- Megan? - Zacząłem nie pewnie.
- Co chciałeś? - Zdjęła słuchawki.
- Przepraszam. - Powiedziałem.
- To tyle? - Zapytała.
- Nie... Jest mi strasznie przykro. Czemu mi nic nie mówiłaś? - Przykucnęłem przy niej.
- Mówiłam. Nigdy mnie nie słuchasz. Traktujesz mnie jak bachora... Nie ufasz mi...
- Ale wiedz, że puściłbym cię samą do Nandos z moją kartą debetową... Albo na zakupy.
- Słyszałam to... Nie mam potrzeby jedzenia, albo kupowania sobie trampków... - Uśmiechnęła się. To chyba dobry znak.
- No ale tak czy siak... Nie to, że ci nie ufam, ale po prostu jestem typem człowieka, który za bardzo się martwi o bliskich i za bardzo się o nich troszczy...
- Dziwne, że jakoś nie kontrolujesz tak swojej rodziny. Na przykład sióstr...
- Bo tak na prawdę, jesteś dla mnie ważniejsza niż oni wszyscy razem wzięci...
- To miłe.
- Jest jeszcze szansa, żebyśmy mogli zacząć od począku? Będę ci bezgranicznie ufał, będę cię słuchał, będę ci na wszystko... będę ci na wszystko pozwalał... I tak dalej...
- Zróbmy sobie przerwę... - Tego najbardziej się bałem. - Kocham cię, ale... Musimy trochę od siebie ochłonąć... Nie mówię, że to koniec, ale ja to wszystko muszę przemyśleć... Poukładać sobie wszystko w głowie...
- Wyjadę do Bradford...
- Nie możesz... Masz koncerty.
- Wrócę na nie...
- Zostań w domu...
- Fotel czy kanapa?
- Fotel. - Uśmiechnęła się.
- Poczekaj, pogubiłem się... Mówisz, że to nie koniec, a gdy ja mówię, że wyjadę, to mnie zatrzymujesz i każesz spać w naszej sypialni na fotelu, a nie na kanapie w salonie...
- Nie zerwaliśmy... A ja mam gips na nodze i potrzebuję, żeby ktoś mi pomógł... Słyszałam całą rozmowę. - Zaśmiała się.
- Mogę cię pocałować?
- Na fotel Malik.
- Mogę?
- Nie ułatwiasz...
- Możesz mi powiedzieć każde kłamstwo, ale nie okłamiesz mnie mówiąc, że przestałaś mnie kochać, albo, że jesteś na mnie zła, że nie tęsknisz za mną, albo coś w tym guście...
- Jesteś taki uparty...
- Ty mnie tego nauczyłaś.
- Dorośnij.
- Musisz mi z tym pomóc.
- Mieszasz mi w głowie.
- Dla ciebie straciłem umysł.
- Proszę ciebie!
- Jeden pocałunek.
Już nic nie mówiła, tylko przybliżyła swoją twarz do mojej i złożyła delikatny pocałunek, który natychmiast przedłużyłem.
- TAK! POGODZILI SIĘ! - Usłyszeliśmy krzyki zza drzwi.
- Idioci... - Powiedziałem.
- Po chwili namysłu stwierdzam, iż nie mogę bez ciebie żyć, ale nadal będziesz spał na fotelu... - Uśmiechnęła się.
- Okej. - Zaśmiałem się i znów ją pocałowałem. Straciłem równowagę i przewróciłem się na tyłek, a ona spadła z parapetu i upadła na moje kolana. - Aua! Ten gips waży tonę!
- To nie gips, to ja. - Zaśmiała się. - Przepraszam Zayn... Chyba połamałam ci nogi...
- Mam mocne kości. - Wstaliśmy.
- Na pewno nic ci nie jest? - Spytała.
- Na pewno. Zobacz, chodzę, biegam, skaczę... I nic! - Zaczęłem wariować.
- Idiota...
__________________________________________________________________
Przesłodziłam. Sophiee pisałaś to, kiedy chciałam zakończyć poprzednie wydanie tego opowiadania.!!
<4 <4 <4
May xx
6 kom = next :)
A możliwe, możliwe :D nie przesłodziłaś i mówię ci to po wszystkich ciastach jakie zjadłam w te święta :) rozdział zajebisty i nie mogę się doczekać następnego ;D
OdpowiedzUsuńFajnie ;)
OdpowiedzUsuńZamiast się uczyć do testów czytam twoje opowiadania. Nie spieprz tego May. Xxx <4 <4 <4
OdpowiedzUsuńEkstra <3
OdpowiedzUsuńDaj już następny ;*
OdpowiedzUsuńDalej nextt :*
OdpowiedzUsuń