środa, 1 października 2014

50. Nigdy nie wiesz co może się wydarzyć...

Wiedziałem, że Perrie wszystko sfałszowała. W duchu dziękowałem za to bogu, ale Edwards ostrzegała, że to nie koniec. Nie przejąłem się tym. Wróciłem szczęśliwy do domu. Szybko poszło - pomyślałem. W domu opowiedziałem wszystko co i jak. Meggie nadal miała kamienną twarz.
- Myślę, że nie powinieneś ignorować gróźb z jej strony. - odezwała się w końcu.
- Megs, ona nic nam nie zrobi. - zapewniłem ją.
- Zayn, to wariatka. Może kazać komuś zgwałcić samą siebie i to ciebie oskarżyć o gwałt, albo ktoś mnie zaatakuje i ciebie oskarżą. Może mieć inny sposób na sfałszowanie dokumentów. Mam miliony scenariuszy i wszystkie są złe. - powiedziała.
- Z jednej strony Megan ma rację. Perrie to wariatka, może któreś z was oskarżyć o cokolwiek. Nie lekceważ tego synu. - odezwał się ojciec. Zacząłem głębiej nad tym myśleć.
- Dobra. Zrobię wszystko, bylebyście byli bezpieczni. - powiedziałem.
[2 tyg później]
Przez ten czas było spokojnie. I dobrze. Meggie zaczęła już normalnie ze mną rozmawiać. Cieszę się, że ona już też tak się tym nie przejmuje.
- Zayn spakowałeś wszystko? - spytała zaspana.
- Tak, kotku. Wyspałaś się? - spytałem podchodząc do łóżka.
- Mhym. Tu zawsze się wysypiam. - mruknęła uśmiechnięta.
- Liczyłem na odpowiedź "Z tobą zawsze", ale ta też jest okay. -zaśmiałem się.
- Taa... Chciałbyś. - zawtórowała mi.
- Ah tak? - zacząłem ją łaskotać.
- Dobra dobra! Przestań! Proszę! - krzyczała wyginając się na wszystkie strony świata.
- A dasz całusa? - spytałem.
- Być może. - powiedziała tajemniczo.
Zawisłem na nią i zbliżyłem się twarzą do niej. Meggie wybuchnęła śmiechem.
- Z czego się śmiejesz? - spytałem.
- Przepraszam. Już nie mogłam wytrzymać. Zayn, jak bardzo jesteś zmęczony? - spytała nadal się śmiejąc.
- No trochę jestem... Muszę wypić kawę... - powiedziałem.
- Nie za ciasna ci ta koszulka? - spytała.
- Co? - nic nie zrozumiałem i spojrzałem na t-shirt. - Serio? Na prawdę... Ha ha ha, ale śmieszne. Normalnie boki zrywać.
- Do twarzy ci... - śmiała się dalej.
- Bardzo śmieszne. - mruknąłem i zdjąłem z siebie jej koszulkę.
- Oj kotku, nie bądź na mnie zły. Nawet ładnie ci w niej było. - Przytuliła mnie od tyłu.
- Ładnemu we wszystkim ładnie. - powiedziałem.
- Idź wypij tą kawę. - uśmiechnęła się cmokając mnie w polik.
- Co zjesz na śniadanie? - spytałem.
- Cokolwiek. Jestem strasznie głodna. - powiedziała łapiąc się za brzuch.
- Powinienem o czymś wiedzieć? - spojrzałem na nią podejrzliwie.
- A ja powinnam? - zmrużyła oczy.
- Ślicznie ci w tej piżamie. - uśmiechnąłem się.
- Zayn... - powiedziała z kamienną twarzą.
- Nic a nic. Wszystko wiesz. Wiesz więcej o mnie niż ja sam. - pocałowałem ją.
- Mhym... Nic a nic powiadasz. - uśmiechnęła się.
- Nic. A. Nic. - między słowami cmokałem ją w usta.
- Cieszysz się, że wracamy do domu wariatów? - spytała.
- Nie, cieszę się, że w końcu będziemy mieli trochę prywatności. - powiedziałem. Zaśmiała się.
- Ym tak, w Londynie mamy mnóstwo prywatności. - odparła sarkastycznie.
- Dobra, zdałem sobie sprawę z tego co właśnie powiedziałem. - zaśmiałem się.
- To dobrze. - odparła i zaczęła się ubierać. Wyszedłem z pokoju.
Wszedłem do kuchni. Mama akurat robiła śniadanie. Moje siostry już jadły, a tata pewnie jeszcze spał.
- Jak tam? - spytałem i zasiadłem koło najmłodszej Safaa'y.
- Jak zawsze Zayn. - odpowiedziała Wal.
- Gdzie Meggie? - spytała mama.
- Ubiera się. Zaraz przyjdzie. - odpowiedziałem.
- W to nie wątpię, synku. Szczerze mówiąc... Nie chcę, żebyście dzisiaj jechali. - powiedziała.
- Mamo, kiedyś musimy jechać. - mruknąłem.
- Nie o to chodzi. Po prostu mam jakieś złe przeczucia... - odparła.
- Oh mamo, ale co przecież może im się stać? - spytała Wal.
- No bo taka pogoda brzydka, mocno pada. Może byście przeczekali do jutra? - spytała.
- Mamo... To jest Anglia. Tu zawsze pada. Ja i Megan mamy kilka spraw do pozałatwiania na mieście. Sprawy organizacyjne odnośnie trasy. Jeszcze dziś musimy tam być, bo rano musimy wszyscy spotkać się z Paul'em. - wyjaśniłem.
- Jak chcecie. - odparła rodzicielka.
Gdy wszystko zapakowałem do samochodu, czyli jakoś po śniadaniu, poszedłem do swojego pokoju sprawdzić, czy wszystko zabrałem. Mój uśmiech mi się poszerzył, jak tylko zobaczyłem Meggie śpiącą na moim łóżku. Była ubrana w TO. Miała delikatny makijaż i rozpuszczone włosy.
- Megs, słonko... - szepnąłem podchodząc do łóżka.
- Tak? - spytała.
- Musimy jechać, wiesz? - uśmiechnąłem się głaszcząc ją po włosach.
- Wiem... Ale jestem taka zmęczona... - ziewnęła.
- Mam pojęcie skarbie, ale pomyśl sobie, już za parę godzin ty i ja w naszym wielkim łóżku w naszym domu w Londynie... Fakt faktem, że mieszkamy z chłopakami i Jo, ale to nam nie przeszkadza, bo lepiej mieć takich wariatów zawsze przy sobie. - powiedziałem.
- Tak... Coś trzeba jeszcze zanieść do auta? - spytała.
- Ciebie? - uśmiechnąłem się.
- Serio pytam. Coś jeszcze zostało? - Megs.
- Nic. Wszystko zaniosłem do auta. - pocałowałem ją.
- Kochany jesteś. Przepraszam , że zasnęłam, ale ta pogoda tak na mnie działa. Nic mi się dzisiaj nie chce. W sumie to jedyne czego chcę to chcę iść spać. - powiedziała.
- Prześpisz się w samochodzie. Jak chcemy dojechać jeszcze do wieczora, to musimy już teraz wyjechać... A teraz tak aż mocno nie pada, a później to może zacząć mocniej padać. - odpowiedziałem.
- Okay... Już idę. Daj mi minutę. - opadła ciężko na poduszkę.
- Megs... - pochyliłem się nad nią.
- Okay. Już. Idę. - wymamrotała z zamkniętymi oczami i się podniosła. Dobrze, że zrobiłem to wcześniej, bo wała by mnie z głowy w moją głowę.
- Moje kochanie... - przytuliłem ją. - Zanieść cię, śliczna?
- Dam radę. - zaświadczyła.
Ledwie zeszliśmy, a już była zgromadzona cała rodzina.
- Synku, ja na prawdę mam złe przeczucia. Zostańcie jeszcze dziś. - powiedziała mama z poważną miną.
- Mamo... Proszę cię... Co może się nam stać? Piorun w nas nagle trzaśnie? - spytałem.
- No nie wiem, ale możecie wpaść w poślizg i już wypadek gotowy, albo jakiś debil się poślizgnie na drodze i w was wjedzie... - zaczęła wymyślać.
- Od razu zadzwonimy, jak tylko dojedziemy. - Zapewniłem ją.
- Mam nadzieję synu. - tata mnie przy tulił zaraz po czym poszedł pożegnać się z Meggie.
Ja natomiast przytuliłem mamę, a następnie siostry.
- Zayn, a następnym razem jak przyjedziecie to przywieziecie mi coś z Londynu? - spytała Safaa.
- Oczywiście. Dla każdego coś przywieziemy, ale podejrzewam, że będzie to dopiero na święta. Wątpię, żebyśmy znaleźli czas, żeby wcześniej przyjechać. - odpowiedziałem.
- Przyjedźcie jak najszybciej. - stwierdziła mama.
- Dopilnuję tego, żeby przyjechał. - powiedziała moja ukochana.
- Porwę cię i przyjedziesz ze mną. - zaśmiałem się.
- No właśnie Megan. Obecność obowiązkowa. - powiedział tata.
- Ależ naturalnie. - zachichotała.
- I Meggie. Proszę... Uważajcie na siebie. - powiedziała stroskana mama.
- Oczywiście. Będziemy.- zapewniła ją.
- No nic... Do zobaczenia. - powiedziałem i razem z Megs wyszliśmy.
Wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy w kierunku Londynu. Dom. W końcu...
_______________________________________________________________________
hej... rzadko dodaję, ale zrozumcie mnie... 3 kl. gimbazy nie jest fajna. dużo kartkówek, sprawdzianów itp... masakra. ale mam nadzieję, że ktoś tu nadal jest.. :)
Kocham, May xx

