[Zayn]
- Co masz na myśli? - Spytała.
- Już nic... Nie ważne. Kiedyindziej... - Wycofałem się. Spanikowałem.
- Jak zacząłeś to skończ! - Rozkazała.
- Obiecuję, że ci powiem, ale nie teraz. - Podniosłem się z jej kolan i wziąłem od niej mój telefon, który trzymała w drugiej dłoni.
- Zayn...
- Dotrzymuję słowa.
- Ile laskom to mówiłeś?
- Tylko jednej. - Pocałowałem ją w policzek i wstałem.
- Gdzie ty idziesz? - Spytała.
- Do kuchni, zrobić nam śniadanie...
- Poczekaj!
- Po co? - Spytałem odwracając się do niej.
- Nie idź... Nie zostawiaj mnie samej... Nie lubię samotności.
- Więc chodź ze mną. - Szybko naciągnęła na siebie rozciągnięty czarny sweter i poszła za mną.
- Może ja zrobię śniadanie? - Spytała.
- Nie! Siadaj i nie marudź. - Zaśmiałem się.
Zrobiłem nam jajecznicę na bekonie z pomidorami, a do tego tosty.
- Jesteś bardzo dobrym kucharzem.. - Pochwaliła.
- Cieszę się, że ci smakuje. - Uśmiechnąłem się.
- Megan, jadę do miasta, jedziesz ze mną. - Powiedział Niall wbiegając z kulami, a za nim Styles .
- O nie kolego, ty nigdzie się nie ruszasz... - Odparła.
- Oj no Meggie! - Jęknął blondyn.
- Musisz jechać? - Spytała.
- Tak! Harry jedzie z nami... - Odpowiedział Irlandczyk.
- A ja po co wam do szczęścia? - Zdziwiła się.
- Będziesz nam doradzać. - Wyjaśnił Hazz.
- Eh... Co będę z tego miała? - Zaśmiała się uroczo.
- Satysfakcję, że nam pomogłaś. - Powiedzieli.
- Zawrzyjmy pakt. Coś za coś. Ja z wami jadę, ale wszystkie ciuchy, jakie kupię sobie wy targacie. Jasne? - Odpowiedziała stanowczo.
- Tak szefowo. - Niall.
- Tak szefowo. - Powtórzył Harry.
- Świetnie. Dajcie mi chwilę, czyli jakieś 2 godziny, żeby się ogarnąć. - Mrugnęła do nich i poszła do góry.
- Dzięki chłopaki.. - Powiedziałem.
- Nie ma za co... Odwdzięczysz się. - Zaśmiał się Hazz.
- Tsa... Wróćcie tak o 17. Na 20 jest bal. - Odparłem.
- Spoko. Wrócimy. - Zapewnił mnie Niall.
- Ja myślę... - Mruknąłem.
[Megan]
Wzięłam długi i gorący prysznic, po czym ubrałam się w TO. Nałożyłam na swoją twarz delikatny make-up i włosy wyszuczyłam oraz rozczesałam. Chwyciłam mój ulubiony perfum, lecz fakonik upadł i chcąc ukucnąć poślizgnęłam się rozcinając sobie rękę. Konkretnie przy nadgarstku. Syknęłam z bólu, chwytając się za krwawiące miejsce. Momentalnie wbiegła tu cała piątka.
- Jezu co ci się stało?! - Wrzasnął Zayn kucając przy mnie.
- Ładnie pachnie. - Powiedział Harry.
- O nie, nie, nie! Megan, nie mdlej. Nie teraz! - Krzyczał Louis widząc, że robię się coraz bledsza.
- Idę po apteczkę. - Powiedział Liam i wybiegł.
- Spokojnie Megs, nie patrz na to... Nie patrz... Tego nie ma... - Louis też usiadł koło mnie.
- Ja może to posprzątam... - Powiedział Hazz.
- Mam apteczkę! - Krzyknął Li.
- Daj mi, ja to opatrzę. - Zayn wziął od niego czerwone pudełeczko.
- Może ją przeniesiemy, a nie w łazience na kafelkach, gdzie jest roztrzaśnięte szkło? - Niall.
Podnieśli mnie i przełożyli na moje łóżko.
- Kilka kawałków wbiło się jej głęboko w rękę... Będzie boleć, Meggie. - Powiedział Zayn.
- Zaciśnij zęby. - Powiedział Louis, wiedząc, co się święci. Zrobiłam co kazał. Zayn wyciągał mi pincetą te pieprzone szkło. Krzyczałam z bólu, a jeszcze bardziej, gdy ranę polał mi spirytusem.
- Nienawidzę cię Malik... - Syknęłam.
- Jeszcze chwila. - Powiedział, kończonc zakładanie opatrunka. - Już.
- To z zakupów nici... - Westchnął Niall.
- Chcę jechać. - Powiedziałam.
- Lepiej będzie, jak zostaniesz... Prawie nam tu zeszłaś na widok krwi. Jak ty będziesz rodzić? - Hazz.
- Odezwał się specjalista... Jadę. - Odparłam
- Megan zostań. Harry ma rację... - Wtrącił Lou.
- Nie jesteś moim ojcem. Nie decydujesz, nie kierujesz moim życiem. Będę robić co chcę... Nie wpierdalam się w twoje życie, więc ty nie wpierdalaj się w moje. Jedziemy. - Wstałam z łóżka.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - Spytał Niall.
- Tak... - Odpowiedziałam.
- No dobrze... Chodź. - Harry spojrzał na Zayna wzrokiem w stylu "No dobra" i wyszliśmy.
