poniedziałek, 30 czerwca 2014

40. Proszę, obudź się...

Wzięli go na jakieś badania, a później na salę, ale bogu dzięki, że nie na operacyjną. Był podłączony do kilku urządzeń i kroplówek. Cały czas trzymałam go za rękę. Modliłam się, błagałam, żeby się obudził, płakałam... Nic więcej nie mogłam zrobić... Jo i chłopaki przyjechali, ale nie mogli do niego wejść. Tylko najbliżsi. W tym przypadku to byłam ja. Wyszłam na chwilę do niej. Pierwszy odezwał się Louis.
- Co z nim? - Wstał.
- Nie zabiłeś go. - Szepnęłam tak, by nikt po za naszą grupą tego nie usłyszał. - Ale jest w stanie krytycznym. Jak na razie jest w śpiączce farmakologicznej... Zrobili mu kilka badań. Jeden lekarz powiedział, że to czy będzie żył zależy tylko i wyłącznie od niego...
- Grunt to nie tracić nadziei. - Powiedział Li.
- A po za tym, to Zayn to silny facet. Ma powód, żeby żyć... - Dodał Harry.
- Megan, przepraszam, za to co zrobiłem... Nie panowałem nad sobą... - Louis.
- To twój przyjaciel... To co wydarzyło się między mną a nim, jest między mną a nim, a nie między tobą, mną i nim... To moje życie, a ty w końcu zajmij się sobą. Uratowałam ci dupę, rozumiesz? Gdybym powiedziałabym jak było naprawdę, to ty już byś siedział w więzieniu, czaisz? Jakby to doszło do prasy, to przez ciebie, każdy z nas po kolei miał by przejebane, a szczególnie ty. Ciesz się, że cię nie wydałam i proś i boga i Zayn'a o wybaczenie, bo to normalnie jest niewybaczalne. - Wytknęłam mu.
***9 dni później***
Przyszłam do szpitala. Od razu skierowałam się do sali, w której był Zayn. Nadal nie przytomny. Lekarze mówili, że wybudzi się, jak jego organizm się zintegruje, czy jakoś tak... Usiadłam na krzesełku przy łóżku szpitalnym i znów go chwyciłam za rękę.
- Proszę, obudź się... - Mówiłam tak do niego każdego dnia. Ciągle to powtarzałam... - Zależy mi na tobie i nie chcę cię stracić... Jesteś dla mnie wszystkim... - Spuściłam głowę.
- Wszystkim?
- Wszystkim do cholery. Kocham cię, Malik... Malik?! Boże, ty żyjesz!
- Nie krzycz, jestem obok, skarbie... - Zaśmiał się.
- Nie strasz mnie tak... - Mocno go przytuliłam. Zaczęłam płakać ze szczęścia.
- Przepraszam Meggie... - Szepnął obejmując mnie. Usiadłam obok niego na łóżku.
- To nie twoja wina... Rozmawiałam już z Louisem, jest mu strasznie głupio. Omal ja go nie zabiłam...
- Nie o to chodzi... Nie jestem zły na Louisa, bo należało mi się... Przepraszam, za...
- Nic nie mów. Było minęło. To przeszłość i chcę, abyśmy o tym oboje zapomnieli...
- Mamy udawać, że nic się nie wydarzyło? Meggie, zraniłem cię...
- Ale ci do cholery wybaczyłam!
- Przepraszam... 
- Cieszę się, że żyjesz... Przez te kilka dni myślałam, że cię stracę. Codziennie przychodziłam i prosiłam, żebyś się obudził, ale tego nie robiłeś, dopiero dzisiaj moje modły zostały wysłuchane. Nie chcę pamiętać, co się wtedy wydarzyło, jak wtedy się czułam i inne takie... Rozumiesz?
- Rozumiem... Wiesz, że mnie nie stracisz... Za bardzo cię kocham... - Złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
- Jak się czujesz? - Spytałam.
- Jestem obolały. Twój dał mi niezły wycisk i czuję, że moja twarz na tym ucierpiała.
- Dla mnie zawsze będziesz wymarzonym księciem z bajki.
- Czyli jest naprawdę źle.
- Ej! Ważne, żebyś mi się podobał.
- Przepraszam, masz rację.
- Pójdę po lekarza. Musi wiedzieć, że jednak żyjesz.
- Jednak?
- Jednak. Zaraz wracam skarbie... - Pocałowałam go delikatnie w policzek i wyszłam ze sali.
Zrobili mu kilka badan i powiedzieli, że nie widzą przeciwwskazań, żeby trzymać go tu dłużej, więc go wypuścili. Zamówiłam taksówkę i pojechaliśmy do domu. Weszliśmy do środka.
- O KURWA! WIDZĘ DUCHA I MEGAN! - Wydarł się Niall.
- Niall, ja żyję. - Powiedział Zayn.
- Megan, czemu do nas nie dzwoniłaś?! Louis odchodził od zmysłów! Obwiniał się, że go zabił! - Skarżył się Niall.
- Pójdę z nim pogadać... - Powiedział Zayn i wszedł do salonu.
Ja i Niall szliśmy za nim... Wszystkich zamurowało jak go zobaczyli.
- Cześć wam. - Powiedział Zayn. Wszyscy się na niego rzucili z uściskami. Wszyscy prócz Louisa.
- Zayn ja przepraszam... - Odezwał się mój brat wstając, kiedy pozostali zajęli swoje miejsca.
- Wiem. Nie kontrolowałeś siebie. Megan mi wszystko wyjaśniła. A po za tym nie jestem na ciebie ani trochę zły. - Zayn.
- Nie jesteś? - Zdziwił się Tommo.
- Po pierwsze należało mi się i to 3 razy mocniej, a po drugie jesteś moim przyjacielem. A teraz chodź się przywitać ze mną. - Powiedział Zayn. Louis go przytulił typowo po męsku.
- Dziękuję Zayn... - Louis.
- Podziękuj siostrze. Prawdziwy anioł z niej. - Zayn.
- Wiem... Bo to moja siostrzyczka. - Następnie Louis przytulił mnie.
_____________________________________________________________
Nie uśmierciłam Zayn'a, bo nie miałabym o czym pisać... xd
May xx