wtorek, 9 września 2014

49. Trzymaj mnie blisko, nie pozwól odejść, patrz jak płonę w tym szpitalu dla dusz...

- Więc jak tam z moim braciszkiem? Planujecie już coś? - zaczęła mnie wypytywać.
- A co mielibyśmy planować? - zdziwiłam się.
- No jak to co?! Ślub, jakiegoś bobaska... - szepnęła.
- Nic nie planowaliśmy. Zapewniam cię. Przynajmniej ja. Mam 18 lat. - powiedziałam.
- A Bella ze Zmierzchu wyszła za mąż jak miała 18 lat i jeszcze miała dziecko... - odparła.
- Ale Wal... To jest film... - zaśmiałam się.
- Dobra, wygrałaś. A tak ogólnie, to co słychać tam u was w Londynie? - zmieniła temat.
- Już nie długo ruszamy w trasę... Całymi dniami siedzimy w domu, bo strach wyjść na ulicę. No wiesz... Fani, paparazzi i inne takie... A nawet jeśli się ruszymy to tylko duże bluzy z kapturem i okulary przeciwsłoneczne. - powiedziałam.
- To straszne... Żebyście nigdzie wychodzić nie mogli... Moja szkoła jest połączona z gimnazjum i podstawówką i taka jedna z podstawówki, wiesz początkowe klasy i tak dalej... Podeszła do mnie i spytała, czy to prawda, że jestem siostrą Zayn'a, ja odpowiedziałam, że no jestem, a ona zaczęła piszczeć i prosiła mnie, abym dała jej numer Zayn'a, czaisz? A później spytała, czy cię znam, a ja na to, że no ba, że cię znam, trudno cię nie znać, skoro jesteś z moim bratem i też chciała numer i chciała też, żebym cię i Zayna ściągnęła tutaj, żeby mogła się z wami spotkać. Masakra jakaś... - Wal.
- Ale chyba nie dałaś jej naszych numerów, prawda? I powiedziałaś jej delikatnie, aczkolwiek stanowczo, że nie może się z nami spotkać? - spytałam z nadzieją.
- Oczywiście, że tak. Starałam się być najdelikatniejsza jak tylko umiałam. Powiedziałam, że macie napięty grafik i nie macie kiedy. - powiedziała.
- Bogu dzięki. To jak daleko jeszcze to centrum? Trzeba zaszaleć. - zaśmiałam się.
- Nie... Jeszcze kawałek. Zayn ci mówił, że jesteś jedyną dziewczyną jaką przyprowadził do domu? - nagle spytała.
- Nie... Nic nie wspominał. Na prawdę jestem jedyna? - zdziwiłam się.
- Tak. Na prawdę cię kocha. Gdyby cię nie kochał to by cię do nas nie przyprowadził... - powiedziała pewnie.
- A dużo miał tych dziewczyn? - w moim głosie można było wyczuć nutkę zazdrości.
- Tak, ale nie ma już z nimi kontaktu na 100 a nawet 1000%. - odparła. Kamień spadł mi z serca.
Przez resztę drogi rozmawiałyśmy na inne różne tematy. Można by było powiedzieć, że gadałyśmy o wszystkim i o niczym...
[Zayn's POV]
Niecierpliwiłem się, aż Meggie wróci do domu. Przecież wyszła jakieś 20 minut temu! Malik! Co się z tobą dzieje?! Gdzie jest ten Zayn Javadd Ruchacz Malik?! - pytał umysł. Nie ma go... - wtrąciło serce. Zakochał się... - powiedziała podświadomość. Zakochałem się...
- O czym tak myślisz Zayn? - z zamyśleń wyrwała mnie najmłodsza siostra.
- O tym jak bardzo tęsknię za Megs. - powiedziałem szczerze.
- Wiesz, że Meggie też za tobą bardzo tęskni? Nawet jak wychodzisz na krótką chwileczkę do piekarni. Mówiła też, że ona odczuwa kiedy się budzisz i wychodzisz z łóżka i mówiła, że ona automatycznie też się budzi, tylko, że udaje, że śpi, bo wie ile pracy wkładasz w śniadania, które je robisz, a wściekasz się, kiedy ona przychodzi do kuchni. - zachichotała.
- Ta... Coś w tym jest. Nawet nie wiedziałem, że udaje. Jest świetną aktorką. - powiedziałem.
- To pewnie Megan umiera jak siedzisz 3 godziny w łazience. - wtrąciła mama.
- Cud, że jeszcze żyje. - zaśmiałem się.
- Na prawdę się zakochałeś, synku... Nie zrań jej. Drugiej takiej nie znajdziesz. Raniąc ją zranisz jeszcze siebie. - powiedziała poważnie.
- Nie mam takiego zamiaru. Nie zostawię jej, ani nie zranię. Zmieniła mnie. Ograniczyłem palenie, bo mój skarb stwierdził, że ona tego nie lubi i zerwie ze mną jeśli nie ograniczę. - odparłem.
- I dobrze. - mama.
- A jak Doni po świętach? - spytałem zmieniając temat.
- Bardzo przeżywała to, że Justin bardzo ją zranił, ale pozbierała się. Stwierdziła, że nie ma sensu użalanie się nad sobą. Ma rację. Jest dorosła. - odpowiedziała.
- A tata? - spytałem.
- A tata, co? Tata był wkurzony na Justina, przez chwilę myślałam, że on go zabije. - przyznała.
- A gdyby nie tata, to ja zabił bym go. Meggie niby szybko się też po nim pozbierała, ale gdybym nie przyjechał z chłopakami wtedy chwilę później nie wiadomo, czy jeszcze by żyła... - odparłem.
- Nie da się ukryć. Nie umiesz panować nad złością. - mama.
- Dziękuję, mamo. Obiad był pyszny. - przerwała nam Safaa i wyszła z kuchni.
- Nie wiem czemu, ale jakaś cząstka mnie ma wrażenie, że jestem dla Megan tylko pocieszeniem po Justinie... - bąknąłem.
- Wiesz, że to nie prawda, Zayn. Kocha cię. Ale wiesz równie dobrze, ona może myśleć, że to ona jest dla ciebie pocieszeniem po Perrie. - palnęła mama.
- Ja pocieszać się po Perrie? Oh proszę cię, mamo! Szczerze mówiąc musiałem być pod pływem jakiegoś gówna, że z nią byłem. - mruknąłem.
- Oh Zayn... Tylko tak mówię. - powiedziała.
- Trisha? Co robi auto Zayn'a na podjeździe? - usłyszałem głos taty.
- A co już mnie wyganiasz z mojego miejsca parkingowego? - zaśmiałem się.
- Ha! Ledwie prawko zrobiłeś i już twoje miejsce parkingowe? Nie ma tak dobrze synu. Świetnie, że przyjechałeś. - ojciec wszedł do kuchni. - Gdzie masz Megan? W Londynie ją zgubiłeś, czy jak?
- Walihya ją porwała na zakupy... - westchnąłem.
- Znam to westchnięcie... - powiedział.
- Muszę oddychać, no nie? - zaśmiałem się.
- Każdy tak powie. - ojciec mi zawtórował.
- Oh, Yasir... Ty już zostaw te jego miłosne westchnięcia. - powiedziała mama podając mu talerz z obiadem.
- Miłosne... - mruknąłem. - możemy pominąć ten temat?
- Jasne. Więc zapytam o pracę. Kiedy wracacie w trasę? - spytał.
- Za 2 tygodnie. - odparłem.
- A kiedy wracacie do Londynu? - kontynuował.
- Dzień przed trasom. Chociaż myślę, że jednak wrócimy 2 dni wcześniej, bo musimy się przepakować, porządnie wyspać i inne takie. Trochę to wszystko zajmie, nie? - odpowiedziałem.
- No tak... Megan zaczyna tak samo, prawda? - tata.
- Tak, w końcu Paul to też jej manager... - rzekłem.
- Fakt. Zapomniałem. - powiedział.
2 godziny później dziewczyny wróciły z zakupów.
- Jak było? - spytałem czekając w progu na Megs.
- Nie odzywaj się do mnie. - syknęła.
- Walihya, jakie kłamstwo jej wcisnęłaś na mój temat? - wkurzyłem się na siostrę.
- Nic nie mówiłam... - obroniła się.
- Nie krzycz może na nią, co? Wal nic nie zawiniła. - powiedziała Megan.
- Jak nic nie zawiniła? Bez powodu się na mnie nie obraziłaś. - zdziwiłem się.
- Bez powodu to może i nie, ale czemu mi nic nie mówiłeś, że masz dziecko z niejaką Parrie Edwards?  Zdradziłeś mnie? Czemu? Aż taka zła jestem? - spytała mając już łzy w oczach.
- Perrie?! Co kurwa?! - krzyknąłem całkowicie zbity z tropu. - Jakie dziecko, Megan?
- Parrie, czy Perrie, zadzwoniła na mój numer i powiedziała, że mam się od ciebie odwalić, bo ona jest w ciąży z TOBĄ! - wykrzyknęła ostatnie słowo.
- Megan, włączyła na głośnomówiący, więc słyszałam wszystko co do słowa. - odezwała się Wal.
- Zayn co tu się dzieje? - do przedpokoju wkroczyli rodzice.
- Perrie, wcisnęła kit Megan, że mam z tą psycholką dziecko! - krzyknąłem.
- O mój boże... - mama zasłoniła swoje usta dłonią.
- Wyjaśnij mi to proszę. - powiedziała Meggie, uspokajając się.
- Perrie to moja ex. Nic mnie z nią nie łączyło, nie łączy i nie będzie łączyć. Meggie, wiesz, że nie kłamię. Nie zdradziłem cię i wiesz, że nawet bym się nie ośmielił. Z resztą zostań tu, ja pojadę to załatwić z tą.... - zacząłem.
- Nie kończ. - wtrącił ojciec.
Wziąłem z wieszaka kurtkę i wyszedłem. Wsiadłem do auta, aż nagle zobaczyłem jak Megan biegnie za mną.
- Zayn... - szepnęła zapłakana.
- Wierzysz mi? - spytałem.
- Przepraszam. Nie potrzebnie na ciebie naskoczyłam. Powinnam z tobą to omówić na spokojnie. Tylko... Odpowiedz szczerze. Czy spotykałeś się z Perrie odkąd jesteśmy razem? - spuściła głowę. Wysiadłem. Mocno ją przytuliłem.
- Oczywiście, że nie. Przecież cały czas byłem z tobą. - powiedziałem.
- Możesz mnie pocałować? - spytała cichutko. Od razu to zrobiłem.
- Robisz to, żebym nie pojechał? - spytałem.
- Nie chcę, żebyś jechał. Ale wiem, że powinieneś to załatwić. Uważaj na drodze. - powiedziała i wróciła do domu. Przygryzłem wargę i usiadłem za kółkiem.
Jechałem szybko, fakt. Cały czas myślałem o Meggie. Skoro Perrie chce mnie wrobić w dziecko, to co jeszcze może wymyślić?

