- Megan? - Spytałem.
- Dam radę... - Odpowiedziała.
- Czisz się, żeby wstać od 2 godzin. - Powiedziała Joanne.
- Zdjęli ci ten gips dziś rano, a ty od powrotu do domu siedzisz na kanapie. - Louis.
- Może chcę? - Zaczęła się denerwować.
- Masz swoje kule. - Harry podał jej kule.
- Nie chcę! Dam radę! - Zaczęła krzyczeć.
- Ok. Spokojnie. - Liam.
- Spróbuj. - powiedziałem.
Podparła się na rękach, ale wstała...
- To teraz gdzie? - Niall.
- Zapomniałam... - Powiedziała moja ukochana.
- Ty tak serio, czy się zgrywasz? - Louis.
- Ej, serio nie pamiętam co chciałam zrobić... - I znów usiadła.
- I wracamy do punktu wyjścia. - Harry.
- Może chciałaś się napić, albo iść do toalety, albo do pokoju? - Jo zaczęła jej wymieniać.
- Teraz chcę iść do pokoju... To z pewnością. - Znów wstała i powoli poszła do góry.
Wszyscy obserwowaliśmy, jak idzie po schodach do pokoju. Westchnęłeme głośno.
- Co tak wzdychasz? - Spytał Liam.
- Po prostu, oddycham... Louis, wiedziałeś, że twoja siostra jest uparta? - Spojrzałem na Tomlinson'a.
- Ciekawe po kim to ma... - Zaśmiał się
- Na pewno nie po tobie. - Harry.
- No więc mówię, że ciekawe po kim! - Tommo.
- Byśmy gdzieś wyszli całą grupą, a nie cały czas w domu siedzimy... - Odezwała się Joanne.
- Wykorzystujemy wolny czas na odpoczynek. Wiesz jak Niall cierpi jak wyjeżdżamy? - Harry.
- A bo? - Blondynka spojrzała na swojego chłopaka.
- Nie pozwalają mi jeść i karzą ćwiczyć i w ogóle... - Wyjaśnił Irlandczyk.
- Oj ty moje biedactwo... - Wtuliła się w niego.
- No weź, bo się zarumienię... - Zaśmiał się Niall i ją pocałował.
- No weźcie sobie jakiś pokój znajdźcie, co?! Tu są ludzie! - Krzyczał Harry.
- Może po prostu na miasto? - Zaproponowałem.
- A co zrobisz z fankami? - Liam.
- Oleję je? Taka prawda, że choć raz chciałbym się rozerwać po za domem, z przyjaciółmi i dziewczyną, bez paparattzi i bez fanów. Fanki kocham, zawdzięczam im to kim jestem teraz, ale no kurczę... Nie chcieli byście tak wyjść i się zabawić? - Wygłosiłem mowę.
- Taka prawda. Wtopimy się w tłum... - Harry.
- Pójdę po Meggie. - Wstałem i pobiegłem do pokoju.
Meggie leżała na łóżku z książką.
- Który raz ją czytasz? - Spytałem kładąc się obok niej.
- Po raz tysięczny, albo i nawet więcej. - Zaśmiała się.
- Widzę, że ci się spodobała. - Powiedziałem.
- Mhym... - Odparła.
- Bardzo dziś rozmowna jesteś... - Mruknąłem.
- Wiem. Tak jest jak ktoś mi przeszkadza, jak czytam. Gorsze od najgorszej prawdy i samotności jest cisza. Bo to ona daje ci nie pewność... - Powiedziała.
- Tak jest w tej książce? - Spytałem.
- Nie. Wyczytałam to gdzieś w necie. - Odparła.
- Oh... No nic... Miałabyś ochotę wybrać się z nami na miasto? - Spytałem.
- Okay... Ale książkę zabieram ze sobą. - Powiedziała.
- Nie ma mowy. Masz się rozerwać. Molu książkowy. - Zaśmiałem się.
- No Zayn! Zostało mi jeszcze kilka kartek! - Jęczała.
- Dokończysz jak wrócimy. Meggie, przez tę książkę nie masz z nami kontaktu. Chętnie ją przeczytam i dowiem się, co cię tak przyciąga do tej książki... - Zabrałem jej książkę.
- Ugh... Idę wziąść prysznic... - Powiedziała wstając niechętnie i poszła do łazienki.
- Gwiazd naszych wina... - Przeczytałem tytuł książki.
Zaczęłem czytać to dzieło John'a Green'a. Już na wstępie zaczęłem przysypiać, ale czytałem wytrwale. Już doczytałem do 60 strony, gdy Megan wyszła z łazienki w samym ręczniku.
- Wow... - Westchnąłem nie mogąc oderwać wzroku od siostry Louis'a.
- Czemu się tak gapisz na mnie? - Spytała.
- Bo jesteś piękna. - Odparłem.
- Ta... - Weszła do garderoby.
[Megan]
Ubrałam na siebie TO, zrobiłam makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Wyszłam z garderoby i przyglądałam się Zayn'owi, który czytał moją książkę.
- Wciąga, co? - Spytałam.
- Nadal nie rozumiem, co cię do tej książki tak ciągnie. - Odłożył ją na stolik nocny.
- Nie przeczytasz, nie dowiesz się. - Pocałowałam go.
- Taa... - Mruknął.
Zeszliśmy na dół. Reszta była już gotowa.
- A tak w ogóle, po co idziemy? - Spytałam.
- Się przejść leniu... - Joanne.
- Eh... - Westchnęłam.
- Będzie fajnie. - Powiedział Lou.
- Właśnie zapeszyłeś. - Odparłam.
- Idziemy? - Hazz.
- Jasne. - Odpowiedzieliśmy chórem i wyszliśmy.
Mimo iż cholernie mi się nie chciało wychodzić z domu i wolałam czytać książkę John'a Green'a, którą znam na pamięć, to było wspaniale. Pełno zabawy i śmiechu. Ale to normalka z nami.
___________________________________________________________
Przepraszam was. Straciłam wenę... Mam nadzieję, że szybko ją odzyskam. Pomożecie mi, komentując bloga i udostępniając go?
Kocham was, przepraszam.
May xx
7 kom= next.
- Eh... - Westchnęłam.
- Będzie fajnie. - Powiedział Lou.
- Właśnie zapeszyłeś. - Odparłam.
- Idziemy? - Hazz.
- Jasne. - Odpowiedzieliśmy chórem i wyszliśmy.
Mimo iż cholernie mi się nie chciało wychodzić z domu i wolałam czytać książkę John'a Green'a, którą znam na pamięć, to było wspaniale. Pełno zabawy i śmiechu. Ale to normalka z nami.
___________________________________________________________
Przepraszam was. Straciłam wenę... Mam nadzieję, że szybko ją odzyskam. Pomożecie mi, komentując bloga i udostępniając go?
Kocham was, przepraszam.
May xx
7 kom= next.
Rozdział świetny :) mam nadzieję, że szybko odzyskasz wenę ;) czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńWcale nie widać,że wena się gdzieś zapodziała :)
OdpowiedzUsuń