wesołych świąt i udanych urodzin Lou. Pozdrów El. - Powiedziałam.
- I wzajemnie Meg. - Usłyszałam śmiech brunetki.
- Dziękuję. Jak u was? - Spytałam.
- Już obżarci po kolacji. Również Wesołych świąt Megs. A co u was gołąbeczki? - Louis.
- Meggie złamała nogę. - Pochwalił się Zayn.
- Jeden dzień się już nie widzimy, a ty sobie kończyny łamiesz? - Zaśmiał się Tommo.
- Widzisz jak za tobą tęsknię bracie? Podobają się prezenty? - Spytałam.
- Jeszcze nie było otwierania prezentów. - Lou.
- A to zadzwoń później do mnie i powiedz, czy ci się podoba. - Powiedziałam.
- A ty mi powiedz teraz, czy podobają ci się prezenty od nas. - Lou.
- U nas też jeszcze prezentów nie było. - Malik.
- No nic... Później się odezwiemy. I liczę, że zdacie mi wszystkie relacje z waszego wyjazdu. Aha Meggie, będziesz jutro u cioci Rose? - Lou.
- Postaramy się być. - Ja.
- Ok. To pa! - Krzyknął równo z Eleanor do słuchawki i się rozłączył.
- Pojedziesz ze mną prawda? - Spytałam.
- Z wielką chęcią. Mam już dosyć tego debila. - Stwierdził Zayn.
- Idę zrobić herbatę, chcecie coś? - Spytała Wal idąc do kuchnii.
- Nie dziękuję. - Powiedziałam.
- Nam też zrób herbatę. - Zayn.
- Oki. - Uśmiechnęła się.
Poszliśmy do salonu. Babcia Zayn'a właśnie zaczynała opowiadać, jak poznała swojego męża, który zmarł 3, albo 4 lata temu. Na koniec spojrzała na mnie i Zayna i pokazała palcem wskazującym.
- Jesteście tacy podobni do mnie i Waltera. Zayn tak samo zbuntowny, wojowniczy, a ty Meggie, niby odważna na zewnątrz, lecz w środku krucha. Pilnujcie siebie nawzajem. Będzie dużo przeszkód na waszej drodze, tylko nie dopuście, żeby to wam przeszkodziło. - Powiedziała.
- No cóż... Czas na prezenty! - Ogłosiła Trish.
Każdy był zadowolony z prezentu jaki dostał. Ja od Louisa, Nialla, Harryego i Liama dostałam książkę John'a Green'a Gwiazd Naszych Wina, oraz nowego iPad'a. Pewnie dlatego, że ostatnio grali w tenisa moim sprzętem.
- Jeszcze ode mnie. - Zayn dał mi małą paczuszkę.
Z uśmiechem na twarzy otwarłam podarunek. Był to NASZYJNIK.
- Zayn jest piękny. - Przytuliłam go, a w ręce dałam mu prezent ode mnie.
- Złota podkowa przyda ci się na szczęście. - Zaśmiał się i otwarł swój prezent. - Cała kolekcja Marvel'a?! O mój boże Meggie, jesteś najlepsza! Tak strasznie cię kocham! - Pocałował mnie.
- Liam mi wyznał, że jesteś fanem komiksów, a nigdy nie miałeś tych z Marvela, więc kupiłam całą kolekcję. - Zaśmiałam się.
- Justin, zostaw mnie do cholery! - Usłyszeliśmy krzyk z kuchnii, należacy do Wal. Zayn poderwał się z miejsca i pobiegł na miejsce zdarzeń, ja odblokowałam blokadę w moim wózku i pojechałam za nim. Doniya mi pomogło. Zayn rzucił się na Justina okładając go pięściami, za to, mama Zayna uspokajała gości. Doniya stała zapłakana.
- Zawsze taki był? Podrywał twoje rodzeństwo, koleżanki i tak dalej? - Spytała.
- Nie mam sióstr, ale podrywał inne dziewczyny. Całował je na moich oczach... Okłamywał mnie, że mnie kocha... - Wymieniałam, nie wiedząc, że tym jeszcze bardziej ją ranię. - Przepraszam...
- Nic się nie stało Megan. To nie twoja wina. - Powiedziała.
- Zayn zostaw już go! - Krzyczałam razem z jego siostrami. Nagle przyszedł Yashir.
- Zayn! - Wydarł się i odciągnął go od Amerykanina.
- Zasłużył sobie! - Usprawidliwił się Mulat.
- To prawda, ale musisz się opanować! - Yashir.
- Zayn, idź na górę... - Powiedziałam.
- A ty? - Spytał.
- Zostanę, a ty się ogarnij. Nie panujesz nad swoimi emocjami. - Syknęłam.
- Megan ma rację. Omal go nie zabiłeś... - Wal.
- Zranił i ciebie i Megan. Wysłał Meggie SMS'a, że zrywa z nią, bo nie chciała z nim iść do łóżka. - Splunął na niego. - Brzydzę się nim... - Wysyczał i pobiegł na górę.
- To prawda Megan? - Zdziwiła się Doniya.
- Tak. Z tobą też by tak zrobił... - Ja.
Doni podeszła do skulonego Just'a i z całej siły kopnęła go brzuch. Po czym również poszła na piętro. Za to Justin po chwili wstał i dostał liścia od pana Malika.
- Wynoś się stąd. Żałuję, że nie pozwoliłem synowi cię zatłuc. Sam bym to chętnie zrobił. Zraniłeś moje córki. Doniyę, Waliyhę i Megan. Nigdy ci tego nie wybaczę. - Powiedział mężczyzna. Zaraz zaraz... Czy on właśnie nazwał mnie swoją córką? To miłe z jego strony.
Doniya zrzuciła jego torbę na dół po czym powiedziała:
- Już tu nigdy nie wracaj... Nienawidzę cię!
- Zobaczymy się w sądzie Malik! - Krzyknął do Zayn'a i wyszedł.
- Wal, nic ci nie jest? - Spytał Yashir.
- Nie tato... - Odpowiedziała.
- A tobie Megan? - Skierował się do mnie.
- Nic proszę pana. Prócz zrytej psychiki, którą zrył mi pół roku temu to nic mi nie jest. - Odrzekłam.
- Muszę usiąść... - powiedział.
- Lepiej chodź tato. - Wal zaprowadziła go do salonu.
Zayn zszedł. Spojrzał na mnie.
- Chcesz iść na górę? - Spytał.
- Tak... - Odpowiedziałam.
Zayn wziął mnie na ręce pozostawiając piekielny wózek. Położył mnie delikatnie na jednoosobowym łóżku.
- Będziemy musieli się jakoś ścisnąć. - Uśmiechnął się.
- Albo wygonię cię na fotel. - Zaśmiałam się.
- Nie rozumiem jak mogłaś być z tym dupkiem... - Zmienił temat.
- A ja nie rozumiem, czemu tak się bulwersujesz... Dałeś mu w ryj, Doni i twój tata wywalili go z domu i powinniśmy o tym zapomnieć. Co było się nie odstanie. Pomyśl, że wielu ludzi za dupka uważa ciebie. Według wielu mediów kochasz mnie tylko na pokaz, a tak na prawdę jesteś nic niewarty, nie czuły i egoistyczny! - Zdenerwowałam się podnosząc z łoża.
- Uspokój się... - Syknął.
- To ty lepiej się uspokój, Zayn... Wyładowałeś się na nim, ok zasłużył na to, ale prawie go zabiłeś, on groził ci sądem rozumiesz? Nie panujesz nad sobą odkąd dostałam ten cholerny SMS! - Byłam bliska rozpłakania się.
- Przepraszam Meggie. Jakoś z tego wyjdziemy... - Przytulił mnie opiekuńczo.
- Mam nadzieję... - Odkleiłam się od niego.
Nagle mój telefon zaczął śpiewać. Nie zerkając na wyświetlacz odebrałam.
- Meggie, prezenty odjazdowe! - Powiedział na wstępie. Domyśliłam się, że to Lou.
- Cieszę się, że się cieszysz. Wasze preztenty dla mnie też nie złe. - Zaśmiałam się.
- Przerwałem jakąś kłótnię? - Spytał.
- Dowiesz się wszystkiego jutro. Do zobaczenia Louis. - Rozłączyłam się nie czekając na odpowiedź.
- Jesteś zmęczona? - Spytał troskliwie.
- Trochę. Ten dzień był dość... Jakby to ująć...
- Dziwaczny? Ekstremalny? Nerwowy?
- Zdecydowanie tak. Nigdy więcej.
- Oj poczekaj na nasz ślub... To będzie dopiero przypływ adrenaliny. Oh skarbie, ze mną nigdy nie będziesz się nudzić... - Zaśmiał się.
- A co będzie przysięga na bungee?
- Dobry pomysł. Trzeba to zapisać.
- Wariat nie rozumie ironii.
- Tylko twój wariat. Na zawsze.
- Na zawsze. Podaj mi proszę moją nową książkę... Kusi mnie, żeby ją przeczytać.
- Nie molu książkowy. Dopiero rano ją dostaniesz. Znając ciebie, zaczniesz czytać, stwierdzisz, że nudna, ale nie będziesz w stanie się od niej oderwać, więc będziesz się darła, jak będę cię prosił, żebyś poszła spać, bo rano nie wstaniesz, powieść będzie w cholerę smutna, przeryczysz całą noc, a rano uśniesz, po czym godzinę później obudzę cię ja i będziesz mi zdawała relacje i recenzję książki i znów zaczniesz ryczeć i będziesz mnie wyzywać, bo cię obudziłem...
- Wow, jak ty dobrze mnie znasz... Ale ja nie czytam książek. Widziałam zwiastun filmu, na podstawie tej książki i będę musiała ocenić jakie szczegóły pominęli we filmie, albo co dodali...
- Oglądałaś z Liamem Toy Story. We dwoje przetrwaliście do końca maratonu. Reszta odpadła w pierwszej minucie bajki.
- To film animowany.
- Ryczałaś na tym.
- Bo było smutne.
- Że zabawka została porzucona przez przyjaciół.
- A guzik prawda Chudy na własne życzenie stracił przyjaciół, przez jego głupotę i egoizm!
- Meggie, gadałaś o tym ponad 3 godziny. Ponad 3 godziny na jedną część.
- Daj mi książkę. PROSZĘ.
- Eh... Uparty osioł z ciebie.
- A z ciebie baran i nadęty pajac.
- Dziecko.
- Bachor.
- Obrażasz siebie.
- Podaj mi tę książkę.
- Masz! - Podał mi pudło z książką.
____________________________________________________________
Hej, taki prezencik ode mnie <3 Przeczytałam książkę Gwiazd Naszych Wina i po prostu... nie umiem przestać ryczeć. To takie w chuj smutne, że o ja pierdole kurwa mać.!! Kto z Poznania się wybierze ze mną na ekranizację tego dzieła w czerwcu? Piszcie na GG :P