wtorek, 2 września 2014

48. Welcome in Bradford!

Gdy już oznajmiliśmy naszej rodzince, że wyjeżdżamy, wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy. Zayn cały czas mówił czego mogę się spodziewać ze strony jego rodziców i sióstr. Ja natomiast się śmiałam i mówiłam mu, żeby nie przesadzał. Minęło 5 godzin jazdy. Byłam lekko zmęczona podróżą i w końcu z godziny 13 zrobiła się 18. Zayn szybko wysiadł i jak na gentlemana przystało otworzył mi drzwi.
- Dziękuję. - zachichotałam wysiadając.
- Przyjemność po mojej stronie, skarbie. - cmoknął mnie w policzek.
Wzięliśmy torby i podeszliśmy do drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzyła nam Trish'a.
- Meggie! Zayn! Co wy tu robicie? - spytała zdziwiona.
- Niespodzianka! - krzyknęłam równo z Zayn'em.
- Stwierdziliśmy, że fajnie by było się z wami spotkać przed trasą. - powiedział Zayn.
- Tak... - potwierdziłam.
- Wejdźcie do środka. - przepuściła nas w przejściu.
Położyliśmy torby na podłodze w przedpokoju, a Trish'a zaczęła nas przytulać. W międzyczasie zbiegły Safaa i Walihya.
- Meggie! - krzyknęła najmłodsza i przytuliła się do mnie.
- Hej Saf... - objęłam ją rękami.
- A z bratem się nie przywitasz? - spytał Zayn.
- Nikt nie chce się z tobą witać Zayn. - zaśmiała się Wal i mnie przytuliła. - Hej Megs.
- Cześć, Wal. Rozumiem, że to bardziej za mną się stęskniłyście niż za Zayn'em. - uśmiechnęłam się.
- Oczywiście! - zaśmiała się Safaa.
- Dzięki wam. - mruknął mój ukochany.
- Gdzie tata? - spytał Zayn w kierunku swojej rodzicielki.
- W pracy. - odpowiedziała mu. - Jesteście głodni?
- Jest kurczak na obiad? - spytał
- A i owszem. - uśmiechnęła się kobieta.
- Więc tak. Jesteśmy cholernie głodni! - zaśmiał się.
- Chodźcie. - na słowa kobiety, Zayn pociągnął mnie do kuchni.
- A ja już nie mam głosu od nośnie tego, czy jestem głodna, czy nie? - spytałam.
- Nie. - Odparł mi mój skarb.
Westchnęłam. Zayn zasiadł przy stole sadząc jednocześnie mnie obok niego.
- Coś do picia, skarby? - spytała Trisha.
- Mogłabym kawy? - spytałam wyprzedzając Zayn'a.
- Jesteś zmęczona? - spytał Zayn.
- Trochę, a mam tak wiele pytań, że nie mogłabym teraz usnąć. - powiedziałam.
- Jasne. Czaję. - zachichotała pani Malik i zaczęła przygotowywać napój.
- Mogłabyś mamo zrobić 2? - spytał Zayn.
- Oczywiście synku. - odpowiedziała. - Meggie, jak chcesz możesz zacząć pytać. Co chciałabyś wiedzieć?
- Wszystko o Zayn'ie. To co się działo w jego dzieciństwie nie chce mi powiedzieć... - powiedziałam.
- Bo nic się nie działo. - wtrącił Malik, który już zajadał się kurczakiem, przygotowanym przez jego mamę.
- Oj, było z niego kreatywne dziecko... - zaśmiała się Trisha. - Bardzo kreatywne. Nie lubił sportu, bo wolał plastykę. Był odmieńcem w szkole. Z początku był raczej cichy i niegroźny, ale później... Wyszło szydło z worka. Nie, Zayn?
- Moja mama była wzywana średnio raz w tygodniu za bójki do szkoły. Byłem bardzo problemowy, więc niektórzy się nie męczyli z pouczaniem, tylko od razu wywalali. - dodał Zayn.
- A pamiętasz, synku, jak wywaliłeś telewizor przez okno? - spytała kobieta.
- Oj, pamiętam... - zaśmiał się mój chłopak.
- Ile wtedy miałeś lat? - spytałam.
- 4? Albo 5? Możliwe nawet, że 6... - powiedział.
- Co?! - zdziwiłam się.
- Miałeś 4 latka. A powiesz, Meggie dlaczego wywaliłeś ten telewizor? - Trish z ledwością opanowała śmiech.
- Czemu, Zayn? - spytałam.
- Pamiętam, że nagle wysiadły korki w domu, a leciała moja ulubiona bajka i urwali mi ją w połowie, więc się wkurzyłem i wywaliłem ten telewizor. - powiedział.
- O mój boże... Pani Malik, niech pani kontynuuje opowieści o Zayn'ie. Wciągnęło mnie. - zaśmiałam się.
- Oh my god... - westchnął Zayn.
- Zayn kochał bawić się z siostrami. Oczywiście to sarkazm. Kocha siostry, ale zawsze wolał się sam bawić. Jednak bawił się z nimi, żeby nie płakały. Robił wszystko co mu kazały. Przebierał się za księżniczki, oglądał z nimi bajki dla dziewczynek, bawił się lalkami... - Śmiała się.
- To urocze. - powiedziałam.
- Ta... Jak mówiłem. To diablice! - krzyknął zażenowany Malik.
- Nie prawda... Wymyślasz... - zaśmiałam się.
- Wymyślam... - mruknął.
- Zayn był, jest i będzie zawsze moim kochanym synkiem. - powiedziała.
- Mamo! Nie rób mi obciachu! - zażenowanie Malika brało szczyt.
- Tak. Zayn jest wspaniały. - powiedziałam uśmiechając się.
- Nie bardziej niż ty Megs. - cmoknął mnie w policzek.
- Dobra... A teraz prawdziwy powód dlaczego tu jesteście... Ślub, czy ciąża, albo może choroba? - spytała.
- Mamo! - jęknął Zayn.
- Em... Zayn chciał się z państwem zobaczyć przed trasą... - powiedziałam lekko zmieszana.
- No tak... Praca. - mruknęła odwracając się do kuchenki.
- Mamo, przecież wiesz, że ja to robię dla was. - wstał i przytulił kobietę.
- Wiem syneczku... Ale ty tak ciężko pracujesz. - uroniła kilka łez.
- Tylko się odwdzięczam. A po za tym kocham to co robię. I dzięki mojej pracy poznałem Meggie. - powiedział.
- I nie żałuj tego synu. To złota dziewczyna. Pilnuj się jej. Ojciec ci to samo powie. Chcemy ją w naszej rodzinie. - powiedziała.
- Nie żałuję. - spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął.
- Ona również nie żałuje. - powiedziałam.
- Mam nadzieję. - puścił matkę i usiadł na swoje miejsce.
Dopiłam kawę i zaczęłam myć naczynia po mnie i po Zayn'ie.
- Dziecko drogie, mogłam to zrobić... - powiedziała Trish.
- To nic. Za ciężko pani pracuje. - odparłam.
- Złota dziewczyna, Zayn. Pilnuj jej. A ty pilnuj mojego syna. - powiedziała.
- Będę. - odpowiedziałam szybko.
- Meggie, pobawisz się ze mną? - do kuchni wleciała Safaa.
- A zjadłaś obiad księżniczko? - spytałam.
- Nie chcę. - odpowiedziała i szybko wyszła.
- Nie wiem co się z nią dzieje... Nie chce pić ani jeść... Nie chce mi nic powiedzieć. Meggie, proszę. Może ty coś się dowiesz. Jesteś dla niej wzorem do naśladowania. - poprosiła Trisha.
- Jaki tam ze mnie wzór. - mruknęłam.
- Oj przestań Meggie, jesteś wspaniała. - Zayn mnie pocałował.
- Idę się dowiedzieć o co chodzi. - powiedziałam i wyszłam.
Poszłam do pokoju Safaa'y. Weszłam. Leżała na łóżku twarzą do okna.
- Hej... - powiedziałam.
- Cześć. - mruknęła.
- Czemu nie chcesz jeść? - spytałam siadając pod oknem.
- Bo jestem za gruba! Wszyscy mnie w szkole wyzywają od najgorszych! Staram się jak mogę, ale nie daję rady! - zaszlochała.
- Powiem ci coś... Nigdy nie byłam chuda. Byłam ogromna w 1 klasie podstawówki. Urodziłam się jako kruszynka a tu nagle taki pączek. Inni znęcali się nade mną. Płakałam po nocach, aż pewnego razu, gdy miałam 14 lat jedna dziewczyna powiedziała, że lepiej by było jakbym ze sobą skończyła, bo i tak nikt mnie nie lubi. Wykręciłam żyletkę ze swojej temperówki i zaczęłam robić kreski. Gdyby nie mój brat, który był kilka tygodni przed X-Factorem nie przybiegł do mnie i nie wezwał w ostatniej chwili po pogotowie, nie było by mnie tu. Zawdzięczam mu życie. Oczywiście wrzeszczałam na niego, ale później dzięki mojej przyjaciółce poznałam Justina. Zauroczyłam się w nim, a on mnie zranił. Cierpiałam, ale twój brat mi pomógł. A teraz jestem w szczęśliwym związku. Kocham go, a on mnie. I szczerze mówiąc głęboko wierzę, że to nie zauroczenie... - powiedziałam.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała.
- To, że należy ignorować takie docinki ze strony rówieśników. Pewnego dnia spotkasz chłopaka równie wspaniałego jak twój brat. - powiedziałam.
- Kochasz Zayn'a? - spytała.
- Bardzo. Nawet w ogień bym za niego skoczyła. - powiedziałam.
- Masz rację. Ale jak poznać, kiedy jesteś zauroczona, a kiedy jesteś zakochana? - ciągnęła.
- Kiedy osoba w której jesteś zauroczona wyjedzie, to będziesz za nią tęsknić w pewnym stopniu, tak będzie ci mówiła podświadomość, ale gdy osoba którą kocha wyjedzie, nie będziesz wstanie żyć, nawet jeśli wyjdzie do piekarni na przeciwko na 3 minuty. Ja automatycznie się budzę, kiedy Zayn'a nie ma w pobliżu mnie. Po prostu serce ci powie, czy kogoś kochasz, czy będzie ci się tylko tak wydawało. - powiedziałam.
- Dziękuję Meggie. - Wstała i mnie przytuliła.
- Do usług, Saf... - szepnęłam
- To jak teraz zjesz obiad? - spytałam z nadzieją.
- Tak... - mruknęła.
- Świetnie. Jestem z ciebie dumna. - powiedziałam.
Zeszłyśmy razem do kuchni. Usiadłam Zayn'owi na kolanach, a Safaa z lekkim grymasem na twarzy usiadła obok nas.
- Eh... - do kuchni weszła Wal.
- Coś się stało, Walihya? - spytałam.
- Nic... Po prostu te lakiery do paznokci są koszmarne! Odczekałam już ponad 2 godziny, a one jeszcze nie wyschły i mam odciski i nic nie mogę zrobić! - poskarżyła się.
- Polecam lakiery z Golden Rose. Są fantastyczne. Moja przyjaciółka Joanne mi zrobiła paznokcie jakiś tydzień temu, a one jeszcze się trzymają to ponad normę. - Powiedziałam.
- Tak?! To świetnie! Muszę sobie kupić! - ucieszyła się.
- Właśnie ja też. Możemy iść do jakiegoś centrum jeśli chcesz. - powiedziałam.
- Fantastycznie! Pójdę się uszykować. Daj mi chwilę. - pobiegła do pokoju.
- Zostawiasz mnie? - spytał.
- Możesz iść z nami... - powiedziałam.
- Taa... Już to widzę. Ja, ty i moja siostra na babskich zakupach. Ee, coś tu nie pasuje. Wróć szybko. - powiedział.
- Nic nie obiecuję. Będę się tak śpieszyć jak ty w garderobie. - powiedziałam.
- Uważaj na Bradfordskich chłopaków. To są straszne podrywacze. - odparł.
- Coś o tym wiem... Z jednym się zadaję. - zaśmiałam się.
- Zdradzasz mnie?! - zdziwił się. Trish i Safaa zaczęły się śmiać.
- Tak. Zayn Malik, ten z 1D. Kojarzysz? ponoć w Bradford się urodził. - rzekłam.
- Hahha. Śmieszne. Bardzo. Lepiej idź już na te zakupy, wiesz? - powiedział.
- Będziesz tęsknić? - spytałam.
- Bardzo. Będę umierał. - cmoknął mnie. - a ty?
- Ja będę martwa. - wplotłam palce w jego włosy.
- Nie każ mi na siebie długo czekać, panno Tomlinson. - szepnął mi na ucho.
- Zrobię co w mojej mocy. - uśmiechnęłam się.
- Megs, jestem gotowa. - powiedziała Wal.
- Świetnie. Możemy iść. - odparłam schodząc z kolan Malika.
- To pa! - krzyknęła Wal i biorąc mnie pod ramię zaciągnęła do wyjścia.