niedziela, 29 czerwca 2014

39. Zabiłem go...

Wyszłam z łazienki i zobaczyłam go. Mojego księcia z bajki. Tańczył z inną. Jakimś plastikiem. Zdenerwowana tym w jaki sposób tańczą usiadłam obok Liam'a i starałam się nie rozpłakać. Reszta szalała na parkiecie.
- Co cię gryzie Megan? - Spytał Payne.
- Nic... Muszę chwile odpocząć. Tyle. - Odpowiedziałam.
- O cholera... - Spojrzał w kierunku tłumu. Również tam spojrzałam. Zayn całował się z tamtą dziewczyną. Auć... Zabolało. - Megan, spójrz na mnie. Patrz na mnie do cholery! Nie płacz. Zaraz to z nim załatwię. Meggie, pamiętaj, że on jest w chuj piany i nie kontroluje siebie ani swoich potrzeb... - Starał się go usprawiedliwić.
- Nie kontroluje ani siebie ani jego potrzeb? Liam... Piłeś? - Spytałam.
- Nigdy nie piję... Odwieźć cię do domu?
- Tak.
- Chodźmy.
Chwycił mnie za nadgarstek i wyszliśmy z klubu. Brakło mi tchu. Nie mogłam oddychać. Było mi coraz ciężej i z poruszaniem się i z mową i ze wszystkim... Usiadłam na przednim siedzeniu, obok kierowcy i ruszyliśmy do domu. Od razu wysiadłam z auta i poszłam do mojej i Zayn'a sypialni. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i rzuciłam na łóżko. Rozpłakałam się. Nie mogłam przestać, choć tak bardzo chciałam. Nagle wszedł Liam.
- Meggie, proszę nie płacz... - Usiadł obok mojej skulonej postaci.
- Liam, ja to traktuję jako zdradę. Nie obchodzi mnie to, czy zrobił to świadomie, czy nie. Zrobił to. Na moich oczach.
- Nie chcę cię tak zostawić, ale muszę jechać po nich...
- Jedź już, dobrze?
- Dobrze... Trzymaj się i nic nie rób głupiego. Błagam cię. - Powiedział i wyszedł.
Westchnęłam głęboko i spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu. Godzina 3:19. Chciałam krzyczeć z rozpaczy i złości. Chciałam krzyczeć, by Liam zawrócił i przyszedł mnie mocno przytulić. Chciałam też umrzeć, bo to było upokarzające. Nie da się ukryć, że ja i Zayn jesteśmy osobami publicznymi, tak jak Joanne i reszta One Direction. Jedna pomyłka, jeden upadek może sprawić, że już nie wstaniesz, a nawet jeśli uda ci się wstać, to już wiesz, że znów upadniesz... 20 minut nie minęło, a już wrócili. Słyszałam jak Liam i Zayn awanturują się, lecz byłam zbyt zmęczona, zbyt piana i zbyt zraniona, by się ruszyć z łóżka. Zayn najwyraźniej doczłapał się na 2 piętro willi, bo usłyszałam jak przywalił w drzwi. Proszę nie! Nie wchodź tu! Jesteś ostatnią osobą, którą chcę teraz widzieć! - krzyczę w myślach. Wszedł...
- Meggie? Czemu tak szybko wyszłaś z imprezy? - Spytał starając się normalnie dojść do łóżka.
- Odsuń się ode mnie... - Syknęłam.
- Czemu? Megs, coś się stało? - Pytał klękając przy wspólnym łożu.
- Co ja takiego zrobiłam, że mnie tak zraniłeś? Mogłeś mi powiedzieć prosto w twarz i to w dodatku na trzeźwo, że ci nie wystarczam. Nie musisz całować na moich oczach innych dziewczyn... Mówiłeś mi, że mnie kochasz, że mnie nie zranisz. Teraz wiem, że to były puste obietnice. Kłamałeś w żywe oczy. Byłam pełna miłości do ciebie, teraz jedynie co do ciebie czuję to jest nienawiść i obrzydzenie... - Powiedziałam spoglądając na niego. Zakrył dłońmi twarz.
- Meggie, ja... - Nie wiedział co powiedzieć. - Nie będę się usprawiedliwiał, że pomyliłem cię z inną, bo nie pomyliłem. Wypiłem zbyt dużo, ledwie na nogach się trzymałem. Znam tą dziewczynę. Chodziła ze mną do liceum w Bradford. Lubiłem ją tylko jako koleżankę. Nic więcej, przysięgam. Powiedziała mi, że zawsze na mnie leciała i że ma ochotę mnie pocałować. Powiedziałem, że nie, bo za bardzo cię kocham. Musiała widzieć, jak idziesz, albo coś, bo rzuciła się na mnie. Wcześniej z nią tylko tańczyłem. Megan, proszę uwierz mi. Przepraszam Meggie... Błagam wybacz mi... Kocham cię... - Widziałam w jego oczach łzy. Przytulił się do moich nóg, błagając o wybaczenie i mówiąc jak bardzo mnie kocha.
- Nie mogę Zen... To za bardzo boli... Widziałam jak tańczyliście, gdy wychodziłam z łazienki. W sposób jaki tańczyliście... Poszłam usiąść, później Liam przeklął pod nosem i zobaczyłam jak się całujecie. Jeśli to prawda, czemu odwzajemniłeś pocałunek?
- Zwyczajny impuls. Meggie, proszę nie kończ tego... Przepraszam. Cholernie cię przepraszam. Wiem, jestem pieprzonym dupkiem, kutasem, nic nie wartym chujem... Proszę... Wybacz mi... Nie przekreślaj tych 2 lat spędzonych razem. To moje najlepsze 2 lata mojego życia. Błagam...
Człowiek nie kłamie po alkoholu. Mówi prawdę. Ale czemu mój umysł nie chce mu uwierzyć? Czemu karze mi go zostawić? Zayn przybliżył swoją twarz do mojej, zaczął muskać moje usta. Niestety bez odwzajemnienia.
- Proszę odwzajemnij... Megan błagam... Odwzajemnij ten cholerny pocałunek... - Bez reakcji. Chciałam, ale nie mogłam. Płakał. Ja też. Chcę mu wybaczyć, ale nie mogę. Nie słuchaj serca, słuchaj umysłu. Serce nie wyprowadzi cię z labiryntu, tylko zaprowadzi w ślepy zaułek... Słowa mojego ojca wciąż są w mojej głowie. No tak... On się pomylił co do mojej mamy, więc od niej odszedł i wybrał sobie inną żonę. Moja babcia miała inną tezę. Odwzajemniłam pocałunek, ale szybko się od niego odsunęłam.-You and me...We used to be together... Every day together always... I can't believe... This could be the end... It looks as though you're letting go... And if it's real, well I don't want to know... Don't speak... I know just what you're saying... So please stop explaining... Don't tell me 'cause it hurts... Don't speak... I know what you're thinking... I don't need your reasons...Don't tell me
'cause it hurts... - Powiedziałam.
- Wiem Meggie. Ale wiedz, że dla ciebie zrobię wszystko, z wyjątkiem jednego... - Wstał z podłogi.
- Niby czego? - Spytałam.
- Nigdy nie przestanę cię kochać. Choćbyś nalegała, kazała nie przestanę...
- Nie chcę, żebyś przestał mnie kochać.
- A ja nie chcę, żebyś ty przestała mnie kochać. Potrzebuję i ciebie i twojej miłości. Nie chcę się z tobą rozstawać...
- Nie przestanę... Ale musimy odpocząć od siebie na jakiś czas... Oboje musimy sobie wszystko przemyśleć i poukładać...
Wziął jedną z kilku walizek. Tą czarną o średniej wielkości. Spakował kilka ciuchów i kilka par butów, oraz innych niezbędnych dla niego rzeczy.
- Będę w Bradford. Zadzwoń jak wszystko przemyślisz. - Chciał już wyjść, ale wkroczył wściekły Louis.
- Ty chuju! Jak mogłeś ją tak zranić! To moja siostra dupku! - Darł się. Rzucił się na niego z pięściami. Zayn nawet się nie sprzeciwiał, nie starał się bronić. Minęła krótka chwila, zanim dotarło do mnie co się dzieje.
- Louis zostaw go! - Starałam się odciągnąć wściekłego brata, od Malika ale się nie dało. Przybiegł Liam, Niall, Jo i Harry. Odciągnęli Louisa od niego. Zayn się nie ruszał.
- Malik? - Harry szturchał go butem. Upadłam na kolana.
- Zadzwońcie po pogotowie! Zayn, mów do mnie... Błagam odezwij się... Proszę... Otwórz oczy... Zayn... - Ułożyłam sobie jego głowę na moich kolanach. Jeszcze bardziej zaczęłam płakać. Liam poszedł zadzwonić.
- Ja... O boże... Zabiłem go... - Louis również upadł na kolana i oglądał swoje dłonie całe we krwi.
- Teraz to wszystko twoja! Odebrałeś mi go! - Darłam się na Louisa.
- Meggie przepraszam... - On również płakał. Wszyscy płakali.
- Gdybyśmy nie poszli na tą pieprzoną imprezę to nic by się nie wydarzyło i on byłby ze mną! - Krzyczałam.
- Karetka w drodze. - Oznajmił Li.
- Stary, dasz radę... - Mówił Niall. - Dam ci chipsy jak wstaniesz... - On jedyny starał się dodać nam otuchy.
Jo usiadła za mną i mocno mnie przytuliła. Mówiła, że Zayn z tego wyjdzie, że jest silny i da radę. Pocieszała mnie, że wszystko będzie dobrze. Karetka go zabrała. Pojechałam razem z nimi, przedstawiając jako jego narzeczona. Zapytali co się z nim stało, powiedziałam, że nie wiem, że po prostu tak wrócił z imprezy. Pytali się też, czemu ja jestem tak imprezowo ubrana, a ja odpowiedziałam, że byłam z nim na tej imprezie tylko wcześniej wyszłam. Czemu uratowałam dupę Louisowi? Hm... Bo jednak to mój brat i nie chcę, żeby skończył w pudle... Oby z tego wyszedł.
_____________________________________________
Ta-da! Zaskoczeni?
May xx