____________________________________________________
Dodaję, bo mam chwilkę i ciutkę weny jak na razie, więc korzystajcie :)
#OfficialMayxx
- Ile laskom to mówiłeś?
- Tylko jednej. - Pocałowałem ją w policzek i wstałem.
- Gdzie ty idziesz? - Spytała.
- Do kuchni, zrobić nam śniadanie...
- Poczekaj!
- Po co? - Spytałem odwracając się do niej.
- Nie idź... Nie zostawiaj mnie samej... Nie lubię samotności.
- Więc chodź ze mną. - Szybko naciągnęła na siebie rozciągnięty czarny sweter i poszła za mną.
- Może ja zrobię śniadanie? - Spytała.
- Nie! Siadaj i nie marudź. - Zaśmiałem się.
Zrobiłem nam jajecznicę na bekonie z pomidorami, a do tego tosty.
- Jesteś bardzo dobrym kucharzem.. - Pochwaliła.
- Cieszę się, że ci smakuje. - Uśmiechnąłem się.
- Megan, jadę do miasta, jedziesz ze mną. - Powiedział Niall wbiegając z kulami, a za nim Styles .
- O nie kolego, ty nigdzie się nie ruszasz... - Odparła.
- Oj no Meggie! - Jęknął blondyn.
- Musisz jechać? - Spytała.
- Tak! Harry jedzie z nami... - Odpowiedział Irlandczyk.
- A ja po co wam do szczęścia? - Zdziwiła się.
- Będziesz nam doradzać. - Wyjaśnił Hazz.
- Eh... Co będę z tego miała? - Zaśmiała się uroczo.
- Satysfakcję, że nam pomogłaś. - Powiedzieli.
- Zawrzyjmy pakt. Coś za coś. Ja z wami jadę, ale wszystkie ciuchy, jakie kupię sobie wy targacie. Jasne? - Odpowiedziała stanowczo.
- Tak szefowo. - Niall.
- Tak szefowo. - Powtórzył Harry.
- Świetnie. Dajcie mi chwilę, czyli jakieś 2 godziny, żeby się ogarnąć. - Mrugnęła do nich i poszła do góry.
- Dzięki chłopaki.. - Powiedziałem.
- Nie ma za co... Odwdzięczysz się. - Zaśmiał się Hazz.
- Tsa... Wróćcie tak o 17. Na 20 jest bal. - Odparłem.
- Spoko. Wrócimy. - Zapewnił mnie Niall.
- Ja myślę... - Mruknąłem.
[Megan]
Wzięłam długi i gorący prysznic, po czym ubrałam się w TO. Nałożyłam na swoją twarz delikatny make-up i włosy wyszuczyłam oraz rozczesałam. Chwyciłam mój ulubiony perfum, lecz fakonik upadł i chcąc ukucnąć poślizgnęłam się rozcinając sobie rękę. Konkretnie przy nadgarstku. Syknęłam z bólu, chwytając się za krwawiące miejsce. Momentalnie wbiegła tu cała piątka.
- Jezu co ci się stało?! - Wrzasnął Zayn kucając przy mnie.
- Ładnie pachnie. - Powiedział Harry.
- O nie, nie, nie! Megan, nie mdlej. Nie teraz! - Krzyczał Louis widząc, że robię się coraz bledsza.
- Idę po apteczkę. - Powiedział Liam i wybiegł.
- Spokojnie Megs, nie patrz na to... Nie patrz... Tego nie ma... - Louis też usiadł koło mnie.
- Ja może to posprzątam... - Powiedział Hazz.
- Mam apteczkę! - Krzyknął Li.
- Daj mi, ja to opatrzę. - Zayn wziął od niego czerwone pudełeczko.
- Może ją przeniesiemy, a nie w łazience na kafelkach, gdzie jest roztrzaśnięte szkło? - Niall.
Podnieśli mnie i przełożyli na moje łóżko.
- Kilka kawałków wbiło się jej głęboko w rękę... Będzie boleć, Meggie. - Powiedział Zayn.
- Zaciśnij zęby. - Powiedział Louis, wiedząc, co się święci. Zrobiłam co kazał. Zayn wyciągał mi pincetą te pieprzone szkło. Krzyczałam z bólu, a jeszcze bardziej, gdy ranę polał mi spirytusem.
- Nienawidzę cię Malik... - Syknęłam.
- Jeszcze chwila. - Powiedział, kończonc zakładanie opatrunka. - Już.
- To z zakupów nici... - Westchnął Niall.
- Chcę jechać. - Powiedziałam.
- Lepiej będzie, jak zostaniesz... Prawie nam tu zeszłaś na widok krwi. Jak ty będziesz rodzić? - Hazz.
- Odezwał się specjalista... Jadę. - Odparłam
- Megan zostań. Harry ma rację... - Wtrącił Lou.
- Nie jesteś moim ojcem. Nie decydujesz, nie kierujesz moim życiem. Będę robić co chcę... Nie wpierdalam się w twoje życie, więc ty nie wpierdalaj się w moje. Jedziemy. - Wstałam z łóżka.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - Spytał Niall.
- Tak... - Odpowiedziałam.
- No dobrze... Chodź. - Harry spojrzał na Zayna wzrokiem w stylu "No dobra" i wyszliśmy.
____________________________________________________
Dodaję, bo mam chwilkę i ciutkę weny jak na razie, więc korzystajcie :)
#OfficialMayxx
Yey! Rozdział zajebisty! Mam pytanko... będziesz pisać do końca świata i sześćdziesiątdziewięć dni dłużej???
OdpowiedzUsuńBomba *.* Dawaj następny :P
OdpowiedzUsuń