- Co z nim? - Wstał.
- Nie zabiłeś go. - Szepnęłam tak, by nikt po za naszą grupą tego nie usłyszał. - Ale jest w stanie krytycznym. Jak na razie jest w śpiączce farmakologicznej... Zrobili mu kilka badań. Jeden lekarz powiedział, że to czy będzie żył zależy tylko i wyłącznie od niego...
- Grunt to nie tracić nadziei. - Powiedział Li.
- A po za tym, to Zayn to silny facet. Ma powód, żeby żyć... - Dodał Harry.
- Megan, przepraszam, za to co zrobiłem... Nie panowałem nad sobą... - Louis.
- To twój przyjaciel... To co wydarzyło się między mną a nim, jest między mną a nim, a nie między tobą, mną i nim... To moje życie, a ty w końcu zajmij się sobą. Uratowałam ci dupę, rozumiesz? Gdybym powiedziałabym jak było naprawdę, to ty już byś siedział w więzieniu, czaisz? Jakby to doszło do prasy, to przez ciebie, każdy z nas po kolei miał by przejebane, a szczególnie ty. Ciesz się, że cię nie wydałam i proś i boga i Zayn'a o wybaczenie, bo to normalnie jest niewybaczalne. - Wytknęłam mu.
***9 dni później***
Przyszłam do szpitala. Od razu skierowałam się do sali, w której był Zayn. Nadal nie przytomny. Lekarze mówili, że wybudzi się, jak jego organizm się zintegruje, czy jakoś tak... Usiadłam na krzesełku przy łóżku szpitalnym i znów go chwyciłam za rękę.
- Proszę, obudź się... - Mówiłam tak do niego każdego dnia. Ciągle to powtarzałam... - Zależy mi na tobie i nie chcę cię stracić... Jesteś dla mnie wszystkim... - Spuściłam głowę.
- Wszystkim?
- Wszystkim do cholery. Kocham cię, Malik... Malik?! Boże, ty żyjesz!
- Nie krzycz, jestem obok, skarbie... - Zaśmiał się.
- Nie strasz mnie tak... - Mocno go przytuliłam. Zaczęłam płakać ze szczęścia.
- Przepraszam Meggie... - Szepnął obejmując mnie. Usiadłam obok niego na łóżku.
- To nie twoja wina... Rozmawiałam już z Louisem, jest mu strasznie głupio. Omal ja go nie zabiłam...
- Nie o to chodzi... Nie jestem zły na Louisa, bo należało mi się... Przepraszam, za...
- Nic nie mów. Było minęło. To przeszłość i chcę, abyśmy o tym oboje zapomnieli...
- Mamy udawać, że nic się nie wydarzyło? Meggie, zraniłem cię...
- Ale ci do cholery wybaczyłam!
- Przepraszam...
- Cieszę się, że żyjesz... Przez te kilka dni myślałam, że cię stracę. Codziennie przychodziłam i prosiłam, żebyś się obudził, ale tego nie robiłeś, dopiero dzisiaj moje modły zostały wysłuchane. Nie chcę pamiętać, co się wtedy wydarzyło, jak wtedy się czułam i inne takie... Rozumiesz?
- Rozumiem... Wiesz, że mnie nie stracisz... Za bardzo cię kocham... - Złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
- Jak się czujesz? - Spytałam.
- Jestem obolały. Twój dał mi niezły wycisk i czuję, że moja twarz na tym ucierpiała.
- Dla mnie zawsze będziesz wymarzonym księciem z bajki.
- Czyli jest naprawdę źle.
- Ej! Ważne, żebyś mi się podobał.
- Przepraszam, masz rację.
- Pójdę po lekarza. Musi wiedzieć, że jednak żyjesz.
- Jednak?
- Jednak. Zaraz wracam skarbie... - Pocałowałam go delikatnie w policzek i wyszłam ze sali.
Zrobili mu kilka badan i powiedzieli, że nie widzą przeciwwskazań, żeby trzymać go tu dłużej, więc go wypuścili. Zamówiłam taksówkę i pojechaliśmy do domu. Weszliśmy do środka.