czwartek, 26 czerwca 2014

38. Prywatna prywatka, czy publiczne party hardy?

- A więc... To co dzisiaj? - Spytałam.
- A na co masz ochotę? - Spojrzał na mnie.
- Na imprezę. 
- Nie obraź się Meggie, ale z twoim akcentem brzmisz jak rozpieszczana arystokratka, której wszelka rozrywka jest zakazana...
- Mój akcent jest uroczy. I nie jestem rozpieszczoną arystokratką... 
- Nie da się ukryć. Cała jesteś urocza. Powiedziałem, że tylko tak brzmisz... Oj Maggie. - Zaśmiał się.
- Możemy też sami urządzić imprezę, nie zapraszając nikogo. Pewność, że nikt ci mnie nie odbije gwarantowana. 
- I pewność, że będzie prywatny taniec również gwarantowana.
- Idiota. 
- Którego kochasz.
- A on kocha mnie. 
- Mocniej niż tobie się wydaje. 
- Więc prywatna prywatka, czy publiczne party hardy?
- Prywatna prywatka brzmi fajnie.
- Wiem gdzie Niall chowa żarcie. 
- A ja gdzie Harry alkohol.
- Nikt nie będzie ruszał mojego alkoholu! - Usłyszeliśmy głos Hazzy. Spojrzeliśmy w kierunku wyjścia.
- Ani mojego kochanego jedzonka!!! - Dodał Niall.
- Megan! - Wydarła się Jo.
- Joanne! - Ja również krzyknęłam i ją przytuliłam. - Co wy tu robicie?!
- Coś nudno było bez was... - Powiedział Louis.
- A tak serio, Paul odwołał resztę trasy. - Liam.
- Czemu? - Spytał Zayn.
- Powiedział tylko tyle, że jest odwołana i koniec. - Niall.
- Dziwne. - Ja.
- Bardzo. A tak w ogóle to jestem na was zły. Mówię oczywiście o Megan i Zayn'ie. - Louis.
- Bo? - Spytałam równo z ukochanym.
- Bo się nie przywitaliście! - Wrzasnął i wyciągnął ręce. Rzuciłam się na szyje mojego brata.
- No bo ja tak strasznie tęskniłam za moim głupim starszym bratem, który mnie wkurwia do bólu. - Powiedziałam.
- Meggie puszczaj. Nie wiem co ci Malik zrobił, ale przytyłaś. - Lou.
- Wiesz jak skomplementować kobietę. - Odsunęłam się od niego.
- Nie. Wiem jak ciebie komplementować. - Uderzyłam brata w ramię.
- Jak ja kocham kiedy Louis i Megan są w jednym pomieszczeniu. Świat jest wtedy taki... Piękny i kolorowy... - Harry.
- Oni są tacy źli... - Wtuliłam się w Zayn'a.
- Wiem, skarbie, wiem... - Zaśmiał się.
- Więc robicie melanż... - Powiedziała Jo. - I nie zapraszacie mnie?! Jak tak można?! Robić melanż i nie zaprosić mnie?! No wiecie co?! Dobra, rozumiem, żeby nie zaprosić ich, ale mnie?!
- No bo wiesz Jo... Zaskoczyliście nas trochę tym powrotem. I chcieliśmy z Meggie pobyć SAMI... - Zaczął Zayn.
- Malik chce powiedzieć, że wy też możecie przyjść na naszą imprezę, ale musicie coś dać od siebie... Niall szykuj żarcie, a Harry alkohol. Proste. - Powiedziałam.
- Właśnie straciłem swój prywatny taniec! - Zbulwersował się Zayn.
- Prywatny to prywatny. A po za tym... Albo dobra... Oszczędzę zbędnych komentarzy... - Ja.
- YEAH! Dziękuję! - Zayn mnie pocałował.
- Okay... Nie no na prawdę za wami tęskniliśmy. - Liam.
- Szykujmy się. - Jo.
Porozchodziliśmy się do własnych pokoi. Ja założyłam TO, zrobiłam makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Zayn założył TO.
- Wow... - Zagryzł wargę, jak tylko wyszłam z łazienki.
- Rozumiem przez to, że ci się podoba... - Powiedziałam.
- Nie powiem, że wyglądasz niesamowicie, bo zawsze tak wyglądasz. Ale... Wyglądasz... Wow... - Pocałował mnie, kładąc swoje duże dłonie na moich biodrach. Przysunął mnie do siebie. - Chłopacy i Jo stwierdzili, że jednak woleli by wyjść na miasto i się tam nachlać.
- Ładnie to ujęli. - Zaśmiałam się.
- No nie? Idziemy, czy wolimy zostać? - Spytał.
- Czemu mówisz "my". Idziemy, wolimy, zostajemy, robimy... Jestem ja i ty. Nie wszystkie nasze decyzje muszą być takie same. Jeśli ja powiem, że lubię różowy, to ty nie musisz mówić, że ty też lubisz różowy... Albo coś w ten deseń.
- A lubisz różowy?
- Tylko pudrowy róż. Zero ostrego różu. A ty lubisz różowy?
- Nienawidzę go. Taki typowy babski kolor.
- Widzisz? Łatwo czasem mówić co innego.
- Lubisz... Kino akcji?
- Nie cierpię go. Chociaż CSI: Miami nie pogardzę. Kocham ten serial.
- Ja lubię kino akcji, CSI również.
- Skończ. Idziesz? Bo ja na pewno...
- Idziemy. - Chwycił mnie za rękę i wyszliśmy. Zeszliśmy na dół. Reszta już czekała.
Pojechaliśmy do najbliższego klubu. Ledwie weszliśmy, a już zaczęliśmy pić. Była niesamowita jazda! Dużo tańczyłam z Malikiem... Było dużo całowania.
- Zaraz wracam... - Powiedziałam mu do ucha i seksownym krokiem odeszłam w kierunku toalet.
_________________________________________________________________
Tutaj zakończyłam... Ciekawi co się stało dalej? Piszcie.
Kocham, May xx

