- Widzę, że już się obudziliście... Meggie, co się stało? - Do pokoju wpadła Trish.
- Przeczytała książkę. - Zaśmiał się Zayn.
- Oj zamknij się... Już nigdy nie przeczytam tej cholernej książki! - Mówiłam przez płacz.
- Ale to chyba dobrze, że ją przeczytałaś... - Powiedziała zmieszana.
- No właśnie, że nie, bo jak bym wiedziała, że jest cholernie smutna to bym jej nie tknęła! - Ja.
- Przeryczała całą noc, bo jakiś bohater zmarł. - Wyjaśnił Mulat.
- Ten jakiś bohater miał kostniakomięśniaka, amputowali mu nogę i później okazało się, że umiera, a dziewczyna w jakiej się zakochał chorowała na raka tarczycy i miała nadmiar płynu w płucach i nawet nie napisali, czy umarła, a ona go strasznie kochała i cierpiała! - Ja.
- To rzeczywiście smutna historia... Zayn jesteś strasznie nie czuły! - Wyzwała go.
- To książka, na samym wstępie napisali, że to FIKCJA, coś co nie istnieje. - Zayn.
- Ale na świecie na raka choruje mnóstwo ludzi, w tym dzieci! - Ja i Trish.
- Logika kobiet... - Mruknął Zayn.
- Weź wyjdź i nie wracaj. - Wskazałam na drzwi.
- Chodź Meggie, pomogę ci zejść na dół. Śniadanie czeka. - Powiedziała Trish.
- A mnie to już nie zaprosisz na śniadanie. - Zayn.
- Egoista. - Stwierdziłyśmy obie.
- Poczekaj Megs, zniosę cię. - Powiedział i wziął mnie na ręce.
- Nadal jestem zła. - Powiedziałam.
- Wiem... Przepraszam... - Zayn.
Po świątecznym śniadaniu pojechaliśmy z Malikiem do Doncaster. Uprzedziłam go, że moje i Louis'a kuzynostwo jest 2 razy większe niż jego, plus jeszcze ich dzieci.
***
W końcu dojechaliśmy do domu cioci Rose w Clayton. Długo nie mieliśmy. Przed domem na podjeździe stał Louis z naszym kuzynem Gus'em. Zayn zaparkował i pomógł mi wysiąść.
- Zayn pomóż mi wstać i proszę przynieś mi kule... - Powiedziałam.
- Meggie, lepiej będzie, jak będziesz siedzieć na wózku. Nie zmęczysz się tak... - Odparł z troską.
- Zayn proszę, skończ już. Daj mi te cholerne kule. Jak się zmęczę, to dasz mi ten głupi wózek. - Jęknęłam.
- Oh no dobra. - Odpowiedział zrezygnowany i podał mi kule.
- Kto by pomyślał, że Meggie złamała sobie nogę... Myślałem, że żartujesz Tommo. - Zaśmiał się Augustus [Gus].
- Ja sam myślałem, że to żart. - Louis.
- Zamknijcie się... - Powiedziałam.
- Hej mała. - Gus mnie przytulił.
- Tey, mała to jest twoja pała, wielkoludzie. - Powiedziałam.
- Przepraszam księżniczko... - Puścił mnie.
- Zayn, to Augustus. Jeden ze starszych młodych i chyba najgłupszy z nich. Co prawda nie jest naszym kuzynem, ale traktujemy go jak rodzinę... Gus to mój chłopak Zayn. - Przedstawiłam ich.
- Złamiesz jej serce, ja złamię ci kark. Chyba znajome ci zasady? - Gus.
- Tak. - Odparł mój facet.
- Gus cię tylko straszy... - Zaśmiałam się.
- Nie. - Odpowiedział równo z Louis'em.
- A pamiętaj Zayn. Mimo iż jesteś moim przyjacielem, ja zadam ci zadam 5 razy większy ból... - Dodał Lou.
- Nie straszcie go tak... Znając Joe'go to Joe zada mu większy ból. - Powiedziałam.
- Nie straszcie go tak? Meggie? - Odezwał się Zayn.
