środa, 16 kwietnia 2014

24. Czas świąt...

- Zayn pospiesz się! - Darłam się na mojego ukochanego. Wszyscy już pojechali do siebie. Jo z Niallem do Irlandii, Harry do Holmes Chapel, Liam do Wolverchampton, a Louis do Eleanor do Manchesteru.
- Już... Ok... Bagaże w aucie, samochód chyba zatankowany... No nic... Gotowa? - Spytał.
- Tak. Jedźmy juź... - Powiedziałam.
Byłam ubrana w TO, MAKIJAŻ miałam naturalny, a FRYZURĘ również w naturalnym stanie.
Wsiedliśmy do auta. Podróż strasznie się dłużyła, a mój strach przed poznaniem rodziców Malika wzrastał. 5 cholernych godzin...
- Grunt, żebyś była sobą... Taką jaką jesteś przy mnie... - Odezwał się Zayn.
- Skąd wiesz, może udaje? - Spytałam.
- Po prostu wiem... - Wysiadł i pobiegł, żeby pomóc mi z wysiadaniem.
- Eh... - Westchnęłam.
- Hej, jestem Waliyha, ty zapewne Meggie. Zayn dużo o tobie opowiadał. - Przytuliła mnie jakaś dziewczyna.
- Mam nadzieję, że same miłe rzeczy... - Powiedziałam.
- Tak, a japa mu się nie zamykała. - Zaśmiała się druga. Chyba młodsza.
- Megs, to Waliyha, a to Safaa. Moje młodsze siostry. Młode, to Meggie. Moja ukochana. - Powiedział ostatnie zdanie z dumą.
- Miło mi was poznać... - Powiedziałam.
- I wzajemnie. - przytuliły mnie.
- Doniya przyjechała? - Spytał.
- Tak... Męczy się nad ciastem od rana z mamą... - Zachichotała Safaa.
- Chodź, poznasz resztę. - Splótł nasze dłonie i pociągnął w kierunku domu.
Weszliśmy.
- Cześć! - Wydarł się Zayn.
- W końcu jesteś synku! - Usłyszałam głos kobiety.
- Dziwne, że na mój widok, tak się nie cieszysz, jak wracam z pracy... - Zaśmiał się starszy mężczyzny idący za kobietą. Oboje rzucili się na Mulata.
- No nie róbcie mi obciachu! - Jęknął zarzenowany Zayn.
- Ty jesteś pewnie Meggie. Miło cię w końcu poznać... - A zaraz na mnie.
- Udusicie mi ją! - Krzyknął.
- Miło mi... - Uśmiechnęłam się.
- A ze starszą siostrą się już nie przywitasz? - Zza rogu wyłoniła się dziewczyna.
- Hej Doni. Megan już znasz? - Przytulił ją, po czym wskazał na mnie.
- Tak, jest światowej sławy gwiazdą... - Zaśmiała się i mnie przytuliła. - Doniya jestem.
- Miło, Megan. - Ja.
- To jest mój chłopak, Justin... - Akurat zszedł po schodach mój były.
Gdyby nie tata Zayn'a upadłabym.
- Megan, dobrze się czujesz? - Spytał Yasir.
- Doskonale. - Powiedziałam.
- Meggie? Kopę lat. - Zaśmiał się Amerykanin.
- Ta. Z 6 miesięcy? - Sztucznie się uśmiechnęłam.
- Znacie się? - Zdziwiła się Doni.
- Doskonale. - Justin.
- Yasir, sprawdźmy, czy nas nie ma w kuchni. Waliyha, Safaa, idziemy. - Powiedziała Trish.
- Niezręcznie... - Doni.
- Justin to skurwysyn, który zranił Megan. - Odezwał się Zayn. Jego ciało całe się spięło.
- Spokojnie Zayn... - Szepnęłam do niego.
- Szybko się pocieszyłaś po mnie... - Zaśmiał się Just.
- Justin, to prawda? - Zdziwiła się starsza siostra Zayna.
- Tak, ale Megan to przeszłość. - Powiedział i namiętnie pocałował Doniya'ę.
Zabolało. Mimo iż go nienawidzę, to boli. I to cholernie. Zayn zacisnął pięści, tak mocno, że aż knykcie mu pobielały.
- Chodźmy stąd. Musisz ochłonąć. - Zaciągnęłam go na dwór. Szłam w kierunku auta.
- Meggie, ja nie wiedziałem, że ona się z nim spotyka... - Zaczął się tłumaczyć. - Gdybym wiedział, to nie błagałbym cię, żebyś przyjechała...
- Skończ. Zamknij się. - Odezwałam się wściekła. - On może zrobić to samo twojej siostrze, co mi...
- Wiem, dlatego trzeba jej to uświadomić... Powinniśmy z nią pogadać. - Zayn.