czwartek, 28 sierpnia 2014

47. Histeryzuje.

- Meggie, śpisz? - usłyszałam bardzo cichutki szept Zayn'a.
Leżeliśmy już w łóżku, lekko zmęczeni dniem. Już nie długo wracamy w trasę. Tak! Hura! Tak bardzo się cieszę.
- Nie... Jestem tak podekscytowana nową trasą, że nie mogę zasnąć. - zaśmiałam się cicho.
- Ja też. Ale wiesz... Myślę, że chciałbym się spotkać z rodzicami i siostrami przed trasą. Bo wiesz... Później to będzie kicha, żeby do nich przyjechać, bo będziemy mieli napięty grafik i tak dalej... I chciałbym, żebyś pojechała ze mną do Bradford. Za tobą pewnie też tęsknią. Możliwe, że nawet bardziej niż za mną. Szczególnie Safaa, Waliyh i Doniya... Szaleją za tobą. Jesteś dla nich wzorem do naśladowania, szczególnie dla młodych. - powiedział.
- Miło mi to słyszeć, ale to nie możliwe, żeby twoja rodzina tęskniła za mną bardziej niż za tobą. Wszyscy są z ciebie dumni, za to co odniosłeś... Z resztą ja też jestem z ciebie dumna. I z radością będę mogła powiedzieć naszym dzieciom, że ich tata to prawdziwy bohater, szczególnie dla mnie. Pogodziłeś mnie z bratem, pomogłeś mi spełnić marzenia, chciałeś zabić mojego ex za to co mi zrobił... Prawdziwy bohater... Wymarzony książę z bajki. - odparłam.
- A ty jesteś bohaterką dla mnie. Bierzesz udział w różnych akcjach charytatywnych, nawet urządziłaś taki koncert, a wyprawa do Ghany? I to nie z powodu Comic Relief... Nie poddałaś się mimo wielu przeciwności, na przykład, mój chory charakter i twój Acoustic Concert, później stracony głos, święta w Bradford i Justin i wiele innych. Nigdy nie okazałaś słabości, gdzie inni to już by się sami zabili. Na prawdę. To ja jestem z ciebie dumny. - rzekł na jednym wdechu.
- Przestań. Ja po prostu robię to co kocham, jeżeli chodzi o te akcje charytatywne. A jeżeli chodzi o pozostałe rzeczy, takie jak stracony głos, czy Justin, to cierpię. To boli jak ktoś rozdrapuje stare rany i jeszcze sypie solą na nie.- powiedziałam.
- Ruchaj, albo bądź wyruchany... - wypowiedział.
- Dokładnie. Ból domaga się, by go odczuwać. - zaśmiałam się cicho.
- To jak, pojedziesz ze mną do Bradford? - spytał.
- Z chęcią z tobą pojadę do Bradford. - złożyłam na jego ustach pocałunek.
- Więc chodźmy już spać. - ułożył się na lewy bok, twarzą do mnie. Ja leżałam na plecach z rękami ułożonymi pod głową. Zayn położył swoją lewą dłoń na mój brzuch. Ja położyłam swoją prawą dłoń na jego.
[Następnego dnia.]
Dziś obudziłam się pierwsza. Zayn tak słodko spał. Złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach, po czym wyślizgnęłam się z jego objęcia i poszłam wziąć prysznic. Myślałam nad nową fryzurą i kolorem włosów. W prawdzie mam już kupioną farbę, tylko muszę zgadać z Lou Teasdale. Wiem, że chce pobyć trochę czasu z Tom'em i Lux. Po długim prysznicu owinięta w ręcznik, poszłam do garderoby. Zaczęłam przeglądać wieszaki, aż w końcu zdecydowałam się na TEN zestaw. Z ciuchami w dłoni powędrowałam do mojej toaletki, która była akurat w garderobie. Zrobiłam delikatny makijaż, tzw. dzienny. Nadal byłam w ręczniku. Gdy skończyłam make-up i zanim założyłam na siebie ubrania poszłam po buty.
- Gdzieś się wybierasz, słońce? - usłyszałam jego jeszcze zaspany głos.
- Już wstałeś? - zignorowałam jego pytanie i spojrzałam na niego.
- Jak widać... A kiedy ty wstałaś? - spytał.
- Jakieś 2 godziny temu. Wzięłam długi prysznic i ogarniam się tutaj. - powiedziałam.
- Oh... Mogłaś mnie obudzić, bym ci pomógł... - uśmiechnął się zadziornie.
- Ha ha ha. Nie. A tak w ogóle... To kiedy masz zamiar jechać do Bradford? - spytałam.
- Nie wiem... Jakoś po śniadaniu? Chyba, że masz jakieś plany na dzisiaj, to wyjazd możemy przełożyć... Jak chcesz... - na jego słowa się zaśmiałam. - Z czego się śmiejesz?
- Już wiem, czemu chłopacy mówią do ciebie pantofelek. Skarbie, dopasuję się. - powiedziałam opanowując śmiech.
- Pantofelek? Niby kiedy tak mówią? - zdziwił się.
- Zawsze, jak ciebie nie ma w pobliżu. Jak do mnie piszą, albo dzwonią, bo nie mogą się do ciebie dodzwonić, albo tobie nie chce się odbierać to mówią o tobie "Pantofelek"... - wyjaśniłam.
- To wiele wyjaśnia. No to jedziemy dzisiaj po śniadaniu i spędzimy tam resztę wolnego. To znaczy ja tam spędzę wolnego, ty możesz wcześniej wrócić. Jak chcesz. - powiedział pewniejszym głosem.
- Jednak wolę Pantofelka. Zostanę tam z tobą resztę wolnego, czyli jakiś tydzień, półtora. - zaśmiałam się.
- Pantofelka... - prychnął. - Nie to, że nim jestem. Po prostu wolę uzgadniać wszystkie, prawie wszystkie decyzje z tobą. Bo nie wiem, czy masz plany, czy w ogóle chcesz ze mną jechać, a nawet jeśli to ile chcesz tam być... - powiedział.
- Wiem, kotku. Idź się ogarnij, a ja się ubiorę i zacznę nas pakować, okay? - spytałam.
- Czemu nas? Umiem się spakować. - zaśmiał się lekko zdziwiony.
- Godzina prysznic, 2 godziny fryzura i kolejne 2 na zdecydowanie się w co masz się ubrać. Każdy wie, że lubisz dobrze wyglądać, ale to już lekka przesada. Idź. - powiedziałam.
- Zawsze możesz mi pomóc. - rzucił zadziornie.
- Spadaj. Jedynie uszykuję ci jakieś ciuchy, żeby zaoszczędzić czasu. - odparłam.
- Jasne... - mruknął i poszedł.
Ubrałam się w moje ciuchy i z jednej z szaf Zayn'a wyciągnęłam 2 duże torby. Najpierw spakowałam jego ciuchy i uszykowałam co ten kochany debilek ma na siebie ubrać. Gdy skończyłam wzięłam się za swoje ubrania. Wzięłam większość letnich ciuchów, w końcu ostatnie 2 tygodnie lata. Chociaż tu ciągle pada. Trudno. Usłyszałam trzask.
- Kurwa! - usłyszałam jak Zayn przeklina.
Podbiegłam do drzwi łazienki.
- Zayn, wszystko okay? Co się tam stało? - pytałam pukając w drzwi. - Zayn, otwórz mi.
- Jest okay. Przez przypadek zbiłem fiolkę z moim ulubionym perfumem. Pech chciał, że rozbił mi się na ręce... - otworzył drzwi.
- Bruno Banani? Zayn nie jest okay, skoro perfum zbił ci się na ręce. Pokaż mi tą rękę. - powiedziałam wchodząc do środka. - Jezu Zayn! Niech cię cholera...! Trzeba to opatrzyć!
- To nic. Przemyje się wodą i naklei kilka plasterków i będzie okay... - mruknął.
- Nic?! Siadaj na wannie i mnie nie denerwuj. Zajmę się tym. - powiedziałam.
- Dobrze, pani doktor. - usiadł na wannie, jak mu kazałam, a ja z szafki wyciągnęłam apteczkę. Usiadłam mu na jednej nodze i chwyciłam jego prawą dłoń.
- Będzie szczypać. - powiedziałam i polałam mu wodą utlenioną.
- Kurw! - krzyczał. - Kobieto, to boli!
- Mówiłam, że będzie szczypać. Nie denerwuj się tak. Rana jest oczyszczona, teraz będę sprawdzać, czy nie schował się gdzieś w ranie kawałek szkła, a to będzie bardziej boleć, bo zrobię to pęsetą. - odpowiedziałam spokojnie.
- O nie nie nie... Nie ma mowy. - zaprotestował i zabrał rękę.
- Oh, czyli wolisz jechać do szpitala? - spytałam.
- Nie! - powiedział szybko.
- Więc daj rękę. - odparłam.
- Masz. Ale szyć mi nie będziesz? - spytał przerażony.
- Nie... Aż tak poważne to nie jest. Chyba. - mruknęłam ostatnie słowo.
- Cholera... Proszę zrób to w miarę szybko... To strasznie boli! - jęczał.
Kawałki szkła wyciągnęłam, znów polałam mu tą wodą utlenioną i opatrzyłam.
- Gotowe. - Powiedziałam.
- Dziękuję. Pocałujesz, żeby nie było kuku? - spytał uśmiechając się.
- Nie. - powiedziałam.
- A mogę ja pocałować ciebie? - ciągnął.
- Możesz. - zgodziłam się.
Jedną dłoń położył na mojej talii, a drugą na policzku. Ja zawiesiłam ręce na jego szyi, z czego jedną dłonią bawiłam się jego włosami. Wpił się w moje usta. Nie przerywając całowania przysunął mnie bliżej siebie.
- Em... Powinniśmy... Powinniśmy się szykować. Szczególnie ty... - powiedziałam.
- No tak. Jak bardzo cię rozpraszam? - spytał śmiejąc się.
- Za bardzo. - odpowiedziałam.
- A co będzie jak zdejmę ten ręcznik? - znów zapytał.
- Gwałt. - odparłam bez namysłu.
- Mnie pasuje. - cmoknął mnie.
- Wiesz, że nasi współlokatorzy lubią wchodzić bez pukania... Wolałabym uniknąć miny Lou, jak ruchasz się z jego młodszą siostrzyczką. Ostatnio prawił mi na ten temat kazania. Ty też chcesz tego uniknąć i nie chcesz wysłuchiwać jego kazań. - powiedziałam.
- Prawdę mówiąc, to już słyszałem kazania Louis'a o antykoncepcji, kwiatkach i pszczółkach i groził mi... - zaśmiał się.
- Groził ci? - zdziwiłam się.
- Ta... Cytuję: "Lepiej, żebym was nie przyłapał, bo to ty zginiesz marnie Malik! To moja mała siostrzyczka! Gorzej z tobą będzie, jak ją zranisz, Zayn. Uważaj na nią."... Czy jakoś tak. - powiedział.
- Histeryzuje, ale wiesz... Pewnie czuje się winny za to, że prawie się przez niego zabiłam i oczywiście Justina i za to, że ukradł mi marzenia. A po za tym, to mamy tylko siebie, jeżeli chodzi o więzy rodzinne. - odparłam. - No tak... Wiele narozrabiał, teraz chce to naprawić. Ale nie musi być taki groźny. - stwierdził.
- Ta... Wystarczy, że będziesz przy nim się pilnować i będzie wszystko okay. - wybuchnęłam śmiechem, jak zobaczyłam wyraz twarzy Malika na słowa "Będziesz się pilnować". Bezcenne.
- To będzie dopiero jazda. - westchnął.
- Nieważne. Lepiej mi powiedz, gdzie mnie zabierzesz najpierw, jak dojedziemy do Bradford. W święta nigdzie nie byliśmy pozwiedzać. - zmieniłam temat.
- Tam, gdzie nogi nas same zaniosą. Nie wiem, czy Bradford jest godne twojego zwiedzania... - powiedział.
- Oh, czyli są tam jakieś dziecinne wstydy, skoro tak mówisz. - zaśmiałam się.
- Można tak powiedzieć, aczkolwiek, ja bym tak nie powiedział. - mruknął.
- Ubieraj się, a ja idę na śniadanie. - pocałowałam go przelotnie i wstałam szybko zostawiając go w łazience.
Heh, jestem ciekawa co mnie w Bradford spotka...
_______________________________________________________________
Hej i oto kolejny :)
May xx