- Wybacz... Chodź, przedstawię ci resztę. - Pokuśtykałam do środka.
- Meggie! Moja malutka księżniczka! - Krzyknęła ciocia Rose. - A przepraszam, teraz to wielka super gwiazda! - Zaśmiała się.
- Jaka tam super gwiazda... - Przytuliłam ją.
- Co ci się stało Megan? - Spytała z troską.
- Spadłam ze schodów na krawężnik. Przez moją pewność siebie i pogodę. - Wyjaśniłam.
- Lepiej usiądź. W salonie już wszyscy są. Głównie kuzynostwo, a ich rodzice pojechali. Jestem z wami sama. - Powiedziała.
- Czyli zorganizowałaś ciociu takie kuzynowskie spotkanie? - Zaśmiałam się.
- Można tak powiedzieć... A ty jesteś? - Spojrzała na Zayna.
- To Zayn. Mój chłopak i opiekun i lekrarz i ochroniarz i tak dalej. - Zaśmiałam się.
- Miło mi panią poznać. - Powiedział.
- Ciocia Rose. Żadna pani, po prostu Ciocia Rose. - Nasza kochana cioteczka była jak czarna dumna kobieta, przynajmniej z charkakteru, bo skórę miała białą.
- Ciocia Rose. - Powtórzył Zayn.
- Szybko łapiesz, kochany. No nic dziecziaczki idźcie do salonu, a ja wam zrobię jakieś śniadanko. - Uśmiechnęła się.
- Nie! - Krzyknęłam równo z Zayn'em.
- Jedliśmy przed chwilą. Mama Zayn'a nie chciała nas wypuścić bez śniadania. - Wyjaśniłam.
- To może chociaż herbaty się napijecie? - Spytała.
- Z chęcią. - Zayn.
- Wierzyć mi się nie chce, że jedliście, skoro wyglądacie, jak te 2 patyki... - Zaśmiała się.
- Jestem, aż tak chudy? - Zayn zaczął się oglądać.
- Ja powinnam zadać to pytanie. - Zaśmiałam się i poszliśmy do salonu.
- Megan! - Krzyknęli wszyscy zebrani. Było chyba z 29 moich kuzynów i kuzynek.
- I Zayn! - Louis.
- I Zayn! - Wszyscy.
- Hej wszyskim! - Zaczęliśmy się z wszystkimi witać.
- Opowiadaj co wydarzyło się wczoraj, przed złamaniem nogi. - Zaczął Louis.
- Więc jak przyjechaliśmy do Zayn'a nie mieliśmy za miłej niespodzianki. Jego starsza siostra była dziewczyną mojego ex, Zayn się wkurwił, bo Justin podrywał Wal, wszystko wyszło na jaw jaki jest Black, Zayn omal go nie zabił, a pan Malik wywalił go z domu na zbity pysk razem z Doni, ale miałam już nogę w gipsie. Jak tylko weszliśmy, to od razu wyszliśmy i się poślizgnęłam i upadłam i bolała mnie głowa i noga, więc pojechaliśmy do szpitala i tak o to jestem. - Wyjaśniłam.
- Stwierdzili, że nie panuję nad emocjami i łatwo wporwadzić mnie w szał. - Odezwał się Zayn.
- To prawda! - Stwierdziłam równo z bratem.
Tak też przegadaliśmy cały dzień.
- Ej, a gdzie jest mała Tina? - Spytałam.
- To ty nie wiesz? - Spytała moja kuzynka Anastasia.
- Że niby czego nie wiem? - Zdziwiłam się.
- Tina zachorowała na raka tarczycy 2 lata temu. Lekarze są zdziwieni, że choruje od 2 lat, skoro na raka tarczycy można zachorować między 13 - 24 rokiem życia... Nie jest z nią zbyt dobrze, ale jak chcesz to możesz iść do niej do pokoju. Jest tam. - Wyjaśniła.
- Zayn pomóż mi wejść na piętro. - powiedziałam.
- Oczywiście. - Odparł i poszliśmy do pokoju Tiny.
Najbardziej z kuzynostwa jestem z nią związana i z Gusem mimo iż Gus nie jest z rodziny.