oto mój blog na podstawie tej książki, tzn. te same postacie, ale moja wersja :)
http://takeadeepbreath-mayxx.blogspot.com/
loffki <3
May xx

środa, 16 kwietnia 2014

24. Czas świąt...

- Zayn pospiesz się! - Darłam się na mojego ukochanego. Wszyscy już pojechali do siebie. Jo z Niallem do Irlandii, Harry do Holmes Chapel, Liam do Wolverchampton, a Louis do Eleanor do Manchesteru.
- Już... Ok... Bagaże w aucie, samochód chyba zatankowany... No nic... Gotowa? - Spytał.
- Tak. Jedźmy juź... - Powiedziałam.
Byłam ubrana w TO, MAKIJAŻ miałam naturalny, a FRYZURĘ również w naturalnym stanie.
Wsiedliśmy do auta. Podróż strasznie się dłużyła, a mój strach przed poznaniem rodziców Malika wzrastał. 5 cholernych godzin...
- Grunt, żebyś była sobą... Taką jaką jesteś przy mnie... - Odezwał się Zayn.
- Skąd wiesz, może udaje? - Spytałam.
- Po prostu wiem... - Wysiadł i pobiegł, żeby pomóc mi z wysiadaniem.
- Eh... - Westchnęłam.
- Hej, jestem Waliyha, ty zapewne Meggie. Zayn dużo o tobie opowiadał. - Przytuliła mnie jakaś dziewczyna.
- Mam nadzieję, że same miłe rzeczy... - Powiedziałam.
- Tak, a japa mu się nie zamykała. - Zaśmiała się druga. Chyba młodsza.
- Megs, to Waliyha, a to Safaa. Moje młodsze siostry. Młode, to Meggie. Moja ukochana. - Powiedział ostatnie zdanie z dumą.
- Miło mi was poznać... - Powiedziałam.
- I wzajemnie. - przytuliły mnie.
- Doniya przyjechała? - Spytał.
- Tak... Męczy się nad ciastem od rana z mamą... - Zachichotała Safaa.
- Chodź, poznasz resztę. - Splótł nasze dłonie i pociągnął w kierunku domu.
Weszliśmy.
- Cześć! - Wydarł się Zayn.
- W końcu jesteś synku! - Usłyszałam głos kobiety.
- Dziwne, że na mój widok, tak się nie cieszysz, jak wracam z pracy... - Zaśmiał się starszy mężczyzny idący za kobietą. Oboje rzucili się na Mulata.
- No nie róbcie mi obciachu! - Jęknął zarzenowany Zayn.
- Ty jesteś pewnie Meggie. Miło cię w końcu poznać... - A zaraz na mnie.
- Udusicie mi ją! - Krzyknął.
- Miło mi... - Uśmiechnęłam się.
- A ze starszą siostrą się już nie przywitasz? - Zza rogu wyłoniła się dziewczyna.
- Hej Doni. Megan już znasz? - Przytulił ją, po czym wskazał na mnie.
- Tak, jest światowej sławy gwiazdą... - Zaśmiała się i mnie przytuliła. - Doniya jestem.
- Miło, Megan. - Ja.
- To jest mój chłopak, Justin... - Akurat zszedł po schodach mój były.
Gdyby nie tata Zayn'a upadłabym.
- Megan, dobrze się czujesz? - Spytał Yasir.
- Doskonale. - Powiedziałam.
- Meggie? Kopę lat. - Zaśmiał się Amerykanin.
- Ta. Z 6 miesięcy? - Sztucznie się uśmiechnęłam.
- Znacie się? - Zdziwiła się Doni.
- Doskonale. - Justin.
- Yasir, sprawdźmy, czy nas nie ma w kuchni. Waliyha, Safaa, idziemy. - Powiedziała Trish.
- Niezręcznie... - Doni.
- Justin to skurwysyn, który zranił Megan. - Odezwał się Zayn. Jego ciało całe się spięło.
- Spokojnie Zayn... - Szepnęłam do niego.
- Szybko się pocieszyłaś po mnie... - Zaśmiał się Just.
- Justin, to prawda? - Zdziwiła się starsza siostra Zayna.
- Tak, ale Megan to przeszłość. - Powiedział i namiętnie pocałował Doniya'ę.
Zabolało. Mimo iż go nienawidzę, to boli. I to cholernie. Zayn zacisnął pięści, tak mocno, że aż knykcie mu pobielały.
- Chodźmy stąd. Musisz ochłonąć. - Zaciągnęłam go na dwór. Szłam w kierunku auta.
- Meggie, ja nie wiedziałem, że ona się z nim spotyka... - Zaczął się tłumaczyć. - Gdybym wiedział, to nie błagałbym cię, żebyś przyjechała...
- Skończ. Zamknij się. - Odezwałam się wściekła. - On może zrobić to samo twojej siostrze, co mi...
- Wiem, dlatego trzeba jej to uświadomić... Powinniśmy z nią pogadać. - Zayn.
- Nie będzie cię słuchać. Ja też nigdy nie słuchałam, jak wszyscy w koło powtarzali mi, że mnie zrani. Chociaż, zawsze można próbować, ale gdzie jest ona, tam jest on. - ja
- Masz tą eskę, którą ci wysłał? - Spytał.
- Tak... Nie wiem, czemu, ale ją mam. - ja.
- To jej pokażemy... - Powiedział.
- Nie teraz Zayn... Dziś jest taki dzień, gdzie nikt nie powinien się kłócić. Doniya się wścieknie, Justin coś zbroi, a twoi rodzice i siostry również będą się denerwować. I po co komu? I później będzie: "Zayn przyprowadził dziewczynę do domu i dziewczyna zawiniła!" - Ja.
- Po kolacji jej powiem... Nikt o tobie nie będzie miał takiego zdania. Zapewniam cię. - Obiecał.
- Tego nie wiesz. Z resztą... Ile Doniya ma lat? - Spytałam.
- 25.
- A Waliyha?
- 17.
- Będzie podrywał Wal. Po krótkim czasie stwierdzi, że Doni jest dla niego za stara. On ma 19 lat...
- Gówniarz... - Mruknął.
- Odezwało się duże dziecko. - Uśmiechnęłam się i złożyłam na jego ustach krótki pocałunek.
- Chodźmy do środka bo zimno. - Powiedział.
- Ok... - Odpowiedziałam i chwyciłam go pewnie za dłoń.
- I pamiętaj Meggie. Ignoruj fakt, że ten debil tu jest. - Odrzekł.
- Wiem... - Uśmiechnęłam się.
Pewnie ruszyłam w kierunku domu, lecz zapomiałam iż moja pewność zawsze kończy się niepowodzeniem i jakąś połamaną kończyną. Przy tych warunkach atmosferycznych prawdopodobieństwo, że skończę na oddziale chirurgicznym wzrozło o 200%, dlatego szłam wolno i ostrożnie. Niestety na ostatnim schodku poczułam się zbyt pewnie i poślizgnęłam się spadając przez pozostałe 4 schodki na krawężnik.
- Jezu Meggie, nic ci nie jest? - Spytał przerażony Zayn zbiegając do mnie.
- Au... Moja głowa... - Jęknęłam podnosząc się z zimnej ziemi.
- Ale nie leci ci krew... To dobrze. Ręka pewnie zaamortyzowała upadek. Co cię najbardziej boli? - Spytał pomagając mi w utrzymaniu równowagi.
- Głowa i prawa noga, konkretnie prawe kolano. Ręka na pewno się nie złamała, bo mam gruby sweter i gruby płaszcz... - Ja.
- Chodź, pomogę ci wsiąść do auta. - Wziął mnie na ręce i posadził na tylnie miejsce. - Pójdę po twoją torebkę i inne dokumenty...
- Będę tu. - Powiedziałam.
- Mam nadzieję... - Zaśmiał się i poszedł.
Czekałam 20 minut, aż w końcu pojawił się. Wsiadł za kółko i ruszył z piskiem opon. Byłam lekko przerażona tym, jak prowadzi mój facet. Piany jednooki zając.
- Bardzo boli? - Spytał.
- Nie umieram. - Przypomniałam.
- Oby! - Prawieże krzyknął.
Zaśmiałam się cicho pod nosem i skupiłam się na rozciągniętym przez transport krajobraz miasta...
_______________________________________________________
Przepraszam, nie wiem co się dzieje z Bloggerem! Usunęłam go z telefonu i mam nadzieję, że już nie będzie takiego czegoś. WYBACZYCIE MI TEN GRZECH?
I aha, rozdziały będą dodawane prawdopodobnie raz w tygodniu, albo raz na dwa tygodnie. cóż... zmieniam tryb życia na bardziej aktywny. zauważyłam, że jestem no-lifem. szkoła, obiad, blog, ask, blog, film, blog, lekcje, blog i tak na okrągło... Nie uważacie, że coś tu nie pasi? Nawet mój przyjaciel z moją mamą mnie wyśmiewali, że piszę jak opętana nie patrząc na klawiaturę...
SORRY :c
May xx