piątek, 22 sierpnia 2014

46. Plany na przyszłość.

Odpowiedź Louis’a totalnie mnie zszokowała. Napisał „Opowiem wam jutro jak El wróci do Manchesteru”. Czyli nie. Rozstali się. Biedny Lou! Musi być załamany, ale przed Cadler udaje, że wszystko okay. Wrzało we mnie. Byłam niesamowicie wściekła. Gdyby nie Zayn i jego silne ramiona, które owinęły mnie szybko w talii to poszłabym coś rozwalić, a najchętniej kogoś. Tak. Tak, myślę o Eleanor.
- Ej Megs, spokojnie. Na pewno jest jakieś racjonalne wytłumaczenie. Może Louis robi nas w chuja i El się zgodziła? – uspakajał mnie.
- No właśnie nie! Gdyby chciał nas zrobić w chuja to by nie napisał „JAK EL WRÓCI DO MANCHASTERU”. – krzyczałam.
- To nie możliwe, żeby El odmówiła. Louis kocha ją, a ona jego. Zobaczysz, na pewno Lou nam wszystko wyjaśni. – powiedział.
- Idziemy po jeszcze jedno piwo? Albo na jakiegoś drinka? – spytałam, a on się na mnie dziwnie spojrzał. – No co?! Mam ochotę na coś mocniejszego!
- Nic przecież nie mówię. – Zaśmiał się. – A może masz ochotę na coś jeszcze?
- Haha, nie. Wal się. – zawtórowałam mu.
- No właśnie sam nie mogę. – powiedział.
- Nie mój problem. Puść mnie, proszę. Emocje już opadły. – zaśmiałam się.
- Opadły powiadasz… No cóż… - wziął ręce i z miną jak za karę odsunął się ode mnie.
- Wracajmy już co? Zimno się robi. – powiedziałam.
- A mogę cię przytulić? – spytał.
- Nie. – zaśmiałam się.
- To wracaj sama. – wytknął mi język.
- Żartuję przecież. Chodź tu debilu kochany. – przytuliłam się do jego torsu, a on objął mnie swoimi długimi rękami.
- Wracajmy już. – zaśmiał się i szliśmy tak przytuleni do siebie, śmiejąc się sami z siebie.
- Wiesz… Tęsknię za sceną. – powiedziałam tak nagle.
- Długo nas na niej nie było to fakt. Jest tyle teraz spraw na głowie, ale przyznaj, były potrzebne nam wakacje. – odpowiedział.
- Tak… To szaleństwo. Stoisz na scenie i ta ekscytacja jest tak wielka, że masz wrażenie, jakbyś był na haju, a gdy schodzisz nadal czujesz tą adrenalinę. – uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Moje słowa. To kolejny dowód, że do siebie pasujemy. – powiedział.
- A jaki jest poprzedni? – spytałam.
- Nazwałaś mnie kochanym debilem. – zaśmiał się, a ja wraz z nim.
- Bo nim jesteś, skarbie. - mruknęłam przybliżając twarz do jego.
- Zaraz zaraz. Pamiętaj, że ten debil zawsze z tobą był. I nie jestem debilem. Jestem geniuszem! Bogiem! I wiedz, że czuję się urażony... - prychnął.
- Z pewnością. Najwyraźniej cię nie doceniłam. - zachichotałam.
- No nie. No nic królowo. Idziemy do domu. - powiedział biorąc moją rękę sobie pod ramie.
- Królowo? Kiedy awansowałam z księżniczki na królową? Coś przegapiłam? - spytałam zdziwiona.

- Wiesz... Kiedyś będziemy mieli córkę i to ona będzie moją księżniczką, natomiast ty moją królową... Mam to wszytko przemyślane. - wyjaśnił. Mój uśmiech automatycznie się poszerzył.
- A co z twoją mamą i siostrami, królu, hm? - spytałam.
- Więc moja mama to zły smok, mój tata to więzień smoka, a siostry, to złe siostry. - zaśmiał się.
- Czemu? - spytałam zaskoczona.
- No cóż... Jestem ukochanym synkiem mamy, ale kocha robić mi obciach jak wiesz, ciągle mnie wyzywa jak zachowuję się niestosownie. A tata cóż... Moja mama jest uparta i to strasznie, więc jeżeli chodzi o ubiór, taty oczywiście, remont domu to tata nie ma głosu. Jest zrób tak i zrób siak. Mama ma wpływ, czy tata może obejrzeć sobie mecz, czy ona obejrzy swoje seriale. Tata podejmuje decyzje bardziej poważne. Co do moich sióstr to są to straszne psotnice. Przy tobie w święta zgrywały aniołki. Wierz mi. - wyjaśnił.
- Wow... - zaśmiałam się.
- Ta... - zawtórował mi.
- A nie chciałbyś syna? Wiem, że dla twojego taty, to cholernie ważne, żeby mieć wnuka. - spytałam.
- Prawie każdy facet na świecie marzy o synu. W mojej rodzinie szczególnie. Jak wiesz, ja i mój tata, oraz reszta naszej rodziny, mam na myśli tylko męskich członków rodziny, byliśmy pod silnym wpływem kobiet. Ale coś czuję, że będę miał córkę. Dla mnie płeć nie ma znaczenia. Ale ilość już tak... Chciałbym mieć całą gromadkę dzieci. - odpowiedział.
- I sam se tą gromadkę będziesz rodził. Nie ma mowy. Maksymalnie 2 dzieci. A po za tym, to wiesz... Jeżeli się postarasz to może będziesz miał syna. Jeżeli chodzi o mnie, to płeć nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. Będę szczęśliwa, bez względu na to, czy urodzi się chłopiec, czy dziewczynka. Nie licz na to, że zdradzę ci płeć jeśli zajdę z tobą w ciążę. - splotłam nasze dłonie.
- Będziesz musiała mi powiedzieć. Będziesz nosić w sobie moje dziecko. - powiedział.
- Twoje dziecko? - spytałam spoglądając na niego.
- Nasze dziecko. Po prostu źle usłyszałaś. - odparł bez zastanowienia.
- Jasne jasne. - zaśmiałam się.
Doszliśmy do domu. Od razu weszłam do salonu. Wszyscy normalnie rozmawiali. Nie było ani El ani Danielle. Liam miał smutny wyraz twarzy. Normalnie by się uśmiechał.
- Hej wam. - powiedziałam. - Od razu zaznaczam, że żądam szczegółów. Sorry Lou, ale zaczniemy od Liama. Jego wyraz twarzy mnie bardziej nurtuje.
- Znów zerwaliśmy z Danielle. Powiedziała, że to był błąd, że się zeszliśmy, a po za tym to mamy niecodzienną pracę i musi odejść. I wyszła. Tyle. - powiedział.
- A ja chciałbym zaznaczyć, że akurat dzisiaj Megan nie kontroluje swoich emocji. - Powiedział Zayn.
- Ta... - mruknęłam. - Co do Dani, to przewidziałam to, ale z jednej strony myślałam, że zmądrzeje. Nevermind. Lou, teraz ty! Co oznaczał twój SMS?

- Nie oświadczyłem się jej. - mój brat mnie zaskoczył tą odpowiedzią.
- Niemożliwe, że spanikowałeś. - powiedziałam.
- Meggie, wysłuchaj dalej. - powiedziała Jo.
- Dalej? No tak... Żądam szczegółów. - odpowiedziałam.
- El podczas rozmowy wyznała, że nie chce teraz wychodzić za mąż, zanim się jej spytałem. Uznałem, że nie warto się pytać, skoro powiedziała już nie. Postanowiłem zostawić pierścionek i poczekać. - wyjaśnił Lou.
- Oh... To zmienia postać rzeczy. - mruknęłam zaskoczona.
- Widzisz Megs? Nie warto było się wściekać. - skomentował Zayn moje zachowanie w parku.
- Ja tak nie uważam. - przytuliłam się do niego.

_________________________________________________
hej wam! długo mnie nie było fakt. nie było mnie w domu dość długo. Wakacje i te sprawy.. xd ale już nie długo do szkoły... jupi ja jej. . :(
powodzenia
lovv, May xx