niedziela, 22 czerwca 2014

37. Wiele ci zawdzięczam Zen...

Ja i Zayn wzięliśmy sobie kilka dni wolnego, żeby poświęcić ten czas sobie... Wróciliśmy do Londynu. Jestem taka szczęśliwa. Dodatkowe kilka dni wolnego mi się przydadzą. Kocham scenę i fanów, ale jestem wykończona psychicznie... Taksówka zawiozła nas do posiadłości.
- Dziękuję... - Przytuliłam się do mojego chłopaka.
- Za co? - Zdziwił się.
- Wiele ci zawdzięczam Zen... Poświęciłeś dla mnie kilka dni, dla ciebie cennych, bo trasa, koncerty, muzyka, fani...
- Nic nie jest dla mnie ważniejsze niż ty.
- Jesteś uroczy...
- Wiem... Może pooglądamy TV na twojej ulubionej czerwonej kanapie?
- Oj Malik, kusisz...
Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy do salonu. Zayn usiadł się i kazał mi się położyć. Położyłam głowę na jego kolanach. Zaczął się bawić kosmykami moich włosów.
- Tęsknię za tym...
- Za czym?
- Za tym, że gdy jestem zmęczony i ty również, mogę ot tak usiąść się z tobą na kanapie.
- Ja też... Ale nie chciałabym rzucić tego wszystkiego.
- Dziwne...
- Co jest dziwne?
- To, że się nawzajem rozumiemy. To niebywałe... Jesteśmy jak Ying i Yang. Pasujemy do siebie.
- Ja to bym się zastanowiła nad tym Yingiem i Yangiem... Ying to ta biała część z czarną kropką. Oznacza to, że w każdym dobrym człowieku jest cząstka zła. Natomiast Yang to ta czarna część z białą kropką. To oznacza, że w każdym złym człowieku jest cząstka dobra. Więc moje pytanie. Kto z nas jest Yingiem, a kto Yangiem?
- Typowa Megan. Ciebie nikt nie przegada... Ale wracając do Yinga i Yanga. Z pewnością ty jesteś Yingiem, a ja Yangiem...
- Uzasadnij.
- Okay. Jesteś miła, kochana, cudowna, pomocna, ale jak ktoś cię wkurwi to radzę uciekać. Natomiast ja jestem Bad Boy'em. Łamanie zasad to moja powinność, ale umiem się zatroszczyć o osoby, na których mi zależy.
- Ugrzeczniłam cię.
- To prawda. Mam ci to za złe.
- Za złe? Oh proszę cię! Dzięki mnie przestałeś palić!
- Sama paliłaś. I palisz nadal. Znalazłem w twojej torebce papierosy.
- Raz na jakiś czas mogę.
- Natomiast ja to mam definitywny zakaz.
- Tak. Już swoje w życiu wypaliłeś. Nie lubię jak palisz. A w szczególności przy mnie. Jedna paczka papierosów skraca twoje życie o kilka lat. Ty paliłeś kilka paczek dziennie. To jakbyś chciał się zabić...
- Ty i ta twoja filozofia.
- Samobójstwo Zayn... Palenie papierosów prowadzi do raka płuc, a rak płuc do śmierci. To już skok z mostu jest szybszym rozwiązaniem. Mniej męczarni.
- Jesteś zła?
- Jeszcze jak zła. Jestem wściekła!
- Na mnie?
- Na ciebie.
- Ty nie lepsza. Sama paliłaś, piłaś, nawet ćpałaś.
- Wyszłam już z wszelkich nałogów, a ćpać nie ćpałam.
- Twój dzień mniej więcej wyglądał tak: rano - piwo, kilka papierosów; popołudnie - kilka piw, kilka papierosów; wieczór - kilka piw, kilka papierosów. Nic innego. Nawet kromki chleba nie chciałaś dotknąć. Zachowanie godne anorektyczki.
- Oh, proszę cię... Byłam załamana i wściekła.
- Bo jakiś pedał cię zdradził.
- Byłeś kiedyś zdradzony?
- Byłem.
- I jakie to uczucie, co?
- Bolesne. Ale spójrz, żyję dalej.
- I ja także.
- Okay, zawrzyjmy umowę. Żadne z nas nie będzie palić. Picie alkoholu będziemy pić TYLKO I WYŁĄCZNIE na imprezach. Zero ćpania.
- Spoko. I żadne z nas nie będzie ani Yingiem ani Yangiem. Jesteśmy tylko my.
- Umowa stoi.
- Umowa stoi.
Połączył nasze usta w całości. Z chwilą pocałunki stały się bardziej namiętne. Podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Może przejdziemy do sypialni?
- Może tak, może nie...
- Wybieram: tak. - Podniósł mnie i pobiegł do sypialni.
Każdy chyba może się domyślić, jakie czary były tam odprawiane...
***
Obudziłam się następnego dnia. Słońce próbowało dostać się do pokoju, lecz zasłony mu to uniemożliwiały. Ręką starałam się znaleźć moją bieliznę, lecz natknęłam się tylko na koszulkę Zayn'a. No tak... Ten jak rzuca to na koniec pokoju. Naciągnęłam jego ciuch i weszłam na balkon. Słońce otuliło moją twarz, za to delikatny wietrzyk muskał moją skórę. Tak cicho tu, bez tych idiotów. Już prawie 12, a oni już by latali wokół basenu wrzeszcząc jakieś anegdoty.
- Już wstałaś moja królowo? - Poczułam jak Zayn przytula mnie od tyłu.
- Od kiedy to jestem królową? Jeszcze wczoraj byłam księżniczką... - Zaśmiałam się.
- No wiesz, jak będziemy mieli córkę to ona będzie moją księżniczką, natomiast ty będziesz królową. Z resztą już awansowałaś na królową. - Odparł.
- Ah tak mój królu... - Westchnęłam.
- To była piękna noc, ale w mojej koszulce wyglądasz jeszcze piękniej. Z faktem, że nie masz bielizny. - Śmiał się.
- To dość duża koszulka. Nic nie widać. - Odwróciłam się do niego.
- Jak ją podwinę to widać. - Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Wariat. - Cmoknęłam go.
- Głodna? - Spytał.
- Jeszcze jak... - Powiedziałam.
- Pójdę zrobić śniadanie. - Pocałował mnie i poszedł do kuchni.
Ja natomiast poszłam do łazienki i wzięłam długi i relaksacyjny prysznic. Kocham go. Między innymi za to, że jak chodzi do sklepu to kupuje czekoladowe kosmetyki. Żele pod prysznic, szampony odżywki do włosów, różnego rodzaje balsamy itp... Gdy skończyłam się myć owinęłam się ręcznikiem i poszłam do garderoby. Wybrałam TEN zestaw. Zrobiłam delikatny makijaż, a włosy TAK uczesałam. Zeszłam na dół, ale nie weszłam do kuchni. Ukryłam się przed wejściem i zaczęłam gwizdać jak czajnik.
- PIERDOLONY CZAJNIK! Zaraz... On nawet nie jest włączony! KURWA! Jakiś czajnik nawiedzony! Aaa! - Darł się Zayn.
- To go wyłącz... - Zaśmiałam się wchodząc.
- To ty Megan?! - Szybko się odwrócił.
- But you still love me... [tłum.:ale nadal mnie kochasz...] - Usiadłam na blacie.
- Yeah... - Mruknął.
- Świnia. - Pacnęłam go w ramię.
- Ja świnia? To nie ja straszę swojego chłopaka. - Powiedział.
- To było takie epickie. Musimy to kiedyś powtórzyć.
- Jak świnie polecą.
- Latasz?
- Bardzo śmieszne. Wiesz co mnie boli?
- Fakt, że twoja dziewczyna ma 5 razy większe IQ niż ty?
- Fakt, że jesteś piękna.
- Świetny z ciebie aktor.
- Meggie, czemu nie wierzysz komplementy.
- Bo 99.9% komplementów to kłamstwa.
- Błędne dane.
Pocałował mnie. Już nic nie mówiłam... Zayn... Dla mnie Zen... Takiego to nie przegadasz...
_______________________________________________
I jak rozdzialik? Podobał się? Komentujcie bo smutno.
May xx ;c