piątek, 11 kwietnia 2014

23. Party hardy!

- Megan wstawaj! - Czułam jak ktoś skacze połóżku. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam całe One Direction i Joanne.
- Czego?! - Wydarłam się.
- Ciociu wstań... - Powiedziała Lux.
- Po pierwsze Awww. Oczywiście słonko, już wstaję, a po drugie, nie mów do mnie ciociu. Po prostu Megan. Jasne? - Zwróciłam się do małej.
- Meggie. - Przytuliła mnie.
- Aww... - Odezwała się Jo.
- Za dużo cukru Jo. - Zaśmiałam się.
- No wiem... Niall i Harry robili mi śniadanie. Tzn. Harry wsypał za dużo cukru do herbaty, a Niall dał żelki z płatkami. - Jo.
- Przesłodziliśmy ją. - Hazz.
- No nic, za pół godziny mamy samolot do Londynu. - Louis.
- CO?! I wy mnie nie budzicie?! - Wydarłam się i zaczęłam się ogarniać. Wbiegłam do łazienki jak poparzona. Szybki prysznic, fryzura, CIUCHY i standartowy makijaż i oczywiście zęby. Wyleciałam z łazienki i zaczęłam wszystko pakować. - Gotowa.
- I tak obudzić moją siostrę. Okłamać ją i powiedzieć, że zaraz się spóźni. - Zaśmiał się Lou.
- Aaa! - Krzyknęłam wściekła.
- Oj skarbie, jakbyśmy ci powiedzieli, że lot jest za dwie godziny to byś nie wstała. - Zayn.
- Spadaj. - Pacnęłam go w ramie, a on mocno mnie przytulił.
- Ludzie, pospieszcie się, za chwilę lot. - Do pokoju wleciał Paul.
- Ale lot jest na 12, a jest dopiero 10... - Harry.
- Nie... Lot jest na 10:30. Ruszcie się... - Paul.
- Louis! - Wydarli się wszyscy wściekli.
- Sorry... - Przeprosił.
- Ha! Cwel! - Zaśmiałam się. - Ale raczej odrzutowiec nie odleci bez nas.
- Zdziwiłabyś się... - Paul.
Wszyscy jak poparzeni, zaczęli się szykować i ruszyliśmy na lotnisko. (włączcie jak chcecie TO) Ledwie zdąrzyliśmy, ale udało się. Usiadłam pod oknem, a Zayn obok mnie. Na przeciwko nas Jo i Niall. Zapatrzyłam się w jeden punkt. Byłam bardzo skupiona. Pstrykałam palcami i stopami wybijałam rytmy. W głowie miałam ułożoną choreografię.
- Meggie, kolejny hit? - Spytał Niall.
- To będzie rewolucja... - Powiedziałam.
- Ludzie załatwiłem wam wywiad u David'a Letterman'a i koncert na MSG! - Ogłosił Paul.
- Yey! - Krzyknęliśmy.
- A no właśnie Jo, będziesz mi potrzebna. Paul, będziemy kręcić teledysk. Zajmiemy się tym jutro rano... A jeszcze dziś... - Zaczęłam.
- Impreza! - dokończyła Jo.
- Bingo. - Ja.
- W końcu musimy uczcić MSG... - Zayn.
Reszta lotu przebiegła pełna śmiechu i zabawy. Gdy dolecieliśmy do nowojorskiego hotelu, niedaleko Timesquere, przebraliśmy się w imprezowe stroje. Ja byłam ubrana w TO, a Joanne w TO.
- Bosko wyglądasz Meggie. - Zayn mnie pocałował.
- Ale z ciebie przystojniak. Normalnie jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, że mam ciebie... - Powiedziałam.
- Nie da się ukryć. Jestem bogiem...
- Seksu...
- Też... A ty moją boginią. Wyjedźmy gdzieś razem... - Zaczął mnie całować.
- Nie tak szybko Romeo... Mam swoje warunki.
- Gdzie i kiedy? - Zaśmiał się.
- Dokładnie. Zostajemy w Londynie. Nie ważne gdzie skarbie, ważne z kim. - Przytuliłam się do niego.
- E... Tak.... - Zayn.
- Czyżbyś chciał mi coś powiedzieć? - Spytałam.
- Nie... Jestem otwartą księgą. - Odparł.
- Jesteś pewien? Coś cię gryzie? - Dotknęłam jego policzka.
- Tak, a już nie długo święta... Pojedziesz ze mną do Bradford? - Spytał.
- Zwariowałeś? - Zdziwiłam się.
- Nie, jesteśmy już ze sobą od 6 miesięcy i chcę, abyś poznała moją rodzinę, ja już twoją znam, więc czas na to, żeby oni poznali ciebie. - Wyjaśnił kładąc swoje dłonie na moje biodra.
- Zayn, czy to dobry pomysł? Nie jestem muzułmanką, to pewnie będzie dla twojej rodziny wielki minus, szybko się stresuję jak wiesz i możliwe, że nie jestem idealną kandydatką na dziewczynę dla ciebie... - Ja.
- Meggie, żartujesz sobie ze mnie? To, że moja rodzina jest wyznania islamskiego, to nie oznacza, że ty od razu masz przestać być protestantką... Po za tym nie dajesz po sobie poznać tego stresu, a dla mnie jesteś idealną kandydatką nie tylko na dziewczynę, ale też na żonę i matkę moich dzieci. - Pocałował mnie.
- No dobra. Ale wiesz, że moja rodzina to nie tylko Louis? - Spytałam.
- Joanne?
- Ją też znasz, lecz to jest moja przyjaciółka, którą traktuję jak siostrę. Jeszcze jest kuzynka Xania, Aaron, Ella, Hariet, Mike i Finn. Najmłodsze są Ella i Hariet. Bliźniaczki. A najstarszy jest Finn. Rozmawiałam już z nimi i obiecałam ich odwiedzić i chciałabym, żebyś pojechał ze mną... - Powiedziałam.
- Więc pojedziemy w drugi dzień świąt... - Uśmiechął się.
- Idziecie, skarby? - Spytał Harry, który już trochę wypił.
- Harry, złotko, piłeś coś? - Spytałam.
- Tak, złotko. Louis dał nam jakieś podejrzane drinki. - Powiedział kiwając głową na tak.
- No nic... Idziemy. - Powiedziałam.
Czarnym samochodem udaliśmy się do najlepszego klubu w Nowym Jorku. Impreza była odjazdowa. Zwinęliśmy się około godziny... Nie wiem o której, ale wiem, że rano. Byliśmy kompletnie zalani w 3 dupy. Nikt nic nie ogarniał, a po obudzeniu... Zaczął się koszmar.
____________________________________________
May xx