czwartek, 14 sierpnia 2014

45. Oświadczyny

*Oczami Louis'a*
- Wszystko gotowe. Restauracja zarezerwowana, pierścionek masz, odwagę i godność niekoniecznie... - wyliczał Harry.
- Zamknij się Styles. Jest świadomy tego co robi. - powiedział Liam.
- Ej, Lou wystarczy El zaprosić na kolację. - Zayn objął mnie ramieniem.
- To jak skok z klifu. Albo roztrzaskasz się o skały, albo spokojnie wpadniesz do wody. - znów odezwał się Harry.
- Zamknij się, Hazza. Nic nie wiesz. - w końcu się odezwałem.
- Grunt to nie zapytać za wcześnie i nie za późno. Najlepiej po kolacji, przed deserem. Będziesz miał jakieś 10 minut, więc... Czas mój drogi, czas. Podczas kolacji nie może być cisza, cisza cię zgubi. Będzie niezręcznie, a nie oto tu chodzi. Dużo z nią rozmawiaj. - powiedział Niall.
- O czym mam z nią rozmawiać? - spytałem spanikowany.
- O wszystkim, Lou. Ale pamiętaj, komplementy przede wszystkim. Mów jej, że jest piękna, że w kiecce wygląda seksownie, jak bardzo ją kochasz i bla bla bla. Dużo żartów. Jak skończą ci się komplementy zacznij robić z siebie debila. W końcu tak ją wyrwałeś, co nie? - Zayn dodał mi otuchy.
- Tylko pamiętaj, to restauracja, wszystko z umiarem. Gdy zjecie, przyjdzie skrzypek. Zamówiłem go dla was. On se będzie grał, a ty podejdź do niej, uklęknij po jej lewej stronie i po prostu zapytaj "El, wiesz, że cię strasznie mocno kocham. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?"
- Dobra. Tak czy tak, jesteśmy z tobą Lou. - słowa Harry'ego mnie zszokowały, ale ucieszyłem się z nich.
- Idź ją zaproś na tą kolację. - popędził mnie Niall.
- Raz kozie śmierć. - mruknąłem i poszedłem.
Siedziała z dziewczynami plotkując w kuchni. Popijały winem jedząc winogrona i wiśnie.
- ... Mówię wam... Tak mnie zdenerwowała, że myślałam, że nie wiem co jej zrobię! - poskarżyła się El.
- Lou, zgubiłeś drogę do chłopaków? - spytała żartobliwie moja siostra.
- Śmieszne, Meggie. Wiesz co? Zmieniam orientację i chciałem z wami po plotkować. - mruknąłem. El o mało się nie zakrztusiła winem.
- Serio?! - Zdziwiła się Eleanor.
- Nie! Żartuję przecież! Chciałem cię zapytać, a raczej powiedzieć, że porywam cię dziś na kolację. - rzuciłem prosto z mostu.
- Okay. O której? - spytała brunetka.
- O 20 wyjeżdżamy z domu. - powiedziałem.
- Nie wiem, czy wiesz Lou, ale jest 14. Dajesz dziewczynie 6 godzin na uszykowanie się? - wtrąciła Jo.
- To jest mój brat. To kompletny idiota. - powiedziała Megan.
- Dziewczynę musisz poinformować dzień wcześniej. - skarciła mnie Danielle.
No tak... Przecież wiedzą co się święci. Westchnąłem cicho.
- Chodź El, pomożemy ci się wyrobić na czas. - Powiedziała Joanne i razem z El i Dani pobiegły na górę. Bodajże do Jo i Niall'a pokoju, albo Meggie i Zayn'a.
- Myślisz, że się uda? - spytałem mojej siostry.
- Jest mądra. Nie podejmie głupiej decyzji. Masz 23 lata, ona 22. Fakt faktem, że jeszcze studiuje, ale Louis... Jesteś świetnym facetem. Część fanek waszego zespołu sra na twój widok i wszyscy wiedzą, że mimo iż jesteś niesamowitym debilem, to potrafisz być mega romantyczny i odpowiedzialny. Dziewczyny marzą o tobie. Ty kochasz ją ona ciebie i to wystarczy... Tego wam tylko trzeba. Przeszliście wiele nie fajnych chwili i momentów, ale udało wam się przetrwać. Więc już wiesz, że wasza miłość jest silna. Jestem z ciebie dumna braciszku, ale pamiętaj. Ty zranisz ją dupku, to ja zranię ciebie. - zaśmiała się i mnie mocno przytuliła.
- Dzięki, że jesteś po mojej stronie, Meggie. - zaśmiałem się. - Leć już do niej.
- Jasne. Trzymaj się. - uśmiechnęła się i pobiegła na górę.
*Oczami Megan*
Wierzyłam w mojego brata. El i Lou bardzo do siebie pasują. Weszłam do pokoju Niall'a i Jo. Tam ich nie było. W pokoju Liam'a też... I Lou również... Pewne będą u mnie. Tak! Bingo.
- Gdzie Eleanor? - spytałam zauważając, że jej nie ma.
- Bierze gorącą kąpiel. Jest bardzo podekscytowana tym wyjściem. - powiedziała Dani.
- Domyśla się o co chodzi? - spytałam rzucając się na łóżko. Położyłam głowę na poduszkę Zayn'a. Mmm... Pachnie nim...
- Nie. Cieszy się, że gdzieś wychodzi z Lou. - Jo.
- To dobrze. Lou jest przerażony... - zaśmiałam się.
- Jest czym. - prychnęła Jo.
- No tak trochę. - Ja.
- A ty nie czekasz na krok Zayn'a? - spytała Dani.
- Nie wiem czy czekam, ale my jesteśmy jeszcze młodzi. Mam 18 lat. Mam jeszcze czas. Nigdzie mi się nie spieszy. - odpowiedziałam.
- Eleanor to taka szczęściara… - westchnęła Dani.
- Oj Dani… Na ciebie też przyjdzie czas… - pocieszyła ją Joanne. Zdziwiona wraz z Danielle spojrzałam na Joanne.
-Też mam swoje słodkie momenty! – powiedziała Black.
- Wiemy. I szczerze mówiąc jesteśmy pod wrażeniem, że te twoje słodkie momenty są coraz częściej… - Powiedziałam.
- Jestem. – Z łazienki wyszła Eleanor.
- Siadaj. Zrobię ci make-up, albo nie. Najpierw się uczesz, żeby ci się nie rozmazało. Jo, daj jej jakąś kieckę. – powiedziała Danielle.
- A wiecie w ogóle o co chodzi? Bo wiecie, Louis nagle wyleciał z tą kolacją i w ogóle… - Spytała El.
- Mi Lou, powiedział, że mamy cię przyszykować na kolację, tyle. Przecież wiesz, gdzie idziecie, nie? – ja.
- Do jakiejś restauracji. – odparła.
- No więc właśnie. Lou też ma swoje romantyczne chwile. – zaśmiałam się.
- Trochę się stresuję… - przyznała Cadler.
- Nie ma czym. – zapewniła ją Joanne.
Joanne dała jej do założenia TO, Dani zrobiła jej makijaż, a ja ją uczesałam. Wyglądała nieziemsko! Byłyśmy pod wrażeniem i przy okazji dumne z naszej pracy.
- Mogę wejść? – zza drzwi usłyszałam głos Zayn’a.
- Nie. – odpowiedziały chóralnie dziewczyny, podśmiechując. Również się zaśmiałam się i podeszłam do drzwi. Lekko je uchyliłam i wychyliłam swoją głowę.
- Chcesz coś konkretnego z pokoju? – spytałam.
- Tak. Moją dziewczynę. Zabrały mi cię. Także cię potrzebuję. – powiedział opierając głowę o ścianę. Głośno westchnęłam.
- Eleanor jest gotowa. Powiedz mojemu braciszkowi. – zaśmiałam się.
- Jasne, a co zrobisz z moim problemem? – spytał.
- Zobaczę co w mojej mocy, żeby go rozwiązać. Zmykaj już. – cmoknęłam go przelotnie w usta i weszłam do pokoju.
- Dobra El, idziemy. – powiedziała Joanne.
Dziewczyny wstały z łóżka i wszystkie zeszłyśmy do salonu. Od razu podeszłam do Zayn’a, a on objął mnie w pasie. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- El, wyglądasz jak zawsze olśniewająco. Gotowa, na noc twego życia? – Lou wziął El pod ramię.
- Jasne. – Zachichotała.
- No to my idziemy. Nie czekajcie na nas, będziemy późno. I nie kładźcie się spać zbyt późno, dzieci. – powiedział mój brat. – Zayn, klucze od auta! – przypomniał sobie i podszedł do nas. Zayn szukał po kieszeniach kluczyków, a ja szepnęłam mojemu bratu na ucho:
- Informuj nas o wszystkim. – powiedziałam i akurat Zayn dał mu owe klucze.
- Jasne. – szepnął. – Dzięki i pa dzieci!  - zaśmiał się i wyszli.
- Tak szybko dorósł… - powiedział Harry.
- Debil. – zaśmialiśmy się.
- To co robimy teraz? – spytał Niall.
- Nie wiem jak wy, ale ja nie mam zamiaru siedzieć w domu… - powiedział Zayn.
- Nie, nie idziemy do klubu Malik. Nie po ostatnim wypadzie. – szybko odpowiedziałam.
- A kto powiedział, że grupowo? Chodź Meggie. – splótł nasze palce u dłoni i szybko wyszedł ciągnąc mnie za sobą.
- I teraz ci będą się kocić! – usłyszałam krzyk Hazzy.
Zaśmiałam się. Oni są nie możliwi…
- Więc po co wyszliśmy? – spytałam.
- Rozwiązujemy mój problem. Chcę pobyć trochę sam na sam z tobą, a oni mi to umożliwiają. – powiedział zwalniając tempo.
- Eh… - westchnęłam
- To źle? – spytał.
- Ależ skąd… Jest całkiem przyjemnie. Lubię z tobą spędzać czas.
- Ja z tobą też. Na co masz ochotę?
- Szczerze mówiąc mam ochotę na zimne piwo. Nic więcej teraz nie pragnę.
- Nawet mnie?
- Ciebie już mam.
- Ale nie pragniesz mnie bardziej?
- Nie bardziej jak piwo w tym momencie.
- Więc do sklepu.
- Kochasz zaspakajać moje potrzeby, co?
- Najbardziej te łóżkowe.
- Skończ.
- Nic przecież nie mówię…
Tak więc poszliśmy w kierunku sklepu. Gdy kupiliśmy to co pragnęliśmy poszliśmy do parku i sączyliśmy nasz napój w parku na ławce. Długo czekaliśmy aż Lou nam napisze co odpowiedziała El. A napisał…
________________________________________________________________________
Urwę w tym momencie, mam nadzieję, że się nie gniewacie.
J
przepraszam, że rozdziały nie były tak długo dodawane, ale wiecie… Wakacje i te sprawy…
Lovv, May xx

środa, 23 lipca 2014

44. 7 długich miesięcy...

Dziś obudziłam się jako pierwsza. Tak! Nasz plan wypali! No cóż, dzisiaj jest 23 lipca, są wakacje, a przede wszystkim... CHŁOPAKI WYTRZYMALI ZE SOBĄ 4 LATA! Więc razem z dziewczynami zorganizowałyśmy dla chłopców małą niespodziankę. Wymknęłam się z pokoju do kuchni. Eleanor, Joanne i Danielle już były.
- Ej, a kto zrobi Harry'emu niespodziankę? Przecież nie kot! - spytała szeptem Jo.
- Kurde. Nie przemyślałyśmy tego. No więc tak, znając naszych chłopaków, nie licząc Harry'ego, za jakieś 10 minut zejdą, bo zorientują się, że nas nie ma, więc w takim razie ściągnijmy ich teraz na dół. - szeptałam. Wszystkie szeptałyśmy, żeby ich nie obudzić.
- Ale jak? I jak ich urządzić? - Spytała Dani.
- Eleanor będzie udawać, że rodzi. Louis zwariuje i zacznie wrzeszczeć, a wiecie co to oznacza, jak mój brat wariuje i wrzeszczy. - wszystkie potwierdziły.
- Ale czemu ja?! - El.
- Bo Louis jest najstarszy z całej piątki., a my zaczniemy się wydzierać typu: "O nie El rodzi!" "Louis, debilu!" "O MÓJ BOŻE , ONA RODZI!" i hity nad hitami "Widzę główkę!" oraz "Przyj Eleanor, przyj!". Chłopaki zwariują. Zbiegną, a my plask. Są cali w pysznym cieście z budyniem i bananami.. - ja.
- Ej, i jeszcze zaciągniemy ich na basen i wepchniemy do wody. - wtrąciła Jo.
- Geniusz zła! - zaśmiałyśmy się.
- O ludzie... Z kim ja się zadaję...? - zaśmiała się cicho El.
- Z nami oczywiście. Transparent już też wywieszony, tylko któraś z nas musi pociągnąć za sznurek, żeby wyskoczył. - Dani.
- Macie to kółko dla Zayn'a? - spytałam.
- Tak. Jest w basenie. W razie czego się złapie. - Jo.
- Do roboty, moje panie. - ja.
- Dobra, ale ty strzelasz Harry'emu z ciasta. - El.
- Czemu ja? - spytałam
- Bo jesteś najmłodsza, a El rodzi. A Dani ciągnie za transparent. - Jo.
- A ty geniuszu? - ja.
- Leję, wodę, żeby było, że odeszły jej wody. - Jo.
- Zróbmy zasadzkę szybko, żeby ciasta same poleciały. Do dzieła. - Zaśmiałyśmy się przybijając sobie grupowego żółwika.
- Stańmy w krzakach przy tarasie, łatwiej ich będzie do basenu wrzucić. - Dani.
- Jedziemy z tym koksem. - Jo.
Zakradłyśmy się w planowane miejsce. Ja byłam z Dani po jednej stronie, a Jo z El po drugiej. Wystawiłam kciuk do góry na znak, że zaczynamy krzyczeć, ale najpierw ja i El.
- O MÓJ BOŻE JA RODZĘ! AAA! - Zaczęła El.
- EL TY RODZISZ! O MÓJ BOŻE! PRZYJ ELEANOR! PRZYJ! - Ja.
- LOUIS! - Wszystkie.
- O NIE, EL RODZI! - Jo.
- PRZYJ ELEANOR! PRZYJ! - Dani.
- GŁÓWKĘ WIDZĘ! - Jo.
- AAA! - Wszystkie
Po chwili słyszałyśmy krzyczącego Louis'a i chłopaków. Zbiegających po schodach. Poślizgnęli się na tarasie, prawie że zabili, ale wcześniej obrywając ciastem. Wstali i podeszli do basenu. podbiegłyśmy do nich krzycząc i wepchnęłyśmy ich do wody.
- Udało się! - Krzyczałyśmy.
- Co się udało?! - pytali.
- Wszystkiego naj! - krzyknęłyśmy równo i Dani pociągnęła za transparent.
- To już 4 lata razem i oby tak dalej! Pójdziemy tylko w JEDNYM KIERUNKU, razem z wami... - przeczytali.
- Aww, jakie to słodkie. - Westchnął Harry.
- A to ciasto było takie pyszne. Biedne ciasto... - Niall. - Jak mogłyście tak wykorzystać ciasto?!
- Gdzie to dziecko? - spytał Lou.
- Jakie dziecko? - spytałam.
- No dziecko! No to, które El rodziła! - bulwersował się mój brat.
- Przecież w ciąży nie byłam. Już ci się spieszy do ojcostwa, Lou? - spytała El.
- Louis idioto. Jeszcze wczoraj była chuda jak patyczek i dzisiaj nagle miała by rodzić? - odezwała się Jo.
- Ej, jak śpisz i masz fajny sen to to potrafi człowieka z równowagi wyprowadzić. - Lou.
- Ale żadna z was nie jest w ciąży, nie? - spytał Zayn.
- Może... - przygryzłam wargę.
- Meggie? - wszyscy się na mnie spojrzeli.
- Żartuję, przecież. Nie jestem w ciąży. - zaśmiałam się.
- Jesteś pewna? - Zayn.
- W 100% a nawet więcej. - usiadłam na krawędzi basenu.
- Kto był pomysłodawczynią tego jakże planu? - spytał Harry, wychodząc z basenu.
- Masz jakieś wonty, Styles? - spojrzałam na niego groźnym wzrokiem.
- Nie, no skądże... Dziękuję, że się tak o nas troszczysz i dopilnowałaś z dziewczynami, żebyśmy wzięli prysznic... Taki zimny... - odparł przerażony.
- O mój boże. - Wszyscy się śmiali.
- Jak możesz bać się mojej młodszej siostry? - spytał Lou.
- Omal się nie zeszczałeś, jak dziewczyny cię wrobiły, że El rodzi. - powiedział Liam.
- Ale to co innego! - krzyknął.
- Chodź Zayn pomogę ci wyjść. - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam do niego rękę. Chwycił ją i mnie pociągnął. Wpadłam do wody. - Zayn debilu! - krzyknęłam.
- I już nie fajnie, jak cię wrzucają co? - zaśmiał się i zaczął mnie całować.
- Ejeje! Nie chcemy jeszcze małych Zayniątek i Megaciątek. - Lou nas rozdzielił.
- I Louisiątek. - Zaśmiał się Zayn.
- Coś czuję, że tak łatwo nie zapomnicie. - Lou.
- No nie. To było epickie! Brawa dla nas dziewczyny! - zaśmiała się Joanne.
- Chodźmy zrobić śniadanie. Ależ jestem głodna! - powiedziałam. Znów wszyscy na mnie spojrzeli. - NIE JESTEM W CIĄŻY.
- Radziłbym jednak zakupić test ciążowy, tak dla pewności. - Niall.
- Zayn, kiedy to robiliśmy? - spojrzałam na mojego chłopaka siadając na krawędzi basenu.
- Przed trasą. - odparł. Wszyscy zrobili minę "WTF?!".
- Zayn to jakieś 7 miesięcy... Wytrzymałeś tyle?! - Harry.
- Eh... - Westchnął.
- Palant. - ochlapałam go wodą. - Nikt nie jest bardziej uparty niż ja.
- Brawa dla Meggie. - dziewczyny zaczęły mi klaskać.
- 7 długich miesięcy... - Zayn.
- I jeszcze 7 wytrzymasz. - powiedziałam.
- CO?! - zdziwił się.
- A to. Nie jestem w ciąży, jestem głodna i bardzo mądra. - zaśmiałam się i poszłam do kuchni a za mną reszta.
Zrobiliśmy śniadanie, a później zaczęliśmy się bawić w ogrodzie.
__________________________________________________________________
No więc, to już 4 lata, odkąd nasi chłopcy są razem w zespole. SO PROUD. <5 #4YearsOf1D
May xx