- Megan! - Krzyknęła uradowana.
Była podłączona do mnóstwa aparatur. Tina była córką brata ciotki Rose. Oddał ją, gdy tylko się urodziła i uciekł, wraz ze swoją żoną. Ciocia Rose się nią zaopiekowała. Była małą Mulatką, gdyż jej mama była ciemnoskóra. Gdy ją zobaczyłam w jej łóżku, miałam łzy w oczach.
- Jak się czujesz? - Spytałam siadając koło niej.
- Bardzo dobrze... Meggie, wiesz, że nie długo pójdę do nieba? Będę z aniołkami fruwać po niebie! - Mimo to uśmiechała się cały czas.
- Tina to jest Zayn, mój chłopak. Zayn to Tina. Najmłodsza z kuzynostwa. - Powiedziałam.
- Hej Tina. - Przykucnął przy niej.
- Cześć Zayn... - Przytuliła go.
- Tina wychodzisz czasami na dwór? - Spytałam.
- Jedynie na balkon, żebym mogła pooglądać gwiazdki na niebie. Gdy je widzę, myślę o tobie, bo jesteś najjaśniejszą gwiazdą w świecie... - Tina była bardzo mądrą i inteligentną dziewczynką jak na swój wiek. Dużo czytała różnych książek.
- To nie prawda... Jest jeszcze wiele sław, które są lepsze ode mnie. Naprzykład Louis, Zayn, Liam, Harry i Niall. - Powiedziałam.
- Zgadzam się z Tiną. - Powiedział Zayn.
- Kłamcy. - Zaśmiałam się.
- Meggie nie płacz... Jak pójdę do nieba, będę cię obserwować i razem z innymi aniołkami, będę pilnowała, żeby nic tobie i Zayn'owi i reszcie One Direction się nic nie stało. Obiecuję... - Mocno mnie przytuliła.
- A nie chciałabyś, jeszcze trochę ze mną zostać? - Spytałam.
- Chciałabym, ale potrzebują mnie tam... - Pokazała palcem do góry.
Chwilę z nią porozmawialiśmy i poszliśmy, gdyż mała była śpiąca. Gdy tylko wyszłam z jej pokoju rozpłakałam się na dobre. Zayn tulił mnie mocno.
- Tak mi przykro Meggie... - Szeptał mi do ucha.
- Ty sprawiłeś, że zachorowała? - Ujęłam jego twarz w swoje dłonie.
- Nie... - Odparł.
- Więc nie masz prawa mówić, że ci przykro. Nie masz. To nie twoja wina. - Pocałowałam go.
- Chodźmy na dół... - Powiedział.
- Chodźcie dzieciaczki, pokażę wam, gdzie będziecie spać... - Przyszła ciocia Rose i poszliśmy za nią. - Pamiętasz ten pokój, Megan?
- Tak... Te niebieskie ściany, te czarno-biało-szare wzory malowane przeze mnie i Louis'a. 3 łóżka... Pokój mój i Lou... - Zaśmiałam się, wycierając łzy.
- Więc będę was pilnował moje gołąbeczki. - Louis objął mnie ramieniem.
- Mam nadzieję, że Zayn nie ma nic przeciwko... - Ciocia Rose.
- Ależ skąd. Mieszkałem z Louisem i resztą naszego zespołu w małym pokoiku, gdzie nie było miejsca, a łóżka były piętrowe. - Uśmiechnął się Malik.
- Aż tak, źle nie było. - Wtrącił Louis.
- Masz rację. Było tragicznie. - Zayn.
- Szczegółów będzie się czepiał... - Louis.
________________________________________________
Co o tym sądzicie? Wiem, tragedia... No cóż... Zapraszam na mojego drugiego bloga na podstawie książki Johna Greena.
takeadeepbreath-mayxx.blogspot.com
May xx
- A pamiętaj Zayn. Mimo iż jesteś moim przyjacielem, ja zadam ci zadam 5 razy większy ból... - Dodał Lou.
- Nie straszcie go tak... Znając Joe'go to Joe zada mu większy ból. - Powiedziałam.