środa, 9 kwietnia 2014

22. The Ellen Show. Cz.3. + przeczytajcie notkę pod rozdziałem!!!

*Następnego dnia. 6 rano*
Obudził mnie mój upierdliwy budzik w telefonie. Nie byłam wstanie podnieść się i go wyłączyć, dlatego swoją głowę schowałam pod poduszkę.
- Wstawaj śpiochu. Za półtorej godziny musisz być u Ellen. - Budził mnie Zayn.
- Cholera... - Przeklnęłam pod nosem i ruszyłam do łazienki. Wzięłam długi gorący prysznic, po czym przyszła do mnie Lou.
- Hej. - Powiedziała.
- Cześć. To co dziś dla mnie masz? - Spytałam.
- Ubierz TO. - Dała mi ubrania. Po przebraniu się w garderobie wróciłam do blondynki, a ona umalowała mnie i delikatnie polokowała moje włosy.
- Cholerne obcasy... - przeklinałam pod nosem.
- To po co je zakładałaś? - Spytał Zayn.
- Bo są śliczne. - Powiedziałam.
- Nigdy nie zrozumiem logiki kobiet... - Zayn.
- Gotowe. - Powiedziała Teasdale.
- Dziękuję. Jak zawsze idealnie. - Przytuliłam ją.
- Za to mi płacicie. - Zaśmiała się.
Czarnym vanem pojechaliśmy do studia, gdzie miało się odbyć The Ellen Show. Sama Ellen czekała już na mnie siedząc na jednym z foteli.
- O cześć! Jesteś! Jak tam? Siadaj! - Przywitała mnie.
- Wszystko dobrze. A u ciebie? - Usiadłam na miękki fotel.
- Również... Powiedz szczerze, denerwujesz się przed występem w telewizji na żywo? - Spytała.
- Może trochę... Tak ociupinkę... - Uśmiechnęłam się.
- Za 30 sekund wchodzimy na antenę! - Ogłosił producent.
- No nic... Powiem ci tyle, że nie masz się czego bać. Pytania, które przygotowałam nie są aż tak straszne. - Powiedziała Ellen.
- Za 3... 2... I... - Do moich uszu dorarły oklaski. To był znak, że jesteśmy na antenie.
- Witam wszytkich! Jak wadomo, jestem Ellen, a to jest THE ELLEN SHOW! Dziś jest z nami specjalny gość, Megan Tomlinson! Brawa dla niej! - Ellen.
- Cześć wszystkim. - Ja.
- Megan... Powiedz nam... Lubisz Los Angeles? - Ellen.
- Kocham. Jest tu wspaniale... Plaże, krajobrazy... Wszystko jak ze snu. - Ja.
- Dobra odpowiedź. Jak twoja kariera? Rozwija się bardzo szybko... - Ellen.
- Tak to prawda. Jest wspaniale, ale jest mnustwo pracy, koncerty, sesje zdjęciowe, kompozycja nowych piosenek i melodii, wywiady, trasy... Mimo to nie narzekam. Jest przy tym wszystkim dużo zabawy... - Ja.
- A co z One Direction? - Ellen.
- Są czarujący i... Zdecydowanie nie obliczalni. Typowi chłopacy. Ale przynajmniej są naturalni... - Ja.
- A jak długo jesteś z Zayn'em? - Ellen.
- 5 miesięcy. - Ja.
- Dobrze się między wami układa? - Ellen.
- Jak w bajce. Reszta zespołu się z nas śmieje, bo jesteśmy nierozłączni. Na próbach, koncertach, na zakupach... - Ja.
- Wybacz, ale muszę nawiązać do twojego wyglądu. Przeglądałam twojego Twitter'a, a konkretnie tweety wysłane DO ciebie od fanek, a właściwie od hejterów. Padają różne epitety o tobie... Co o tym myślisz? - Ellen.
- Tak w sumie nie obchodzi mnie opinia innych. Z psychologicznego punktu widzenia, to ci, którzy hejtują po prostu zazdroszczom osobom publicznym ich sukcesu. - Ja.
- Najpierw fioletowe włosy i rockowy image, później wyluzowana blondynka, a teraz elegancka brunetka? Jak to z tobą jest? - Ellen.
- Każdy kto mnie zna, np. Zayn, Louis, moja przyjaciółka Joanne, albo Harry, Liam, czy Niall mogą o mnie powiedzieć, że szybko zmieniam style ubioru. Jednego dnia mogę być na "NIE" na szpilki, a następnego mogę je kochać... Róznie z tym bywa... - Ja.
- Słuchaj, wiele osób twierdzi, że jesteś jak mieszanka gwiazd. Ruchy jak Shakira i Beyonce z nutką Michael'a Jacksona, seksowna jak Rihanna, utalentowana jak Cher i Aguilera, orginalna jak Lady GaGa i Katy Perry, a szalona i roztańczona jak Miley Cyrus i Selena Gomez. Mówią też o tobie D.D. Lovato, czyli Druga Demi Lovato. Jak ci z tym? - Ellen.
- Powiem szczerze, że schlebia mi to. Shakira i Beyonce to już legendy, głównie przez ich muzykę. Michael Jackson... Król Popu nigdy nie umrze. Od dziecka byłam wychowywana na jego muzyce, często z bratem tańczyłam do jego piosenek, naśladowaliśmy jego charakterystyczne ruchy i to jego wysokie "Ow!". Cher to również legenda, również na jej Rock'u się wychowywałam,  jest moim wzorem do naśladowania jak Christina, Demi i Rihanna. Riri nigdy nie dorównam pod względem wyglądu, a Miley i Sel nauczyły mnie, że trzeba cieszyć się życiem, bo nie wiadomo kiedy się skończy, może jeszcze dziś, jutro, pojutrze, za miesiąc, nikt tego nie wie. A co do Katy i Gagi, to one mnie nauczyły, że trzeba być orginalnym, jeśli chce się coś osiągnąć i chce się być zapamiętanym, za to Demi pokazała mi w pewnym sensie, że trzeba być sobą, że nie warto się przejmować plotkami, hejtami czy innymi takimi. Po prostu trzeba mieć to gdzieś. - Ja.
- Masz jakieś doświadzczenie z Hejterami? - Ellen.
- Tak. I to ogromne. Cały czas mnie hejtują, nie robi to na mnie żadnego wrażenia, bo uważam, że to jest nudne i wszystkie hejty się powtarzają a oni myślą, że zdołują mnie... Błąd. - ja
Ellen zadała jeszcze kilka pytań, zaśpiewałam piosenkę i wróciliśmy do hotelu.
_____________________________________________
Przepraszam, przepraszam, przepraszam!!! Przez mój głupi telefon i rozdziały, które były na nim zapisane, nie były na laptopie i sam zrobił aktualizację w tel i usunął rozdziały na blogerze z którego kożystam na laptopie! Przepraszam!
I do FuckingDreamer >>> Napisz do mnie na GG (44895889), jestem albo na niewidoczym, albo na dostępny, więc pisz i najwyżej wszystko obgadamy co i jak :)
May xx