środa, 18 czerwca 2014

36. To moja kanapa!

Wróciliśmy cali mokrzy. Paul nas trochę wyzywał. Chłopacy ćwiczyli choreografię, a ja ćwiczyłam na scenie piosenki. Jo siedziała na widowni.
- Szczerze mówiąc nie mam siły na dzisiejszy koncert. Najchętniej położyłabym się na moją kochaną czerwoną kanapę i pooglądała TV. - Podeszłam do niej.
- Haha, napisz piosenkę o leniuchowaniu jak Bruno Mars. - Zaśmiała się.
- Ej, to nie głupi pomysł... Idę po gitarę. - Pobiegłam po instrument.
Usiadłyśmy na scenie i zaczęłyśmy komponować o tym, jaka to jestem leniwa ostatnimi czasy. Było mnóstwo zabawy. Później zajęłam się piosenkami na dzisiejszy wieczór. Stwierdziłam, że nowa piosenka pt. "One Lazy Daydream" zaśpiewam w Australii.
***
- Było bosko Meggie. Jak zwykle z resztą. - Zayn pocałował mnie.
- To teraz do Nowego Jorku. - Powiedziałam.
Już po koncercie. Dublin mamy za sobą.
- Dokładnie. - Uśmiechnął się.
Biegliśmy wszyscy do busa. Gdy już każdy znalazł swoje miejsce.
- Walę was. Idę spać. - Powiedziałam i położyłam się na samej górze łóżka piętrowego. Zayn położył się obok mnie. - Co ty robisz?
- Kładę się obok mojej dziewczyny. - Uśmiechnął się szeroko.
- Aha... Ale ty wiesz, że każdy ma swoje łóżko? - Zdziwiłam się.
- Ale ja wolę z tobą. - Odparł.
- Jak chcesz. Dobranoc. - Obróciłam się do niego dupą i poszłam spać.
Chwilę później poczułam jak ktoś mnie budzi. Przeciągnęłam się i sprawdziłam kto to. Paul. Menedżer i ochroniarz.
- Przepraszam Meggie. Musiałem cię obudzić. - Powiedział.
- Gdzie Zayn? - Spytałam.
- Musieliśmy go wyprowadzić. Powiedział, że mamy cię nie budzić, ale musisz nagrać nowe piosenki... Sorry Meggie. Też tego nie chcę. - Paul.
- Nic się nie stało. To nie twoja wina. - Wstałam i poszłam za Paul'em.
Poszliśmy do domu Petera. Nagrywamy u niego. Zayn właśnie kończył nagrywanie swojej solówki w piosence. Oczy miał zamknięte. Zawsze ma jak nagrywa. Tylko wtedy może się skupić na tym co robi najlepiej. Nie licząc rysowania i tańczenia.
- Dobra Zayn, jesteś wolny. Teraz Harry. - Peter.
- Przepraszam Meggie. Nie chciałem, żeby cię budzili. - Zayn mnie przytulił.
- Ja też... - Wtuliłam się w niego.
Czekałam jeszcze, aż Niall i Liam nagrają swoje solówki. Ja nagrywałam później swoje piosenki. Tak więc o 5 rano wyszliśmy z domu Petera i jechaliśmy dalej.
Siedziałam w samolocie ze swoim szkicownikiem i rysowałam co przyszło mi na myśl.
- Megan? - Z moich zamyśleń wyrwał mnie Zayn.
- Hm? - Nie odrywałam wzroku od szkicownika.
- Kochasz mnie? - Spytał.
- Słucham?! - Omal się nie zakrztusiłam własną śliną.
- No kochasz mnie, czy nie? - Pytał.
- Oczywiście, że tak. Skąd ci takie coś przemknęło przez głowę? -Spojrzałam na niego.
- Miałem ostatnio dziwny sen. Był taki realny. Muszę się przyznać, że pierwszy raz w życiu się bałem. Ale nie dlatego, że było jakieś straszydło. Bałem się tego, że mogłem cię stracić, przez byle co.
- Dziwaczejesz. Nigdy cię nie opuszczę. Nie puścił byś mnie. Przykuł kajdankami do siebie, albo przywiązał do łóżka, albo coś...
- Meggie! To nie śmieszne.
- Zen... - usiadłam mu na kolana odkładając szkicownik na bok. - Kocham cię, rozumiesz? Nawet jeśli byś mnie nie chciał, nie opuściłabym cię. Jestem natrętnym dzieckiem. Co jak co, ale po tobie czegoś takiego się nie spodziewałam...
- Jesteś strasznie natrętnym dzieckiem. Ale wiedz, że ja też nigdy cię nie opuszczę. Przykuję cię kajdankami do siebie. I wtedy będą mogli o nas powiedzieć, że jesteśmy ze sobą NA ZAWSZE.
- No widzisz... Nawet jak bym chciała odejść do bym nie mogła. Sam wiesz.
- Kocham cię, Meggie.
- A ja kocham ciebie. - Po moich słowach złączył nasze usta w jedność.
Zsunęłam się na swoje miejsce i kontynuowałam rysowanie.
- Co tam masz? - Spytał zabierając mi szkicownik.
- Robię projekty efektów i innych akcesoriów do nowej piosenki. Będę ją śpiewała w Sydney.
- Wow... Nikt nie kłamie mówiąc, że jesteś jednoosobową armią.
- Lubię robić wszystko sama. Chcę robić wszystko po swojemu. Nienawidzę jak ktoś mi się wcina i wszystko psuje. Więc oddawaj szkicownik i mi nie przeszkadzaj.
- Masz, tylko nie bij. Jeszcze mi zależy na mojej twarzy.
- Wiesz... Myślałam dużo o nas...
- Chcesz ze mną zerwać?! No wiesz! Jeszcze przed chwilą mi mówiłaś, że mnie kochasz!
- Nic z tych rzeczy...
- Więc o co chodzi?
- Myślałam o tym, co by ze mną było, gdybym nadal nienawidziła Louis'a i nie zaufała tobie. Albo bym już nie żyła, albo planowała to zrobić. A teraz spójrz. Mam ciebie i brata, plus 5 wspaniałych przyjaciół i mam praktycznie wszystko pod nosem. Mówiąc, że mam wszystko mam na myśli to, że spełniam swoje marzenia, mam niesamowicie upartego jak osioł chłopaka, dziwacznego brata, przezabawnych przyjaciół... Bo czego mogę sobie jeszcze zapragnąć? Brak głodu na świecie i pokój? Oddaję tyle ile mogę na różne fundację, ale całego świata nie zbawię i dobrze o tym wiem, ale ta świadomość mnie zabija Zen...
- Meg, jesteś dobrym człowiekiem. Starasz się jak możesz, tylko by zmienić świat. Ja, Jo i chłopaki wspieramy cię. Lecz dobrze, że wiesz, że całego świata nie uratujesz. Każdy robi wszystko na miarę swoich możliwości. Jak wiadomo, każdy ma ręce związane, bo 3/4 świata jest zarozumiałych i nie zdołasz ich nakłonić do pomocy. Czasami też musisz myśleć o sobie i swoich potrzebach, dlatego zapraszam cię na kolację.
- Wolę TV na mojej ukochanej kanapie w Londynie.
- W takim razie, będę zmuszony cię zabrać na romantyczną kolację w Nowym Jorku, a później porwać cię do Londynu.
- Yyp! Nie na kolację. Na Londyn.
- Anorektyczka.
- Ej! - Uderzyłam go w ramię.
- Prawda.
- Niekoniecznie.
- Meggie, każdy cię zna.
- No ej! Nie jestem anorektyczką!
Nagle przyszła reszta.
- Owszem jesteś. - Odezwała się Joanne.
- Sama skóra i kości. - Harry.
- Jak takie osoby mogą żyć bez jedzenia, to ja nie wiem. Ja kocham jedzenie. - Niall.
- To już wszyscy wiemy, Niall. - Lou.
- Nie martw się blondynku. Nadal cię kocham. - Jo.
Dolecieliśmy do Nowego Jorku. Pojechaliśmy na MSG. Ledwie weszliśmy do budynku, a już zaczęliśmy się przygotowywać.
- KANAPA! - Krzyknął Harry i biegł w kierunku mebla.
- HARRY SPIERDALAJ! TO MOJA KANAPA! - Darłam się, biegnąc za nim.
- NIE BO MOJA! - Okrzyknął. Loczek dobiegł szybciej i rzucił się na kanapę.
- Zayn! Harry położył się na moją kanapę! - Udałam, że płaczę.
- Oj ty moja księżniczko. - Wziął mnie na ręce. Poszliśmy do Hazzy. Malik położył się na niego. - Zapraszam na kanapę. Całkiem wygodna. Nie, Styles?
- Aua! Uważaj z tymi łokciami! - Darł się loczek.
- Trochę marudzi, ale nie jest źle. - Zaśmiał się mój Bad Boy.
Położyłam się na nich.
- Same kości, no weźcie trochę przypakujcie, albo co! - Jęczał Harry.
- ROBIMY KANAPKĘ! - Wydarł się Louis i rzucił się na nas. Zaraz dołączył Liam, Joanne i Niall.
- Moje żebra! - Jęczał Hazz.
- Twoje żebra? Moje krocze! Jo bież to kolano! - Zayn.
- Tylko, że to nie ja! - Jo.
- Bo to ja! - Zaśmiał się Lou.
- Za co?! - Malik.
- Za to, że przystawiasz się do mojej siostry! - Lou.
- Megan! - Zayn.
- Louis! - Ja.
- Ja! - Louis.
- Louis... - Ja.
- Dobra. Kochani złazimy. Wujka Lou wszystko boli. Niall ogranicz wizyty w Nandos. - Lou.
Tak minęły nam przygotowania. Wygłupy, opierdalning, trochę śpiewaliśmy i znów opierdalning. Później przyszedł czas... Na koncert.
______________________________________________________________
Jak tam moje skarby? Komentujcie bo smutno. :c
Co chcielibyście w następnym rozdziale? Piszcie c:
Lovv, May xx