- Nie straszcie go tak? Meggie? - Odezwał się Zayn.
- Wybacz... Chodź, przedstawię ci resztę. - Pokuśtykałam do środka.
- Meggie! Moja malutka księżniczka! - Krzyknęła ciocia Rose. - A przepraszam, teraz to wielka super gwiazda! - Zaśmiała się.
- Jaka tam super gwiazda... - Przytuliłam ją.
- Co ci się stało Megan? - Spytała z troską.
- Spadłam ze schodów na krawężnik. Przez moją pewność siebie i pogodę. - Wyjaśniłam.
- Lepiej usiądź. W salonie już wszyscy są. Głównie kuzynostwo, a ich rodzice pojechali. Jestem z wami sama. - Powiedziała.
- Czyli zorganizowałaś ciociu takie kuzynowskie spotkanie? - Zaśmiałam się.
- Można tak powiedzieć... A ty jesteś? - Spojrzała na Zayna.
- To Zayn. Mój chłopak i opiekun i lekrarz i ochroniarz i tak dalej. - Zaśmiałam się.
- Miło mi panią poznać. - Powiedział.
- Ciocia Rose. Żadna pani, po prostu Ciocia Rose. - Nasza kochana cioteczka była jak czarna dumna kobieta, przynajmniej z charkakteru, bo skórę miała białą.
- Ciocia Rose. - Powtórzył Zayn.
- Szybko łapiesz, kochany. No nic dziecziaczki idźcie do salonu, a ja wam zrobię jakieś śniadanko. - Uśmiechnęła się.
- Nie! - Krzyknęłam równo z Zayn'em.
- Jedliśmy przed chwilą. Mama Zayn'a nie chciała nas wypuścić bez śniadania. - Wyjaśniłam.
- To może chociaż herbaty się napijecie? - Spytała.
- Z chęcią. - Zayn.
- Wierzyć mi się nie chce, że jedliście, skoro wyglądacie, jak te 2 patyki... - Zaśmiała się.
- Jestem, aż tak chudy? - Zayn zaczął się oglądać.
- Ja powinnam zadać to pytanie. - Zaśmiałam się i poszliśmy do salonu.
- Megan! - Krzyknęli wszyscy zebrani. Było chyba z 29 moich kuzynów i kuzynek.
- I Zayn! - Louis.
- I Zayn! - Wszyscy.
- Hej wszyskim! - Zaczęliśmy się z wszystkimi witać.
- Opowiadaj co wydarzyło się wczoraj, przed złamaniem nogi. - Zaczął Louis.
- Więc jak przyjechaliśmy do Zayn'a nie mieliśmy za miłej niespodzianki. Jego starsza siostra była dziewczyną mojego ex, Zayn się wkurwił, bo Justin podrywał Wal, wszystko wyszło na jaw jaki jest Black, Zayn omal go nie zabił, a pan Malik wywalił go z domu na zbity pysk razem z Doni, ale miałam już nogę w gipsie. Jak tylko weszliśmy, to od razu wyszliśmy i się poślizgnęłam i upadłam i bolała mnie głowa i noga, więc pojechaliśmy do szpitala i tak o to jestem. - Wyjaśniłam.
- Stwierdzili, że nie panuję nad emocjami i łatwo wporwadzić mnie w szał. - Odezwał się Zayn.
- To prawda! - Stwierdziłam równo z bratem.
Tak też przegadaliśmy cały dzień.
- Ej, a gdzie jest mała Tina? - Spytałam.
- To ty nie wiesz? - Spytała moja kuzynka Anastasia.
- Że niby czego nie wiem? - Zdziwiłam się.
- Tina zachorowała na raka tarczycy 2 lata temu. Lekarze są zdziwieni, że choruje od 2 lat, skoro na raka tarczycy można zachorować między 13 - 24 rokiem życia... Nie jest z nią zbyt dobrze, ale jak chcesz to możesz iść do niej do pokoju. Jest tam. - Wyjaśniła.
- Zayn pomóż mi wejść na piętro. - powiedziałam.
- Oczywiście. - Odparł i poszliśmy do pokoju Tiny.