niedziela, 6 kwietnia 2014

21. The Ellen Show. Cz.2.

*Następnego dnia* Południe*
Już jesteśmy w Los Angeles. Wszyscy stwierdziliśmy, że wybierzemy się na basen. Przebrałam się w moje czarne bikini, które przykryłam zwiewną sukienką, a na nos założyłam okulary.
- Wow... Drugi raz w życiu widzę cię w sukience. - Zaśmiał się mój ukochany.
- Nie przyzwyczajaj się tak. - Przybliżyłam się do niego.
- Chodź już, bo czekają... - Splutł nasze dłonie i wyszliśmy na dwór.
Było bardo dużo ludzi w basenie. Zapewne po to, aby się ochłodzić. Mimo iż mamy listopad, w Los Angeles panuje straszny upał! Zauważyłam chłopaka z burzą loków na głowie i dużą ilością tatuaży bawiący się z małą dziewczynką. Domyśliłam, że to Harry wraz ze swoją chrzestnicą.
- Tam są. - Wskazałam na Stylesa palcem i razem z Zaynem podeszliśmy do nich. Usiadłam na leżaku obok Louise. Zdjęłam sukienkę i nasmarowałam się olejkiem do opalania. Rozłożyłam się na leżaku.
Słońce rozgrzewało moje ciało, sprawiając jednocześnie, że moja skóra ciemnieje. Rozmawiałam z Teasdale o różnych rzeczach. Praktycznie o wszystkim i o niczym. Za to chłopaki opiekowali się małą Lux.
- Megan, mamy mały, tyci, taki malusieńki, drobniuteńki problemik... - Przyszedł Louis.
- Utopiliście Lux?! - Spytałam.
- Aż takimi idiotami nie jesteśmy. Utopiliśmy Zayn'a. -  Powiedział.
- Idę po Lux. - Powiedziała Lou wstając. Ja również to zrobiłam. Poszłam za bratem.
- Tu leży. - Louis wskazał palcem na Mulata.
- Zayn?! Zayn debilu wstawaj! - Krzyczałam trzęsąc nim. Nagle krzyknął krótkie, ale głośne "Boo!", a ja się przestraszyłam, przez co wylądowałam w basenie. - Idioci! - Cała piątka się śmiała.
- Ależ ty się o mnie martwisz skarbie... - Uśmiechnął się Zayn.
- To nie było śmieszne! A jakbyś na prawdę się utopił? - Spytałam.
- Ej, ale spójrzcie na nią. Gdyby nie była w wodzie, zapaliłaby się z tej złości. - Powiedział Harry.
- Zayn pomóż mi wyjść... - Wyciągnęłam do niego dłoń, po czym on ją kurczowo chwycił, a ja pociągnęłam go, przez co wpadł do wody.
- Ej! - Krzyknął.
- Palant. - Mruknęłam.
- Którego kochasz. - Odparł przybliżając się do mnie.
- Marzysz. - Wyszłam z basenu.
- Meggie, jesteś na nas zła? - Spytał Niall.
- A jak myślisz? Nastraszyliście mnie. Zachowujecie się jak dzieci. Mam was dosyć. - Syknęłam i poszłam.
- Megan złotko... Chodź się napijemy... Albo zjedz snikersa bo strasznie gwiazdorzysz. - Zaśmiał się Lou obejmując mnie ramieniem.
- Twój idiotyzm przekracza wszelkie granice. - Również się zaśmiałam. Tak... Mój brat umie zawsze pocieszyć. Poszłam z nim do baru. Od razu zamówiłam coś mocnego.
- Meggie! Hej! - Nagle podeszła do nas Joanne.
- Jo! - Przytuliłam ją.
- Słyszałam, że występujesz w Ellen Show. Jak mogłaś mi o tym nie powiedzieć? - Spytała.
- A ze mną to się nie przywita. Co za... Przypominam iż zanim poznałaś moją siostrę, bawiłaś się ze mną. - Odezwał się Louis.
 - Zamknij się... - Jo.
- Też cię miło widzieć! - Louis ją przytulił.
- Lou daj jej spokój... Joanne mów co cię tu sprowadza. Co robisz w LA? - Spytałam.
- Niall stwierdził, że koniecznie muszę tu przyjechać i podał mi adres waszego hotelu. - Wyjaśniła. Spojrzałam na brata, a brat na mnie.
- I wszystko jasne... - Uśmiechnął się Lou.
- Że niby co? - Zdziwiła się brunetka.
- Wszystko w swoim czasie... - Powiedziałam.
- No nic... Jak życie? Jak kariera? - Pytała.
- Wspaniale. Już nie długo nagrywam kolejny singiel z One Direction i kolejny teledysk, a ty opowiadaj co w Sydney. - Uśmiechnęłam się.
- Nudy. Wyprodadziłam się z tamtąd. Znudziły mi się tamte krajobrazy. - Powiedziała.
- I gdzie będziesz teraz mieszkać? - Spytał Louis.
- Niall namówił mnie na Londyn. - Znów spojrząłam na brata, a on na mnie.
- Będziesz z nim rozmawiać. Ja nic z niego nie wyciągnę. - Zaśmiał się Lou.
- Z tobą też sobie porozmawiam. - Powiedziałam do Jo.
- Oj... - Zaśmiała się.
Reszę dnia spędziłam na rozmawianiu z moją przyjaciółką. Wyznała mi, że podoba się jej Niall. Wszystko jasne... Louis mimo iż rozmawiał z Irlandczykiem to miał racje. Nic z niego nie zdołał wyciągnąć. Byłam zmuszona wkroczyć do akcji.
- Niall, bądźmy szczerzy... - Zaczęłam wchodząc do jego i Liama pokoju.
- Będzie krwawa jadka? - Spytał Liam.
- Nieuniknione. Więc jeśli nie wyjdziesz... Ani jeden, ani drugi nie wyjdzie z tego cało... - Wyjaśniłam.
- To pa Niall. - Liam poderwał się ze swojego łóżka i wybiegł prawieże z pokoju.
- Będzie ze mną źle? - Spytał blondyn.
- Jeśli będziesz szczery to nie. Prawda za prawdę. Ja pytam ciebie, ty odpowiadasz. Później, jeśli będziesz chciał ty będziesz pytał mnie. Jasne? - Odpowiedziałam.
- Ok. Czego pragnie dusza? - Zaśmiał się.
- Co czujesz do Joanne? - Walnęłam prosto z mostu.
- Ok... Robi się ciekawie... Następne pytanie. - Niall.
- Prawda za prawdę, Niall. Wiedz, że tę odpowiedź potraktuję to jako "Tak, bardzo ją kocham" itp.. - Ja.
- Dobra! Kocham ją. I to bardzo. Jest mądra, urocza, inteligentna, utalentowana, słodka, piękna i w ogóle... Nawet kocham jej antypatyczność. Stara się odpychać ludzi, będąc wredną, ale w środku, boi się, że ktoś ją zrani, jest wrażliwa, ale nie chce dać sobie po tym poznać. Joanne sprawia, że chcę ją ochraniać przed całym złem tego świata, budzić się i zasypiać obok niej, każdego dnia... Jest dla mnie bardzo ważna. Staram się, żeby mi zaufała, ale coś średnio mi wychodzi... - Wyznał.
- Jak na optymistę, jesteś zbyt pesymistyczny. Nialler, ona cię kocha. Nie raz, nie dwa razy ją raniono. To fakt, boi się odrzucenia, kolejnego zranienia. Ale jeśli jej to powiesz, co przed chwilą mi powiedziałeś, powinna ci zaufać bezgranicznie. Ale wszystko w swoim czasie. Zobaczysz. Wszystko zakończy się Happy End'em. - Powiedziałam.
- Jakieś rady? No wiesz... Znasz ją od małego, więc... - Spojrzał na mnie.
- Dużo z nią rozmawiaj, spróbój odwołać się do muzyki, piłki nożnej i do kuchnii. Jo lubi gotować. Komplementuj ją, ale rzadko. Pomyśli, że to kłamstwa... Jo kocha adrenalinę... Kiedyś zaproś ją na bungee, albo na jakiś mecz na Madison Squere Garden na koszykówkę. Bądź dla niej wsparciem, przyjacielem na każde wezwanie. Nie nawiązuj tematu na początku o miłości, zakochane pary, całuski, buziaczki... Wtedy zacznie myśleć, że chcesz ją przelecieć i zostawić. Jak będziecie parą, będziecie mogli mówić o wszystkim. Amen. - ja.
- O kurde... Wymagania takie, że o ja cie... Ale spokojna twoja rozczochrana. Nie jestem taki... Dobra. teraz ja zasypuję cię pytaniami... - Zaśmiał się.
- Jestem otwartą księgą. - Uśmiechnęłam się szeroko.
- Więc...
Teraz to on zaczął mnie przepytywać. Odpowiadałam mu szczerze na pytania. Tak jak było w umowie... Za to jutro czeka na mnie chwila na którą czekam aż od 2 dni. Wystąpię w Ellen Show. Przyznam, że boję się jej pytań, bo nie wiem o co może zapytać. Nieuniknione jest to, że będzie pytać o mój związek z Zaynem i o karierę. Możliwe, że o rodzinę też mnie zapyta... Eh...
Wróciłam do pokoju i po krótkiej rozmowie z moim ukochnym zasnęłam w jego ramionach...
__________________________________________________________
Nacieszcie się moją weną... :**
Lovv, May xx