poniedziałek, 16 czerwca 2014

35. Rzygam tęczą.

Jest 8 rano. Kac jak cholera. Każdy spał tylko 4 godziny. Jesteśmy wściekli na Paul'a, za to, że tak szybko nas wyciągnął z łóżek.
- Kawy? - Spytał szeptem Liam. On się z nas najlepiej trzymał. Wypił mniej... A reszta? Cóż... Reszta nie myślała.
- Jedziemy. Nie ma czasu na kawę. - Powiedział doniosłym głosem Paul.
Ze spuszczonymi głowami poszliśmy do samochodu.
- Macie nauczkę, że nie pije się przed trasą i jej w trakcie. Tylko jak ja wam pozwolę. - Paul.
- Ugh! - Jęczeliśmy.
Ruszyliśmy w drogę na lotnisko. Koszmar... Nauczka na przyszłość: nie pij przed ważną trasą, choćby nie wiem co! Wtuliłam się w Zayn'a, a on objął mnie swoim długim ramieniem.
- Paul, wyłącz tą klimatyzację. Zimno tu. - Powiedziałam.
- Nie ma żadnej klimatyzacji, a okna są pozamykane. - Powiedział manager.
- Masz moją bluzę. - Malik okrył mnie swoją bejsbolówką.
- Dziękuję. - Szepnęłam.
Już nikt nie mówił. Dojechaliśmy na lotnisko i czekaliśmy na odprawę, załatwiając wcześniej inne ważne sprawy. Przespałam cały lot w objęciach fotela i towarzyszącemu mu koca. Pierwszy przystanek Dublin.
- Ja chcę do LA... - Jęczeli Liam i Hazz.
- Wierzcie mi, że nie jesteście sami. Ocean, surfing, imprezy co wieczór na plaży... - Rozmarzyłam się.
- Zayn, zaczynam się zakochiwać w twojej dziewczynie. Sorry bracie, ale jest zbyt zajebista. Nie każda laska lubi surfing. - Powiedział Li.
- Jest moja. Znajdź se własną. - Zayn się do mnie przytulił.
- A ja powiem, o ile jeszcze mam głos, że nie jestem przedmiotem i nie należę do nikogo. Zakochiwać się możecie, ale no ludzie, żeby dziewczynę jak przedmiot traktować?! - Odezwałam się.
- Nie chcę ranić twoich jakże delikatnych uczuć, ale ty nie masz w tej kwestii nic do powiedzenia. - Powiedział Hazz.
- Nie kocham żadnego z was. Kocham siebie, kocham swoją rodzinę, ale wy jesteście zbyt wielkimi idiotami, żeby was chociaż lubić. Ja was tylko toleruję. - Ja.
- Auć... - Zaśmiał się Harry.
- A mnie nie kochasz? - Zayn.
- Eh... Zayn... Kocham, ale mam dosyć traktowania mnie jak przedmiotu. - Westchnęłam. - Prawda boli? Cóż... Ból jest po to, abyśmy go odczuwali. - dodałam.
- Okay. Przepraszam. Nie będę. Ale nie chcę, żeby ktokolwiek cię podrywał. - przytulił mnie. Schowałam się w jego długich ramionach. Poczułam się taka mała.
- Okay... - Szepnęłam.
- Jesteście tacy uroczy, że aż rzygam tęczą. - Powiedziała Jo.
- A my to niby nie jesteśmy uroczy?! Bitch please! Uroczy to moje drugie imię! - Bulwersował się Niall.
- A ja myślałam, że James... - Jo.
- To trzecie. Niall James Uroczy Horan. Skaczesz? - Niall.
- Tak, a co? Jakieś problemy? - Jo.
- Nie nic... Żadnych problemów. - Niall.
- To co kiedy do LA? - Louis.
- Za kilka tygodni, ale pocieszenie jest takie, że za jakieś 2 tygodnie jedziemy do Australii, tam również mają niesamowite wybrzeża. Przynajmniej tak sądzę. Paul coś wspominał. - Liam.
- Bosko. - Uśmiechnęłam się.
Pojechaliśmy do miejsca, gdzie miał się odbyć koncert. Sama nie wiem gdzie.
- Megan? Słyszysz mnie? Halo? Ziemia do Megan! - Zayn wymachiwał mi przed oczami.
- CO?! - Ocknęłam się.
- Niezła koncentracja, siostra. - Zaśmiał się Louis.
- Przypominam ci, iż masz takie same geny, BRACIE. - Zaakcentowałam ostatnie słowo.
- Więc, wracając do mnie... - Odezwał się Zayn.
- Nie zaczyna się zdania od "więc". - Powiedziała Jo.
- Oj no cicho bądź! - Bulwersował się Malik.
- Okay, ignoruj ją. O co chodzi? - Uśmiechnęłam się.
- Wyjdziemy? - Spytał mój ukochany.
- Jasne. - Odparłam bez namysłu.
- Świetnie. - Pocałował mnie.
- Mam się bać? - Spytałam.
- Nie... Raczej nie. - Odpowiedział.
Dojechaliśmy. Zameldowaliśmy się u Paul'a, po czym ja i Zayn poszliśmy na miasto. Chwycił mnie za rękę i splótł nasze palce.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę... - Powiedział.
- Czemu? - Zdziwiłam się.
- Lubię przebywać z tobą sam na sam. Na prawdę. Chłopaki są dla mnie jak bracia, a Jo jak siostra, ale czasem mnie denerwują.
- To prawda. Są dla mnie ważni. Pomogli mi, kiedy tego naprawdę potrzebowałam.
- A ja?
- Jesteś dla mnie całym światem, a nawet i więcej.
- I wzajemnie Meggie.
- Nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że nie jestem ci obojętna.
- Oj wiem. Słyszałaś piosenkę Little Things?
- Oczywiście. Jest z waszego repertuaru.
- A pamiętasz zwrotkę Louisa?
- O gadaniu przez sen?
- Tak... Nie możesz pójść do łóżka bez filiżanki herbaty. I może to dlatego mówisz przez sen.
- Sugerujesz, że gadam przez sen?
- Nie sugeruję. Stwierdzam fakty. Mam swoje momenty, kiedy mogę przesiedzieć całą noc na przyglądaniu się tobie.
- Chyba wygonię cię na kanapę, po powrocie do domu....
- Mruczysz pod nosem przez całą noc. O tym, jak bardzo boisz się przyszłości, że stracisz mnie, Louis'a, Jo, albo resztę... Że zostaniesz sama. Jaka to nie doskonała jesteś. Nie wierzysz w swoje zdolności.
- I może jeszcze, że jesteś bogiem seksu?
- A nie jestem? Oczywiście, że jestem!
Zaśmiałam się. Nagle zaczął padać deszcz. Zaczęłam biec pod jakikolwiek dach. Zayn pociągnął mnie za rękę. Wpadłam na niego.
- Idiota. Chodź. Deszcz pada.
- Kropi.
- Leje.
- Może trochę.
- Może trochę bardzo.
- Zatańczmy. Pozwolisz?
- Nie.
- Z cukru nie jesteś. Kilka kropel wody ci nie zaszkodzi.
- Skąd wiesz? Może zamienię się w syrenkę?
- Serio? Meggie w co ty wierzysz?
- W sumie to w nic nie wierzę.
- A we mnie?
- Nie. Bo wiem, że dasz sobie radę beze mnie.
- Nie! Tańczymy.
Chwycił mnie za rękę i tak tańczyliśmy Waltza Angielskiego na deszczu. Śmiechu było co niemiara! Ciągle ktoś krzyczał: "Uciekajcie do domu dzieciaki, a nie bawicie się na zimnym deszczu!" albo "Będziecie chorzy szczeniaki!" z irlandzkim akcentem. Nie obchodziło nas to.
- Może powinniśmy już wracać? Trochę zimno.
- Jeśli chcesz... - Pocałował mnie czule. Nie chciałam, aby ta chwila się kończyła.
_______________________________________________________________
Hej... Rozdział jak widać, generalnie o niczym... Miałam urwanie głowy przez ostatni tydzień... Nie wiem, czy przez wakacje będę CAŁA wasza, gdyż mam plany. Nie wiem co dalej z naszymi bohaterami. Myślę ile wlezie. Np. dzisiaj na matmie, jak pani zapytała, czy preferuję liceum, czy technikum odpowiedziałam, że Meggie i Zayn świetnie się miewają... (WTF?! Nawet ja nie wiedziałam o co chodzi. *,* O,o)
Tak więc, jest ze mną źle. Brakuje mi snu. Postaram się to wymyślić, ale cóż... Musicie być cierpliwi. Jeżeli macie jakieś pytania albo pomysły to wysyłajcie mi je w zakładce kontakty macie wszystko podane.
Lovv, May xx