- Nie będzie cię słuchać. Ja też nigdy nie słuchałam, jak wszyscy w koło powtarzali mi, że mnie zrani. Chociaż, zawsze można próbować, ale gdzie jest ona, tam jest on. - ja
- Masz tą eskę, którą ci wysłał? - Spytał.
- Tak... Nie wiem, czemu, ale ją mam. - ja.
- To jej pokażemy... - Powiedział.
- Nie teraz Zayn... Dziś jest taki dzień, gdzie nikt nie powinien się kłócić. Doniya się wścieknie, Justin coś zbroi, a twoi rodzice i siostry również będą się denerwować. I po co komu? I później będzie: "Zayn przyprowadził dziewczynę do domu i dziewczyna zawiniła!" - Ja.
- Po kolacji jej powiem... Nikt o tobie nie będzie miał takiego zdania. Zapewniam cię. - Obiecał.
- Tego nie wiesz. Z resztą... Ile Doniya ma lat? - Spytałam.
- 25.
- A Waliyha?
- 17.
- Będzie podrywał Wal. Po krótkim czasie stwierdzi, że Doni jest dla niego za stara. On ma 19 lat...
- Gówniarz... - Mruknął.
- Odezwało się duże dziecko. - Uśmiechnęłam się i złożyłam na jego ustach krótki pocałunek.
- Chodźmy do środka bo zimno. - Powiedział.
- Ok... - Odpowiedziałam i chwyciłam go pewnie za dłoń.
- I pamiętaj Meggie. Ignoruj fakt, że ten debil tu jest. - Odrzekł.
- Wiem... - Uśmiechnęłam się.
Pewnie ruszyłam w kierunku domu, lecz zapomiałam iż moja pewność zawsze kończy się niepowodzeniem i jakąś połamaną kończyną. Przy tych warunkach atmosferycznych prawdopodobieństwo, że skończę na oddziale chirurgicznym wzrozło o 200%, dlatego szłam wolno i ostrożnie. Niestety na ostatnim schodku poczułam się zbyt pewnie i poślizgnęłam się spadając przez pozostałe 4 schodki na krawężnik.
- Jezu Meggie, nic ci nie jest? - Spytał przerażony Zayn zbiegając do mnie.
- Au... Moja głowa... - Jęknęłam podnosząc się z zimnej ziemi.
- Ale nie leci ci krew... To dobrze. Ręka pewnie zaamortyzowała upadek. Co cię najbardziej boli? - Spytał pomagając mi w utrzymaniu równowagi.
- Głowa i prawa noga, konkretnie prawe kolano. Ręka na pewno się nie złamała, bo mam gruby sweter i gruby płaszcz... - Ja.
- Chodź, pomogę ci wsiąść do auta. - Wziął mnie na ręce i posadził na tylnie miejsce. - Pójdę po twoją torebkę i inne dokumenty...
- Będę tu. - Powiedziałam.
- Mam nadzieję... - Zaśmiał się i poszedł.
Czekałam 20 minut, aż w końcu pojawił się. Wsiadł za kółko i ruszył z piskiem opon. Byłam lekko przerażona tym, jak prowadzi mój facet. Piany jednooki zając.
- Bardzo boli? - Spytał.
- Nie umieram. - Przypomniałam.
- Oby! - Prawieże krzyknął.
Zaśmiałam się cicho pod nosem i skupiłam się na rozciągniętym przez transport krajobraz miasta...
_______________________________________________________
Przepraszam, nie wiem co się dzieje z Bloggerem! Usunęłam go z telefonu i mam nadzieję, że już nie będzie takiego czegoś. WYBACZYCIE MI TEN GRZECH?
I aha, rozdziały będą dodawane prawdopodobnie raz w tygodniu, albo raz na dwa tygodnie. cóż... zmieniam tryb życia na bardziej aktywny. zauważyłam, że jestem no-lifem. szkoła, obiad, blog, ask, blog, film, blog, lekcje, blog i tak na okrągło... Nie uważacie, że coś tu nie pasi? Nawet mój przyjaciel z moją mamą mnie wyśmiewali, że piszę jak opętana nie patrząc na klawiaturę...
SORRY :c
May xx

2 komentarze:

  1. Rozdział boski <3 Na kij ten Justin się tam wepchał?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny. Szkoda, że będziesz rzadziej pisać, no ale co poradzić? Weny!

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Selly