20. The Ellen Show. Cz.1.

Obudził mnie telefon. Nie otwierając oczu, chwyciłam urządzenie i naciskając zielony przycisk przyłożyłam do ucha.
- Hallo? - Spytałam pół przytomna.
- Cześć, tu Ellen z The Ellen Show... Czy mam przyjemność rozmawiać z Meggie Tomlinson? - Usłyszałam.
- Tak! - Nagle ożyłam.
- Świetnie, masz ochotę wystąpić w moim programie? Moim marzeniem jest przeprowadzić z tobą wywiad... To jak? Przylecisz do LA? - Ellen.
- Oczywiście! Kiedy? - Spytałam.
- Najlepiej jak najszybciej. Jak tylko przylecisz do LA. - Ellen.
- Jeszcze dziś wylecę z Londynu. Prawdopodobie będę jutro na miejscu. - Ja.
- To za 2 dni o 8 rano w moim studiu. SMS'em wyślę ci adres. Aha i daj znać kiedy będziesz w Los Angeles. To pa! - Rozłączyła się.
- Co się stało, kotku? - Spytał Zayn.
- Za dwa dni wystąpię w Ellen Show! - Wydarłam się.
- To świetnie! Ale kiedy mnie zostawisz i wyjeżdżasz? - Spytał.
- Hm... Miałam nadzieję, że pojedziesz ze mną i będziesz mnie wspierał za kulisami... - Ja.
- Oczywiście, że pojadę... - Pocałował mnie. - To kiedy jedziemy?
- Jeszcze dzisiaj. Jutro musimy być na miejscu. - Powiedziałam.
- Ok. To po śniadaniu zaczniemy się pakować. - Uśmiechnął się.
- Pójdę pod prysznic... - Wstałam.
- Mogę z tobą? No wiesz... Musimy oszczędzać wodę, teraz są ciężkie czasy... - Zaśmiał się uroczo.
- To fakt. Nie pozostaje ci nic innego jak wziąść iść pod rynnę po deszczu. - Uśmiechnęłam się i puściłam mu oczko.
- Albo wejść z tobą do kabiny. - Nie odpuszczał.
- Hm... - Spojrzałam na zegar. - Za długo nie możemy, ale co mi tam... Raz kozie śmierć... Chodź. - Od razu poderwał się z łóżka i pobiegł ze mną w kierunku łazienki. Weszliśmy do pomieszczenia, które zamknęliśmy na klucz. Szybko pozbyliśmy się naszych ubrań. Weszliśmy do kabiny prysznicowej, a Zayn odkręcił wodę. Wpiłam się w jego usta. Od tego się zaczęła nasza "zabawa". Po jakiś... 40 minutach, jak nie więcej wyszliśmy śmiejąc się.
- To teraz tylko śniadanie i pakujemy się... - Powiedział.
- Ty idź coś zjedz, a ja zacznę się pakować. - Odpowiedziałam.
- Coś ty! Zjemy razem. Pójdziemy na miasto. Raz na jakiś czas możemy razem wyjść. Prawda? - Odparł.
- Jak chcesz. - Pocałowałam go.
- O cholera. Zapomnieliśmy ubrań, a jest jeden ręcznik... - Zayn.
- Musisz być szybki. - Zaśmiałam się.
- Ja? A czemu nie ty? - Spytał.
- Bo ja mam więcej do ukrycia. Pamiętaj, że nasz pokój jest na końcu korytarza. - Uśmiechnęłam się.
- Bo nasza pieprzona łazienka w pokoju, musi być w remoncie... Zróbmy tak. Najpierw ja pójdę do pokoju, ubiorę się i przyniosę ci ciuchy. - Zayn.
- Śnisz. Ja wychodzę. - Otworzyłam drzwi i wyszłam. Nagle Zayn mnie wyminął biegnąc do pokoju.
Gdy weszłam do pomieszczenia, ubierał spodnie.
- A jednak. Fajny tyłeczek. - Zaśmiałam się.
- Śmiej się śmiej... Ale dziękuję. - Odparł.
Weszłam do garderoby. Przeglądałam wieszaki, zastanawiając się co założyć. W końcu zdecydowałam się na TO, zrobiłam makijaż i rozpuściłam moje włosy.
- Zayn, co byś powiedział na to, żebym ścięła włosy? - Spytałam ubierając swój zestaw.
- Zwariowałaś? Masz piękne włosy. Ale, nawet jeśli byś ścięła włosy, to uważam, że we wszystkim ci do twarzy. - Odpowiedział.
- Aww... Ale jedno musisz mi przyznać... Fatalnie mi w blondzie. - Powiedziałam wychodząc z garderoby.
- Nie. Lepiej niż w fioletowym. - Spojrzał na mnie.
- Jeszcze dziś wybieram się do Lou. Nowy kolor. - Uśmiechnęłam się.
- Oj Meggie. A ustaliłaś z nią, o której godzinie? - Spytał.
- Tak. Za 2 godziny. - Odpowiedziałam.
- To chodźmy na śniadanie i pojedziemy do niej. - Odparł.
- Ok. Ale musimy się pospieszyć, bo zgłodniałam. - Powiedziałam.
Tak więc wyszliśmy z domu. Pełno ludzi nas zaczepiało, głównie fanki i paparazzi. W koncu dotarliśmy do knajpki, gdzie zamówiliśmy coś na śniadanie, później taksówką ruszyliśmy do Teasdale.
- Ciocia Meg! - Krzyknęła mała Lux, gdy weszliśmy do jej domu.
- Hej słonko! - Wzięłam ją na ręce.
- Tęskniłam... - Powiedziała tuląc się do mnie.
- Ja też... - Uśmiechnęłam się.
- A za mną tęskniłaś, Lux? - Spytał Zayn.
- Nie... - Zaśmiała się.
- Za mną już nikt nie tęskni... - Zayn.
- Z grzeczności nie zaprzeczę. - Uśmiechnęłam się.
- Lux, mówiłam, żebyś nie otwierała drzwi... O hej wam. Dobrze, że to wy... Pełno ludzi tu się pałęta. - przyszła Lou.
- Tak. A ten jeden facet był przerażający, z tym uciekającym okiem... - Zayn.
- Ta... Odrażający. No nic. Zapraszam. Meggie, już uszykowałam tą farbę, jak coś. Chodźcie. Zayn idź do salonu, włącz sobie telewizję, albo coś, a ty Meggie chodź do łazienki. - Poszliśmy za Lou.
Usiadłam na krzesło, które przygotowała Teasdale.
- No Lux, musisz iść na chwilę do Zayna, żeby twoja mama mogła mi pofarbować włosy... Dobrze? - Ja.