piątek, 18 lipca 2014

43. Nauka pływania.

W końcu. Należne nam kilka dni wolnego. Wróciliśmy do Londynu. Trzeba wykorzystać, że na termometrach jest ponad 30°C co przekracza normę Anglii. Wszyscy siedzimy w ogródku. Moczymy się w basenie, łudząc się, że to nas ochłodzi. Słońce jest nie miłosierne. Dobrze, że basen mamy pod dachem, ale na świeżym powietrzu. Wiecie o co chodzi...
- Zayn, czemu nie wejdziesz do wody? - spytałam kładąc się na wodzie na plecach.
- Dobrze mi na suchym lądzie. - powiedział rozkładając się na leżaku z drinkiem w ręku.
- Po prostu przyznaj się, że boisz się wody, jak prawdziwy mężczyzna. - powiedział Harry.
- Wiedz, Zayn, że moja siostra kocha wodę. Urodziła się we wodzie. Nie wiesz, że jest syreną? - śmiał się Lou.
- Tak, podrzucili mnie i specjalnie rzucili zaklęcie, żeby zniknął mi ogon... - zakpiłam.
- Abrakadabra i te sprawy. - Tommo.
- Nie wejdę do wody i tyle. - powiedział Zayn.
- Do mnie nie wejdziesz? - spytałam uwodząco i zagryzłam dolną wargę. Zaraz pęknie. Zawsze ulega, jak tak robię...
- Uuu. Uwaga! Meggie wykorzystuje swoje syrenie moce! - śmiał się Harry.
- Meggie... - jęknął Zayn.
- Nie ulegnij Zayn. Bądź silny. Postaw na swoim. Nie pozwól, żeby cię kobieta omotała... - Mówił mu Liam.
- Zamknij się Li! Ja go tu próbuję wokół palca owinąć, a ty co?! No Dani, zrób coś z nim! - Krzyknęłam.
Tak. Danielle wróciła do Liam'a. Tak, razem z Eleanor przyjechała do nas.
- Liam... - Danielle spojrzała na niego jak spod byka.
- Tylko wspieram kolegę. - obronił się Payne.
- Nie daj się Liam. - powiedział Zayn.
- Zayn właź do tej wody. Woda nie ogień. Nie poparzysz się. - powiedziałam.
- Dobra! Tylko nogi zamoczę! - W końcu uległ i usiadł na krawędzi.
- Masz kółko. Co jak co, ale musisz się w końcu nauczyć pływać. - Harry dał mu kółko do pływania. Różowe z księżniczkami Disney'a.
- Serio, Styles? Skąd ty to w ogóle wytrzasnąłeś, co? - Zayn.
- Od Lux. Pożyczyła ci. I nawet pływaczki dała. - Styles.
- Ja cię nauczę. - pocałowałam mojego chłopaka.
- Oh, god... - westchnął.
- Jesteśmy z tobą Malik. - powiedział Niall.
Aaa! Nie! Ja tam nie wejdę! Woda to zło! - darł się Zayn. - Ykhy ykhy duszę się! - wrzeszczał.
- Zayn kochanie, ale ty nawet nie weszedłeś... - powiedziałam
Hahahaha - reszta.
Ja
- Zayn właź tu do tego basenu, albo ja cię sama wrzucę! - krzyknęłam.
- Liam! Ona chce mnie zabić! ! Ona jest zła! - Krzyczał Zayn histeryzując i tuląc się do Payne'a.
Zayn, właź, albo ci przywalę! - zagroziłam.
Ja
- Nie bij mnie! - darł się mój "męski" chłopak.
- No i ty Malik pozwolisz kobiecie, żeby cię biła? - spytał Niall.
- Odezwał się ten, którego kobieta nie bije, jak zeżre jej deser. - mrukną Malik, a Jo wybuchnęła śmiechem.
- Malik, tu chodzi o deser! Każda kobieta wtedy będzie walczyła o swoje... - Jo.
 - Jesteście jacyś inni. - stwierdził Harry, po czym położył się na materacu w basenie z soczkiem w ręku.
Taa, odezwał się koczek z soczkiem w ręce - zadrwiłam.
- Ta, Harry jak chce popływać, to musi pożyczać kółko i pływaczki od chrześnicy, bo inaczej się utopi... - zakpił Lou.
- Hahaha, wy na serio? - zapytała Jo.
- Nie. Na prawdę... - odpowiedziałam.
- Zayn, gdzie idziesz?! - zawołał Liam.
- Z dala od tego basenu! nie utopicie mnie żywcem! - odkrzyknął Malik. I nagle wszyscy strzelili duble face palm, łącznie ze mną.
-Zayn, właź do basenu, albo na kanapę na miesiąc! - krzyknęłam.
- Wywalisz mnie kobieto z MOJEJ sypialni?! NA MIESIĄC?! - zdziwił się.
- Nie kwestionuj moich decyzji, Malik. - zagroziłam.
Chcąc nie chcąc wszedł do basenu... Z kółkiem i pływaczkami i innymi narządami, które miały mu "pomóc" w pływaniu.
- I tak cię nie wpuści - szepnął do Zayna Niall.
- Uważaj, Niall - Jo pogroziła mu palcem. - B
o będziesz dzielił tą kanapę z Malikiem.. - dodała.
- MUAHAHAHAHHAHAHAHHAHAHAHAHA!- zaśmiałam się złowieszczo równo z przyjaciółką.
- One są niebezpieczne! - wrzasnął Harry.
- Dopiero teraz to odkryłeś? - zdziwił się Lou. - wychowywałem się z 2 satanistkami!
- Umiem pływać! Ludzie ja pływam! - Krzyczał Zayn.
- To teraz bez sprzętu... - powiedziałam.
- Pogięło cię kobieto?! Chcesz mnie zabić?! Myślałem, że mnie kochasz! - darł się.
- Będę pod wodą. - powiedziałam i zanurkowałam. Długo się nie wynurzałam. No cóż... Jestem ciekaw co by Zayn zrobił, gdybym zaczęła się topić. 
- Megan! - usłyszałam jego tłumiony krzyk. - To nie śmieszne! Meggie wypływaj! Megan no!
Słyszałam też jak przeklina. Otworzyłam oczy. Tak umiem otwierać oczy pod wodą. Trochę szczypie, ale da się przyzwyczaić. Miał mocno zaciśnięte oczy i zatkał sobie nos ręką. Śmiesznie to wyglądało. Drugą ręką mnie szukał. Chwyciłam go za dłoń i przybliżyłam się do niego. Delikatnie pocałowałam go w usta, a on jak poparzony wypłynął ciągnąc mnie za sobą.
- Bałeś się, że utonę? - Spytałam.
- Cholernie. Ale teraz odsuń się ode mnie, bo jestem zły na ciebie. Wściekły! Jak mogłaś?! - powiedział.
- Aww... - Westchnęła Jo, Dani i El.
- Jo?! - Zdziwiłam się.
- No co?! Nie jestem z kamienia! Też mam uczucia! - krzyknęła i wtuliła się w Niall'a.
- To moja zasługa. - Zaśmiał się blondyn.
- Oj ty mój... - przytuliłam się do Malika.
- Jestem na ciebie zły. Jak mogłaś mi to zrobić? Jak mogłaś mnie tak podpuścić? - Mocno mnie objął swoimi długimi rękoma.
- Test. - powiedziałam.
- Test? - zdziwił się Mulat.
- Test, jak bardzo ci na mnie zależy, jak bardzo mnie kochasz i czy się poświęcisz, jakbym utonęła... - wyjaśniłam.
- I co? Zdałem? - spytał Malik.
- Tak. Z wyróżnieniem. - zaśmiałam się.
- Wiesz Louis, też mógł byś się takim romantyzmem wykazać. - stwierdziła Eleanor.
- To chodź tu, to cię uratuję.- zaśmiał się mój brat ciągnąc ją do basenu. Prawie wpadła, ale złapał ją na panienkę.
- No dzięki. Jestem teraz mokra... - ochlapała go wodą.
- I tak tu zostajesz. Co ci szkodzi. Swoich ciuchów nie weźmiesz, bo zwędzisz moje. - powiedział Lou i ją pocałował.
- Rzygam tęczą... - mruknął Harry.
- Nie martw się Hazz. Kiedyś spotkasz tą jedyną. - powiedziała Dani wtulając się w Liama.
- Skąd wiesz Dan? Może już ją spotkałem? - Hazz.
- Jak ma na imię? - spytał Niall
- Daisy. - Hazz.
- Ale wiesz Harry... Koty się nie liczą. - powiedziałam.
- Kot nie kot, ludzie to też zwierzęta. - Styles.
- Oh god... - zaśmialiśmy się.
Później (jakoś tak pod wieczór, czyli około godziny 23) zrobiliśmy sobie grilla. Chłopaki zrobili sobie kiełbasy, a my z dziewczynami przygotowałyśmy sobie sałatkę. Generalnie grilla przenieśliśmy do środka, bo komary... Sami rozumiecie... Siła wyższa.
____________________________________________________________
I jak się podoba? Rozdział stworzony razem z So Phiee. Dziękuję ci!!! Kochana jesteś!!! ILYSM!!!
lovv, May xx