niedziela, 1 czerwca 2014

34. Piosenka.

Ten tydzień zleciał dość szybko. Aż za szybko. Niall wraz z Zayn'em szykują coś dla Joanne i dla mnie.
Obie jesteśmy przerażone. Dzisiaj koncert. Joanne pomaga mi dobrać idealny strój na dzisiejszy wieczór. Już dziś zaczynamy trasę*. Chłopacy Where We Are World Tour, natomiast ja na cześć premiery mojego pierwszego albumu - The Fault In Our Stars Tour. Również po całym świecie. 2 piosenki z tego albumu znajdzie się w filmie pod takim samym tytułem jak na moim albumie. Wszystko zawdzięczam chłopakom i Paul'owi. Ale także nie obyłoby się bez wsparcia Joanne i innych.
- Meggie, to jest ten reżyser, o którym ci mówiłem, Ben Winslow. Ben to Megan Tomlinson. - Przyszedł Zayn do mojej garderoby.
- Miło mi pana poznać. - Wyciągnęłam do niego dłoń.
- Wzajemnie. - Uśmiechnął się facet, ściskając moją rękę.
- Nie mogę uwierzyć, że zobaczę moją przyjaciółkę na dużym ekranie! - Ekscytowała się Jo.
- Ei... Wszyscy wystąpimy... - Powiedziałam.
- Cała twoja rodzina została obdzwoniona, oczywiście ci, których podałaś nam numery. - Ben.
- Świetnie. To kiedy zaczynamy? - Spytałam.
- Tak w sumie już zaczęliśmy... Nakręcimy twój koncert, zadamy kilka pytań i nam odpowiesz. Przez całą trasę będziemy cię kręcić, później wybierzesz najlepsze momenty razem z nami i tak dalej... - Ben.
- Możemy nawet teraz nakręcić przygotowania... - Zayn.
- Fantastycznie. Megan, wchodzisz w to? - Ben.
- Oczywiście. - Odparłam
- Okay... Więc za 3... 2... 1... - Ben włączył kamerę.
Odpowiedziałam na kilka pytań, po czym Ben poszedł z kamerzystami rozkładać sprzęt.
- Nie mogę się doczekać premiery. - Dał mi buziaka w policzek i wyszedł z garderoby.
- Czytaj między wierszami: "Liczę na dziki seks dzisiaj, gdziekolwiek". - Zaśmiała się Jo.
- Ta... Wyczytałam to. - Wzięłam od niej CIUCHY, które mi przygotowała i ubrałam się w nie.
Zostały 2 minuty do mojego występu... Natomiast chłopacy szykują się na swój koncert. Tej [czyt. Tedż] dał mi mój nowy mikrofon, który dał mi Zayn dzisiaj jako prezent bez okazji. Mikrofon jest cały w diamentach, mój ukochany wymyślił sobie, że te małe diamenty to nic w porównaniu ze mną, bo dla niego jestem najcenniejsza. Była mała kłótnia o to ile pieniędzy wydał, ale cóż... Jest uparty i nie da się z nim wygrać.
Zrobiłam krok ku scenie i włożyłam odsłuch. Lecz usłyszałam donośny krzyk Malika i poczułam jego dłoń na swojej.
- Połamania nóg skarbie. - Powiedział stawając przede mną.
- I wzajemnie. - Stanęłam na palcach chcąc go pocałować, lecz okazałam się zbyt niska by dosięgnąć jego ust. Zaśmiał się cicho pod nosem, po czym schylił głowę i złączył nasze usta.
- Megs na scenę. - Powiedział Paul.
- Jasne. - Musnęłam jeszcze raz usta Mulata i tanecznym krokiem oraz wielkim uśmiechem na twarzy pognałam na scenę. Fani piszczeli, krzyczeli moje imię.
- Wiecie... Marzenia się nie spełniają... Marzenia jedynie można spełnić. Jedni mają drogę skróconą, a inni mają troszkę dłuższą drogę... Ale jest kilka rzeczy która łączy tych ludzi. Po pierwsze uczucie. Świadomość, że można stracić bliskie wam osoby na rzecz marzeń jest okropne. Wierzcie mi. A po drugie siła psychiczna i fizyczna. Oh, kochani... Tu bez siły i psychicznej i fizycznej się nie obędzie. Jakoś trzeba tu się wymykać ochroniarzom... Ja i chłopaki coś o tym wiemy. Przede wszystkim, nie możecie dać się złamać. Jakiś anty-fan zobaczy, że nie radzicie sobie z własną psychiką to już leżycie definitywnie. Nawet taka jedna osoba potrafi kogoś zniszczyć... Więc chciałabym rozpocząć ten koncert piosenką, która opowiada, o marzeniach... Gramy. - Powiedziałam.
"Don't be afraid to get out of the shadow. Don't be afraid to speak up. If you wanna be heard you must to shout in the crowd. Don't need no wings to fly..."
Tak minęły 2 godziny. Zakończyłam swój występ piosenką zespołu Imagine Dragons - It's Time. Zeszłam ze sceny. To co robię na prawdę sprawia mi przyjemność. Joanne i chłopaki wraz z resztą ekipy czekali już na mnie.
- Byłaś niesamowita. - Podbiegł do mnie Zayn podniósł mnie i pocałował kręcąc nami wokół naszej osi.
- Za każdym razem tak mówi... Świetny z niego aktor. - Zaśmiałam się do kamery, kiedy Zayn mnie postawił.
- Hahhaha! Nie. - Zayn.
- Hahahahahahhahaha! Tak. - Uderzyłam go w ramię.
- Teraz wy chłopaki. - Powiedział Paul.
- Do zobaczenia za 2 godzinki. - Zayn przelotnie mnie pocałował, co zakończył typowym męskim uderzeniem z całej siły w tyłek.