- O KURWA! WIDZĘ DUCHA I MEGAN! - Wydarł się Niall.
- Niall, ja żyję. - Powiedział Zayn.
- Megan, czemu do nas nie dzwoniłaś?! Louis odchodził od zmysłów! Obwiniał się, że go zabił! - Skarżył się Niall.
- Pójdę z nim pogadać... - Powiedział Zayn i wszedł do salonu.
Ja i Niall szliśmy za nim... Wszystkich zamurowało jak go zobaczyli.
- Cześć wam. - Powiedział Zayn. Wszyscy się na niego rzucili z uściskami. Wszyscy prócz Louisa.
- Zayn ja przepraszam... - Odezwał się mój brat wstając, kiedy pozostali zajęli swoje miejsca.
- Wiem. Nie kontrolowałeś siebie. Megan mi wszystko wyjaśniła. A po za tym nie jestem na ciebie ani trochę zły. - Zayn.
- Nie jesteś? - Zdziwił się Tommo.
- Po pierwsze należało mi się i to 3 razy mocniej, a po drugie jesteś moim przyjacielem. A teraz chodź się przywitać ze mną. - Powiedział Zayn. Louis go przytulił typowo po męsku.
- Dziękuję Zayn... - Louis.
- Podziękuj siostrze. Prawdziwy anioł z niej. - Zayn.
- Wiem... Bo to moja siostrzyczka. - Następnie Louis przytulił mnie.
_____________________________________________________________
Nie uśmierciłam Zayn'a, bo nie miałabym o czym pisać... xd
May xx
- Jak się czujesz? - Spytałam.
- Jestem obolały. Twój dał mi niezły wycisk i czuję, że moja twarz na tym ucierpiała.
- Dla mnie zawsze będziesz wymarzonym księciem z bajki.
- Czyli jest naprawdę źle.
- Ej! Ważne, żebyś mi się podobał.
- Przepraszam, masz rację.
- Pójdę po lekarza. Musi wiedzieć, że jednak żyjesz.
- Jednak?
- Jednak. Zaraz wracam skarbie... - Pocałowałam go delikatnie w policzek i wyszłam ze sali.
Zrobili mu kilka badan i powiedzieli, że nie widzą przeciwwskazań, żeby trzymać go tu dłużej, więc go wypuścili. Zamówiłam taksówkę i pojechaliśmy do domu. Weszliśmy do środka.
- O KURWA! WIDZĘ DUCHA I MEGAN! - Wydarł się Niall.
- Niall, ja żyję. - Powiedział Zayn.
- Megan, czemu do nas nie dzwoniłaś?! Louis odchodził od zmysłów! Obwiniał się, że go zabił! - Skarżył się Niall.
- Pójdę z nim pogadać... - Powiedział Zayn i wszedł do salonu.
Ja i Niall szliśmy za nim... Wszystkich zamurowało jak go zobaczyli.
- Cześć wam. - Powiedział Zayn. Wszyscy się na niego rzucili z uściskami. Wszyscy prócz Louisa.
- Zayn ja przepraszam... - Odezwał się mój brat wstając, kiedy pozostali zajęli swoje miejsca.
- Wiem. Nie kontrolowałeś siebie. Megan mi wszystko wyjaśniła. A po za tym nie jestem na ciebie ani trochę zły. - Zayn.
- Nie jesteś? - Zdziwił się Tommo.
- Po pierwsze należało mi się i to 3 razy mocniej, a po drugie jesteś moim przyjacielem. A teraz chodź się przywitać ze mną. - Powiedział Zayn. Louis go przytulił typowo po męsku.
- Dziękuję Zayn... - Louis.
- Podziękuj siostrze. Prawdziwy anioł z niej. - Zayn.
- Wiem... Bo to moja siostrzyczka. - Następnie Louis przytulił mnie.
_____________________________________________________________
Nie uśmierciłam Zayn'a, bo nie miałabym o czym pisać... xd
May xx
Nie no rozdział świetny i rzeczywiście. Gdybyś zabiła Zayna, to nie miałabyś, o czym pisać.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ;)
OdpowiedzUsuń