- Nie chcę... Chcę siedzieć u ciebie na kolankach... - Powiedziała.
- Na chwilkę... Zrobisz to dla mnie? Później będziemy sobie robić zdjęcia. - Ja.
- Tak! - Zeskoczyła radośnie z moich kolan i pobiegła do salonu.
- Masz niezłe podejście do dzieci. Lubią cię. A szczególnie Lux. Ciągle wypytuje, kiedy ją odwiedzisz... Nawet o Harry'ego już nie pyta odkąd pojawiłaś się w jej życiu, że tak to ujmę... - Lou.
- Kocham dzieci. Są urocze. Kocham się nimi opiekować, bawić się z nimi... - Odpowiedziałam.
- A nie myślałaś nad dzieckiem z Zayn'em? Jesteście razem, kochacie się i wgl... - Spytała.
- Nie... Jeszcze nie myślałam nad dzieckiem... Nawet nie wiem, czy Zayn sam chciałby mieć ze mną dziecko. Ma karierę, ja z resztą też... Jesteśmy jeszcze młodzi... Mam tylko 18 lat, a Zayn 21... - Wyjaśniłam.
- Ja urodziłam Lux, jak miałam 19. Teraz mam 22. Dla małej zrezygnowałam ze studiów. - Lou.
- Trzeba przyznać, że masz wspaniałą córeczkę. Hej, może pojedziecie ze mną i Zayn'em do LA? - Spytałam.
- A reszta wariatów? - Spytała.
- Nie wiem czy jadą. Nawet nie wiem, czy wiedzą, że wyjeżdżam... - Zaśmiałam się.
- Dobra. Farba nałożona, za 20 minut będziemy spłukiwać. Chodźmy do kuchni. - Lou.
- Ok. - Udałam się za nią.
Długo rozmawiałyśmy. Później po upływie 20 minut Lou wysuszyła mi włosy i je uczesała w naturalny i artystyczny nieład.
- Dziękuję. Jesteś kochana. To ile? - Spytałam.
- Kiedy się nauczysz, że nie biorę od was pieniędzy? I myślę, że Lux będzie się cieszyć, jeśli pojedziemy z wami do LA. Poczebujesz swojej odjazdowej stylistki... Zginiesz tam beze mnie. - Zaśmiała się.
- Oczywiście. - Również to zrobiłam.
- Chodźmy do salonu. - Powiedziała.
Stanęłyśmy cicho w progu, tak, żeby Zayn nas nie widział. Zrobiłam mu zdjęcie jak bawi się z Lux. Uśmiechnęłam się na ten widok.
- Ciocia! - Krzyknęła blondynka widząc mnie. Zeskoczyła z kanapy biegnąc do mnie.
- Meggie?! - Zdziwił się Zayn.
- I co podoba się nowy kolor? - Spytałam.
- Wyglądasz niesamowicie. - Przytulił mnie.
- A tobie Lux? - ja.
- Wyglądasz pięknie. - Mała również mnie przytuliła.
- Dziękuję słonko. I tobie tymbardziej Lou. Tylko pamiętaj, że dziś o 19 mamy samolot. - Uśmiechnęłam się do stylistki.
- Następnym razem informuj wcześniej o takich rzeczach. - Lou.
- Zapamiętam. - Zaśmiałam się.
- No nic. Zbieramy się... Z nią to się spóźnimy na lot. - Zayn.
- Gdzie jedziesz ciociu? - Spytała dziewczynka.
- Z tobą i twoimi rodzicami i Zaynem na wakacje. - Powiedziałam do niej.
- Hurra! A mogę teraz z tobą jechać? - Spytała.
- Do nas do domku? - ja.
- Tak... Mogę? - Zrobiła maślane oczka.
- Lou? - Spojrzałam na blondynkę.
- Jeśli nie będzie przeszkadzać... Ja spakuję nas w spokoju... - Teasdale.
- Świetnie. Chodźmy. Aha, tylko bądź wcześniej na lotnisku. Jeszcze ta odprawa... - Powiedział Zayn.
- Dobrze. To pa córeczko. - Powiedziała Lou do swojej córki.
- Pa mama... - Pomachała jej. Wzięłam ją na ręce.
Taksówką pojechaliśmy do domu.
- W końcu jesteście, gdzie byliście?! Megan coś ty zrobiła z włosami? I co Lux robi z wami? Cześć Lux. Chodź do wujka Lou. - Pytał Louis, gdy tylko weszliśmy do villi.
- Byliśmy na śniadaniu, a później u Lou. Pofarbowałam włosy, jak widać. A Lux chciała jechać ze mną, więc ją zabrałam, żeby Lou mogła się w spokoju spakować. Ja i Zayn już jesteśmy spakowani. - Wyjaśniłam.
- Gdzie jedziecie? - Zdziwił się.
- Jeny Lou, jakiś ty zacofany. Megan występuję w The Ellen Show! - Zayn.
- Serio?! Jezu! O mój boże! Meggie, to wspaniale! Chodź Lux. Idziemy pochwalić się tym chłopakom. Jedziesz z nami do Los Angeles? - Louis wziął dziecko na ręce i poszedł do salonu.
- Tak... - Uśmiechnęła się uroczo.
- Zabrał mi dziecko... - Poskarżyłam się Zayn'owi.
- Wiem, Meggie. Wiem... Zawsze możemy iść na górę i sobie takie zrobić... - Szepnął mi na ucho.
- Chciałbyś. - Chwyciłam go za rękę i poszliśmy za moim bratem.
- Lux! - Krzyknęli chłopacy.
- I nowe włosy Megan. - Niall.
- Ludzie, wy się przymknijcie i idźcie się pakować. Jedziemy do LA! - Louis.
- Po co? - Liam.
- Meggie w Ellen Show. - Lou.
- Serio? - Harry.
- Też nie mogłam w to uwierzyć. - Zaśmiałam się.
- Kiedy? - Niall.
- Za 2 dni. Jeszcze dziś lecimy do LA. - Ja.
- Oto wasze dziecko. - Louis dał mi dziewczynkę i razem z resztą pobiegli do swoich pokoi.
- No Lux. Ciesz się, że z nimi nie mieszkasz. - Usiadłam się z nią na kanapie.
- Ta... Bo to my jesteśmy tacy szaleni... - Zaśmiał się Zayn.
- Tak... - Lux.
__________________________________________________________
Niezbyt ten rozdział udany... No ale co ja poradzę... Jak będzie POWYŻEJ 5 komentarzy dodam następny rozdział.
May xx