Najbardziej z kuzynostwa jestem z nią związana i z Gusem mimo iż Gus nie jest z rodziny.
- Megan! - Krzyknęła uradowana.
Była podłączona do mnóstwa aparatur. Tina była córką brata ciotki Rose. Oddał ją, gdy tylko się urodziła i uciekł, wraz ze swoją żoną. Ciocia Rose się nią zaopiekowała. Była małą Mulatką, gdyż jej mama była ciemnoskóra. Gdy ją zobaczyłam w jej łóżku, miałam łzy w oczach.
- Jak się czujesz? - Spytałam siadając koło niej.
- Bardzo dobrze... Meggie, wiesz, że nie długo pójdę do nieba? Będę z aniołkami fruwać po niebie! - Mimo to uśmiechała się cały czas.
- Tina to jest Zayn, mój chłopak. Zayn to Tina. Najmłodsza z kuzynostwa. - Powiedziałam.
- Hej Tina. - Przykucnął przy niej.
- Cześć Zayn... - Przytuliła go.
- Tina wychodzisz czasami na dwór? - Spytałam.
- Jedynie na balkon, żebym mogła pooglądać gwiazdki na niebie. Gdy je widzę, myślę o tobie, bo jesteś najjaśniejszą gwiazdą w świecie... - Tina była bardzo mądrą i inteligentną dziewczynką jak na swój wiek. Dużo czytała różnych książek.
- To nie prawda... Jest jeszcze wiele sław, które są lepsze ode mnie. Naprzykład Louis, Zayn, Liam, Harry i Niall. - Powiedziałam.
- Zgadzam się z Tiną. - Powiedział Zayn.
- Kłamcy. - Zaśmiałam się.
- Meggie nie płacz... Jak pójdę do nieba, będę cię obserwować i razem z innymi aniołkami, będę pilnowała, żeby nic tobie i Zayn'owi i reszcie One Direction się nic nie stało. Obiecuję... - Mocno mnie przytuliła.
- A nie chciałabyś, jeszcze trochę ze mną zostać? - Spytałam.
- Chciałabym, ale potrzebują mnie tam... - Pokazała palcem do góry.
Chwilę z nią porozmawialiśmy i poszliśmy, gdyż mała była śpiąca. Gdy tylko wyszłam z jej pokoju rozpłakałam się na dobre. Zayn tulił mnie mocno.
- Tak mi przykro Meggie... - Szeptał mi do ucha.
- Ty sprawiłeś, że zachorowała? - Ujęłam jego twarz w swoje dłonie.
- Nie... - Odparł.
- Więc nie masz prawa mówić, że ci przykro. Nie masz. To nie twoja wina. - Pocałowałam go.
- Chodźmy na dół... - Powiedział.
- Chodźcie dzieciaczki, pokażę wam, gdzie będziecie spać... - Przyszła ciocia Rose i poszliśmy za nią. - Pamiętasz ten pokój, Megan?
- Tak... Te niebieskie ściany, te czarno-biało-szare wzory malowane przeze mnie i Louis'a. 3 łóżka... Pokój mój i Lou... - Zaśmiałam się, wycierając łzy.
- Więc będę was pilnował moje gołąbeczki. - Louis objął mnie ramieniem.
- Mam nadzieję, że Zayn nie ma nic przeciwko... - Ciocia Rose.
- Ależ skąd. Mieszkałem z Louisem i resztą naszego zespołu w małym pokoiku, gdzie nie było miejsca, a łóżka były piętrowe. - Uśmiechnął się Malik.
- Aż tak, źle nie było. - Wtrącił Louis.
- Masz rację. Było tragicznie. - Zayn.
- Szczegółów będzie się czepiał... - Louis.
________________________________________________
Co o tym sądzicie? Wiem, tragedia... No cóż... Zapraszam na mojego drugiego bloga na podstawie książki Johna Greena.
takeadeepbreath-mayxx.blogspot.com
May xx
Rozdział zajebisty! Przeczytałam tą książkę i ryczałam jak Meggie. Nie mogę się doczekać nn :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny... Niezawodny Lou ochroniarz :*
OdpowiedzUsuń