- Aua! - Wydarłam się. Bolało tak, że aż podskoczyłam. - Idiota!
- To pa! - Krzyknął szybko i poleciał na scenę.
- Ale boli! - Krzyczałam. Słyszałam jak ryczał ze śmiechu wraz z resztą One Direction.
- Uhuhu... - Zaśmiała się Jo.
- Zamknij się. - Burknęłam i poszłam do garderoby.
Zgadałyśmy się z Joanne, że ubierzemy skąpe stroje i pójdziemy z chłopakami do klubu. Haha, to będzie epickie.
- Ale szpilek nie założę... - Powiedziała Joanne.
- Jak tam chcesz. Ja też nie zakładam. - Odparłam.
- Chodźmy już za kulisy ich podniecać. - Zaśmiała się przyjaciółka.
- Okay. - Tanecznym krokiem tam poszłyśmy. Akurat już kończyli.
- A teraz na scenę zapraszamy Joanne i Megan. - Powiedział Niall.
- Głowa w górę Megs. Idziemy z dumą. Nie mamy czego się wstydzić. - To fakt. Joanne miała rację. Nie mamy się czego wstydzić, a nasze stroje nie były AŻ TAK skąpe.
- W CO WYŚCIE SIĘ UBRAŁY?! - Wydarł się Louis.
- W ubrania? - Odpowiedziałam mojemu bratem pytaniem.
- Wyglądają świetnie Lou. - Powiedział Zayn.
- No właśnie. Uspokój się, bo ci żyłka pęknie. - Zaśmiał się Hazz.
- Usiądźcie. - Usiadłyśmy na stołkach.
- A srać na przemowy. Gramy. - Powiedział krótko Malik i zaczęli grać.
"As I say affectionately to you, I see the other guys on the street who until blush with envy that they can not talk to you that way. Let everyone know now that you are only mine and I will not give you to anyone. Our love in this way will last forever..."
- To było takie słodkie... - Powiedziała Jo równo ze mną.
Wstałam i przytuliłam się do Zayn'a.
- Nie oddam cię nikomu... - Szepnął mi do ucha.
- I wzajemnie. - Pocałowałam go.
- Liam, masz chusteczkę? - Spytał Louis rycząc ze wzruszenia.
- Czekaj, ja mam. - Harry mu podał chusteczkę i tak w trójkę ryczeli.
- Nadszedł już czas, by rozstać się, lecz my tu powrócimy. Czekajcie na nas, lecz nie płaczcie, gdy odjedziemy, Woo! - Zarapował Louis.
Wszyscy się dziwnie na niego spojrzeliśmy.
- To był mega koncert! - Wydarł się Harry.
- Ale musimy już iść... - Dodała Joanne i wszyscy zeszliśmy ze sceny.
- Mówił ci ktoś, że jesteś piękna? - Spytał Niall Joanne.
- Tak. - Odpowiedziała mu.
- Kto?! - Wydarł się zdziwiony.
- Ty, debilu. - Zaśmiała się.
- Oh... Więc jest okay... - Powiedział blondyn.
- To co? Do klubu? - Spytał Harry.
- Z wielką chęcią. - Odpowiedziałam kędzierzawemu.
- A nie wolałabyś czegoś innego porobić? - Spytał Zayn.
- A ty tylko o jednym... - Odparłam.
- Próbować zawsze warto. - Uśmiechnął się przytulając mnie od tyłu.
- Tsa... - Zaśmiałam się.
- A tak w ogóle... Zmieniając temat. Jak podobała się wam piosenka? - Malik zmienił temat.
- Była bardzo urocza. - Powiedziałam.
- Jak klapa od srocza. - Zaśmiała się Jo.
- Czyli ci się nie podobała? - Spytał Niall.
- Żarcik... Była piękna. Liczę, że znajdę tę piosenkę na nowym albumie. Wybacz Zayn, ale wolę solo Niall'a. - Jo.
- Ej, to może chłopaki nagrają tą samą piosenkę, tylko że osobno. I Niall np. zatytułował ją "Dla Joanne", albo po prostu "Joanne", a Zayn "Dla Megan" albo "Megan". - Powiedział Louis.
- Świetny pomysł. - Powiedziałam.
- To do zobaczenia jutro w studiu. - Zayn dał mi buziaka w policzek.
- A teraz jedziemy się nachlać. - Harry.
- Harry, nie licz na to, że nawet jak się nachlejesz to będziesz miał szanse na ruchanie. - Powiedziała Joanne.
- Kobiety... Nawet nie dadzą pofantazjować mężczyźnie. - Westchnął loczek.
- Ty nie jesteś mężczyzną tylko dzieckiem, Styles. - Jo.
- Jesteś w moim wieku. Więc rozumując twoim tokiem myślenia, skoro ja jestem dzieckiem, to ty również, a Megan to niemowlę. - Hazz.
- Od kiedy tyś taki mądry, co Harry? - Zaśmiał się Lou.
- Od kiedy przejrzałem Twittera i Facebooka Joanne. - Odparł.
Tak więc po krótkiej konwersacji pojechaliśmy do klubu. Jak zwykle było dużo picia. Około 4 rano wróciliśmy do domu. A jeszcze dziś ruszamy w trasę. Wczoraj był koncert na rozpoczęcie tej trasy... OMFG...
____________________________________________________
Hejka wam... Taki ze mnie rebeliant, że piszę wam rozdział z telefonu. Niestety, ale po wystawieniu ocen, czyli jakoś 18. 06 jak nie wcześniej, bądź później będzie już lajtowo i rozdziały będą wcześniej, choć z tym to nie wiadomo do końca. Nie wiem jakie plany mają moi rodzice w planach na wakacje. ;c wszystko jest niepewne więc będę was informowała na bieżąco...
PRZEPRASZAM.
Lovv, May xx
Szablon by Selly