czwartek, 3 kwietnia 2014

19. W reszcie w domu, jakim jest kraj.

*Kilka miesięcy później, konkretnie listopad*
Na dworze robi się coraz zimniej, deszcz pada coraz częściej, a słońce zachodzi szybciej. Drzewa ozdabiają złote, czerwone i brązowe liście, które i tak zaraz spadają na mokrą ziemię. Zamieszkałam z chłopakami w Londynie. Nie chcę wracać do Doncaster, chyba, że na święta do rodziny, jakim jest kuzynostwo. Usiadłam na parapecie, owinięta grubym kocem, a w mojej ręce kubek z wrzącą herbatą, zaś w drugiej był mój notes, którego ręcznie ozdabiałam okładkę. Towarzyszył mu czarny długopis, który mimo iż był niedawno kupowany wiele ze mną przeżył. Spojrzałam w lewą stronę, po której było okno. Nic co znajdowało się za nim, nie przykuwało mojej uwagi. Ponownie odwróciłam głowę zaglądając w zeszyt. Nic. Kompletnie nic w nim nie było prócz moich bazgrołów. Od miesiąca staram się napisać jakąś piosenkę. Moja kariera znacznie na tym cierpi. Chłopacy zachęcają mnie do wynajęcia kompozytora, lecz ja niczym ten uparty osioł - odmawiam. Hm... Co by tu napisać? Raczej nie o nieszczęśliwej miłości, bo jestem w bardzo szczęśliwym związku. O jeny! Mam! "Nigdy nie poddawaj się... Sam dobrze wiesz, że... Kiedyś uda się i staniesz na szczycie... Dobrze o tym wiesz, że wszystko jest możliwe..."... Tak! Eureka! Oj coś czuję, że to będzie hit... Gdy skończyłam jedną piosenkę zabrałam się za kolejną.
- Kochanie, zamawiamy pizzę. Masz ochotę? - Do pokoju wszedł Zayn.
- Tak, tak... - Odpowiedziałam nie odrywając wzroku od kartek.
- Co robisz? - Spytał podchodząc do mojej postaci.
- Piszę kolejne hity. Zaraz idę do studia komponować melodię, po tym idę wysłać nuty chłopakom, jak mi się spodobają i spać. - Cmoknęłam go.
- Pokażesz mi? - Zapytał z nadzieją.
- Oj nie wiem, nie wiem... - Zaśmiałam się.
- Oj daj mi to... - Wziął mój notes.
- Zayn! - Jęknęłam.
- Ja ciebie też kocham, kotku... - Odparł.
- A ja ciebie jakoś nie... - Skrzyżowałam ręce na piersi.
- Są genialne, ale... - Zaczął.
- Jeszcze nie dopracowane. Oddaj mi to. - Wyciągnęłam do niego dłoń.
- Ale... Daj mi dokończyć. Są genialne, ale za dużo pracujesz... - Odpowiedział.
- Wiesz, że muszę pracować... - Powiedziałam.
- To popracuj ze mną. Tu, w tej sypialni. - Uśmiechnął się zadziornie, zagryzając wargę.
- Śnij dalej. Za marzenia do więzienia cię nie wsadzą. Ale wiesz... Zawsze możesz za mnie je napisać, a ja się pod tym podpiszę. - Wstałam z parapetu zabierając mu notes.
- No właśnie. Więc wykożystajmy ten czas, żeby śnić razem, dopóki to legalne. Wszystko może się zmienić. Przezabawna jesteś... - Pocałował mnie.
- Jesteś niemożliwy... A z resztą... Wiesz co? Ok. Wykożystajmy ten czas... - Po moich słowach, ponownie wpił się w moje usta. Przeszliśmy na łóżko, ustawiliśmy się tak, że ja byłam na górze. Siedziałam na nim okrakiem, więc czułam, że jego kolega "budzi się do życia". Szybko wstałam wybiegając z pokoju. Śmiałam się pod nosem i weszłam do studia. Usiadłam przy pianinie i zaczęłam komponować. W głowie miałam już gotowe melodie do moich piosenek, ale wszystkie się zlewały... Starałam się to jakoś oddzielić. Do pokoju wszedł Louis.
- Co tam? - Spytał.
- Dobrze, a tam? - Uśmiechnęłam się.
- Zayn wyszedł zapytać, czy chcesz pizzę, nie wrócił. Co z nim zrobiłaś? - Zaśmiał się.
- Jest w pokoju. Chyba, że uciekł przez okno. Ja mu nic nie zrobiłam. - Również się śmiałam.
- Coś mi się wierzyć nie chce... - Odparł.
- Nie wiem gdzie jest... Powinien być w pokoju... - Spowarzniałam.
- A tak bdw, zjesz tą pizze? Niall jest głodny i nie wiemy czy zamiawiać 6 pudełek, czy 7. - Lou.
- Zjem. Głodna jestem... - Powiedziałam.
- Jak komponowanie nowych piosenek? - Zmienił temat.
- Świetnie... Nie mam melodii. Wszystko się zlało w jedno gówno. - Westchnęłam.
- To co przed chwilą grałaś było świetne. - Pochwalił i zaczął wystukiwać melodię, którą wcześniej grałam. Również się dołączyłam z nowymi nutami. Efekt był niesamowity... Po tej piosence Louis poszedł do chłopaków, a ja zabierałam się za kolejne piosenki. Zajęło mi to 2 godziny, jak nie więcej. Zapisane nuty wysłałam e-mailem do chłopaków z zespołu. Później zeszłam do salonu. Zmęczona, głodna, bez życia.
- Gdzie ta pizza? - Spytałam.
- Auto się kierowcy zepsuło... - Powiedział wściekły Niall.
- Kotku, jak ci poszło? - Spytał Zayn.
- Fantastycznie. W końcu skończyłam. A tobie jak się praca podobała? - Zaśmiałam się.
- Nie oddzywam się do ciebie. Jędza. Podnieciła i uciekła. - Odpowiedział.
- Nie chcę wiedzieć co się wydarzyło we waszej sypialni przed kolacją. - Odezwał się Niall.
- Nic. Właśnie o to chodzi, że nic! - Zayn.
- Oj... Też cię kocham, misiaczku! - Usiadłam Zaynowi na kolana, a ten mocno mnie przytulił, tak, że aż tlenu mi zabrakło. - Oddychać nie mogę!
- Wiem, kochanie. - Dał mi całusa w policzek.
- Idiota. - Zaśmiałam się i wtuliłam się w jego tors.
- Pizza! - Wykrzyknął Niall, gdy po domu rozległ się dzwięk dzwonka do drzwi.
- W końcu! - Krzyknęłam.
- Mam jakieś dziwne podejżenia... - Harry się na mnie dziwnie spojrzał.
- Niby jakie? - Spytałam.
- Chyba za dużo czasu spędzasz z Niall'em. - Louis.
- Albo jesteś w ciąży i nie chcesz nam się pochwalić, że będziemy wujkami... - Harry.
- Meggie, chyba nie chcesz przede mną ukryć mojego dziecka, prawda? - Spytał Zayn.
- Debile! Nie jestem w ciąży. Czas na lekcję WDŻ, bo chyba każdy z was spał na tej lekcji. Kobiecie się zwiększa apetyt, przynajmniej większości, jakieś 2 tygodnie przed miesiączką, jako znak, że takie coś się zbliża. Jeśli kobieta wymiotuje, to albo ma miesiączkę, albo jest w ciąży. U mnie nie jest to ciąża, prawdopodobnie zbiera mi się na miesiączkę, chociaż wątpię, bo lubię jedzenie, ale często jadłam sama w pokoju. Czają dzieci? - Wygłosiłam swój monolog.
- Ooo ja cie... - Louis.
- No co?! Jestem szczera! - Krzyknęłam.
- Nie da się zaprzeczyć... - Odezwał się Liam.
- Szczere dziewczyny są zajebiste. - Harry.
- Spierdajaj, ona jest moja. - Zayn.
- Ja jestem swoja. Ale Hazz ma rację. Jestem zajebista. - Uśmiechnęłam się.
- Jesteś taka jak Zayn... Kolejny narcyz do kolekcji... - Do salonu wszedł Niall z 7 kartonami pizzy.
- Jedzenie! - Krzyknęłam.
Każdy się zajadał pyszną pizzą. Śmiechu było co nie miara. Po jakże udanej kolacji razem z Zaynem udaliśmy się do naszej sypialni. Rozmawialiśmy, aż nagle nie wiedzieliśmy kiedy usnęliśmy.
__________________________________________________
Hej, oto rozdział :) Komentujcie proszę :)
Kocham was <3
May xx
Szablon by Selly