środa, 16 lipca 2014

42. A ja myślałem, że jesteś niemową!

[miesiąc później]
Przez cały miesiąc nie odzywałam się do Zayn'a ani chłopaków. Jo jest moim "tłumaczem".
- Meggie, okay. Przepraszam. Odezwij się do mnie. - Błagał mój chłopak. - Meggie, odezwij się. Błagam. Proszę. Przepraszam. Wiem. Jestem debilem, ale chciałem dobrze. Przecież wiesz.
- W końcu. - Powiedziałam.
- Dzięki. Już myślałem, że zapomniałaś jak się mówi. - Przytulił mnie.
- Na przyszłość uważaj czego sobie życzysz... - odparłam.
- Tak, wiem. Będę uważał na każde słowo, kierowane do ciebie. - oparł swoją głowę o moje ramię. Zaczął całować mnie po szyi.
- Mmm... - Zamruczałam.
- Hmm? - Zdziwił się.
- Nic... Tęskniłam za twoim idiotyzmem.
- Chyba moim dotykiem.
- Cały czas mnie dotykasz... Takie coś to nic nowego.
- Co fakt to fakt. Jednakże... Nie zawsze mruczysz, gdy całuję cię w szyję. Tylko w tedy gdy...
- Nie kończ. Ledwie ci wybaczyłam, a ty już za dużo fantazjujesz.
- Kreatywnym dzieckiem mnie nazwano.
- Czasami myślę, że to przekleństwo.
- Dużo myślałem wiesz?
- Ty myślisz? Wow. To coś nowego...
- No nie? Trochę łeb mnie nawala, ale cóż. Warto cierpieć dla kogoś, kogo się kocha...
- Czekaj... Do czego zmierzasz? - odsunęłam się od niego.
- Na pewno nie do zerwania. - powiedział.
- Zayn...
- Kocham cię. Niby dwa banalne słowa, ale jak trudno je powiedzieć. Nie sądzisz?
- Proszę cię Zayn... Co masz na myśli?
- To, że nie wiesz ile dla mnie znaczysz.
Położył swoje dłonie na moje biodra. Zaczął nimi kołysać jak w tańcu. Znów położył głowę na moim ramieniu.
- Boję się, wiesz?
- Czego?
- Że coś pójdzie nie tak, że stracę cię.
- Wiesz, że nigdy do tego nie dojdzie.
- A nawet jeśli?
- I to ja za dużo fantazjuję?
Zaśmiałam się.
- Jak tam Kevinki? - usłyszałam głos Louis'a. Wszedł do naszego pokoju hotelowego.
- Jeszcze żyjemy. - Powiedziałam.
- JEZU TY MÓWISZ! A ja myślałem, że jesteś niemową! - Krzyknął.
- Bardzo zabawne. - pacnęłam go w ramię.
- Już próba? - przerwał Zayn.
- Yup. Ty też jedziesz. Nagrywasz z nami piosenkę, młoda. - Louis.
- NIE MÓW! Ja nawet tekstu nie znam! - zaczęłam panikować
- Bo go dzisiaj dostaniemy. - Louis palnął Facepalma.
Pojechaliśmy do areny w której miał się odbyć koncert. Mmm. Europa. Holandia. Amsterdam. Kocham to miasto. Oznajmiłam, że idę na spacer. Nie mogę uwierzyć, że właśnie tu. W tym pięknym miejscu został nakręcony film na podstawie mojej ulubionej książki. Nagle zaczął padać deszcz. Usłyszałam też muzykę i ujrzałam tańczących w parku tancerzy. Podbiegłam do nich. Byli świetni.
"Pamiętam kiedy ujrzałam taniec jak z innej planety... Nie mogłam oderwać wzroku. Marzyłam by poruszać się, płynąć i latać tak jak oni, ale to nie było takie proste. Nie poddawaj się. Bądź sobą. Życie jest za krótkie by udawać kogoś innego."
 - Megan Tomlinson! - Ktoś krzyknął. Wzrok wszystkich zgromadzonych skupił się na mnie.
Zaraz zaczęli mnie prosić o zdjęcia i autografy. Gdy wszyscy zdobyli to co chcieli tancerze wrócili do poprzedniej czynności.
- Wiedziałem. - Usłyszałam śmiech Zayn'a.
- Co wiedziałeś? - Spytałam odwracając się do niego.
- Że znajdę cię tam, gdzie będą tańczyć. Kazali mi po ciebie iść. Próba. - Powiedział.
- Zepsułeś mój dobry humor... - jęknęłam i poszłam z nim.
Próba minęła... Jak minęła. Harry został wożony śmietnikiem (tak, Niall go woził). Joanne robiła Horanowi gnój, za to, że on też jeździł w śmietniku. Louis prawie zabił choreografa piłką nożną. Chłopaki nabijali się z kroków tanecznych. A ja dostałam garderobę. Którą dzielę z Malikiem. Miło. Co jak co, ale trochę prywatności też bym chciała. Wciąż czuję się obserwowana...
____________________________________________________
Cześć, przepraszam za rozdział. Nie mam coś ostatnio weny. nie tylko na tego bloga tylko mam chwilową wysiadkę. Jeżeli ktoś chce napisać 42 rozdział pisać w komentarzach, albo po prostu na maila
officialmayxx@gmail.com.

May xx

sobota, 12 lipca 2014

41. Spoko.

[6 miesięcy później]
W końcu wszystko powróciło do normy. Wszyscy zachowujemy się tak jak wcześniej, czyli przed tamtym nieszczęsnym wieczorem. Oczywiście wróciliśmy w trasę. Są kolejne wakacje. Oh, proszę niech deszcz wróci... Nie żeby coś, ale tęsknię czasem za tą ponurą pogodą w Londynie. Lubię słońce, ale tylko wtedy, gdy ja siedzę w cieniu. Nie lubię się opalać, bo moje słońce (i nie ważne jakich mazi ochronnych bym użyła) i tak szybko opala moją skórę. Niektórzy już się śmieją (Tak, głównie Harry i Louis), że niedługo będę ciemniejsza nawet od Zayn'a. No nie da się ukryć, że odcień skóry mamy podobny, tylko że on ma naturalny, a ja opalony i to nie na solarium, czyli można stwierdzić, że opalony naturalnie.
- Za 15 minut masz koncert. - Powiedział Zayn. - A jeszcze nie jesteś gotowa.
- Nie mogę mówić... - Jęknęłam z mega mocną chrypą.
- A co dopiero śpiewać... Leż tu, ja cię zastąpię. - Odparł.
- Gdzie ironia w tym zdaniu? Ty na poważnie? - Spytałam podnosząc się.
- Nigdzie. Tak, na poważnie. W końcu grałem Veronikę w Best Song Ever. Co to tam dla mnie granie ciebie? Dajcie mi tylko fioletową perukę i obcisłe jeansy oraz krótki top i skórzaną kurtkę. Karnację mamy prawie taką samą.
- Tylko inny kolor oczu, ja mam mniej tatuaży, bo aż 2, mam większe cycki, inny zarys twarzy, nie mam "kolegi", tylko "koleżankę" i inny głos.
- Się czepiasz szczegółów...
- Nie chcę wyglądać jak Conchita z Eurowizji.
- No dzięki za komplement.
- To ja już wolę śpiewać. - Wstałam i zaczęłam się szybko przebierać. Lou nałożyła mi makijaż i wyszłam na scenę.
- Meggie, lepiej nie. Lepiej będzie jak tu zostaniesz. - Powiedział z troską.
- Zayn ma rację. Jutro możesz w ogóle się nie odezwać. - Dodała Lou.
- Życzcie mi szczęścia. - Powiedziałam i poszłam.
Stanęłam pewnie na środku sceny. Zespół szykował się do zagrania pierwszego kawałka. Ja jednak machnęłam im ręką na znak, że jeszcze chcę coś powiedzieć. Tancerze również odebrali ten sygnał.
- Cześć wszystkim. - Powiedziałam.
Zaczęli pytać co się stało.
- Jak słyszycie mam chore gardło, zawdzięczam to moim przyjaciołom, z którymi byłam na meczu wczoraj wieczorem. Grała Anglia i Meksyk, więc cóż... Wypadało dopingować swoich... Dziś damy wolne zespołowi i grupie tancerzy. The Acoustic Concert. - Powiedziałam. - Mogę prosić o gitarę i krzesełko? - Spojrzałam w stronę kulis. Zayn przyniósł mój sprzęt, a Louis dał stołek. Dźwiękowiec rozstawił statyw. Usiadłam i chwyciłam gitarę. - To co gramy? Może na początek All Of The Stars Ed'a Sheeran'a?
Usłyszałam głośne tak i zaczęłam grać. Mój głos był nieźle okaleczony, ledwie mówiłam, miałam problem z wydaniem jakiegokolwiek dźwięku. W pewnej chwili przestałam grać.
- Przepraszam was... Nie mogę... - Łzy zaczęły kreślić drogę po policzku. Nagle przyszło całe One Direction i Joanne.
Przytulili mi i mówili mi, że to nie moja wina. Fani zaczęli śpiewać moje piosenki. Nieźle mnie to wzruszyło. Joanne i chłopacy dołączyli się do nich.
- Obiecuję wam, że na następnym koncercie w Portland będę śpiewała ja. Dziękuję wam kochani. Kocham was... - I zeszłam ze sceny.
Mmm... Portland... Lubię to miasto, ale zdecydowanie za dużo tu słońca.
- Jesteś taka dzielna... - Powiedział Louis.
- Zanim cokolwiek powiesz, nic nie mów! - Skarcił mnie Zayn.
- Ale zabrzmiało... - Zaśmiała się Joanne.
- Jo się najarała! - Zaśmiał się Hazz.
- No. Tlenu. - Odparła.
- Pozytywnie.. - Ja.
- No mówiłem, nie odzywaj się! - Zayn.
- Spoko. - Powiedziałam.
- Meggie coś kombinuje. - Odezwał się Louis. Zaprzeczyłam głową.
Nie będę się odzywać. Powiedział, słowa mają moc. Poszliśmy do busa. Teraz Kansas. Chwyciłam swój telefon i napisałam SMS'a do Jo, która siedziała niemalże na przeciwko mnie, że ja traktuję to poważnie i będzie moim pseudo-tłumaczem.
- Haahhahhahahahahahahahahahahahahahhahah! - Wybuchła śmiechem. - Okay. Spoko. Jestem z tobą. - dodała.
- Z czego lejesz? - Zapytał Niall.
__________________________________________________________________
Taki trochę nijaki, ale cóż... Nie bijcie xd
Lovv.
May xx

poniedziałek, 30 czerwca 2014

40. Proszę, obudź się...

Wzięli go na jakieś badania, a później na salę, ale bogu dzięki, że nie na operacyjną. Był podłączony do kilku urządzeń i kroplówek. Cały czas trzymałam go za rękę. Modliłam się, błagałam, żeby się obudził, płakałam... Nic więcej nie mogłam zrobić... Jo i chłopaki przyjechali, ale nie mogli do niego wejść. Tylko najbliżsi. W tym przypadku to byłam ja. Wyszłam na chwilę do niej. Pierwszy odezwał się Louis.
- Co z nim? - Wstał.
- Nie zabiłeś go. - Szepnęłam tak, by nikt po za naszą grupą tego nie usłyszał. - Ale jest w stanie krytycznym. Jak na razie jest w śpiączce farmakologicznej... Zrobili mu kilka badań. Jeden lekarz powiedział, że to czy będzie żył zależy tylko i wyłącznie od niego...
- Grunt to nie tracić nadziei. - Powiedział Li.
- A po za tym, to Zayn to silny facet. Ma powód, żeby żyć... - Dodał Harry.
- Megan, przepraszam, za to co zrobiłem... Nie panowałem nad sobą... - Louis.
- To twój przyjaciel... To co wydarzyło się między mną a nim, jest między mną a nim, a nie między tobą, mną i nim... To moje życie, a ty w końcu zajmij się sobą. Uratowałam ci dupę, rozumiesz? Gdybym powiedziałabym jak było naprawdę, to ty już byś siedział w więzieniu, czaisz? Jakby to doszło do prasy, to przez ciebie, każdy z nas po kolei miał by przejebane, a szczególnie ty. Ciesz się, że cię nie wydałam i proś i boga i Zayn'a o wybaczenie, bo to normalnie jest niewybaczalne. - Wytknęłam mu.
***9 dni później***
Przyszłam do szpitala. Od razu skierowałam się do sali, w której był Zayn. Nadal nie przytomny. Lekarze mówili, że wybudzi się, jak jego organizm się zintegruje, czy jakoś tak... Usiadłam na krzesełku przy łóżku szpitalnym i znów go chwyciłam za rękę.
- Proszę, obudź się... - Mówiłam tak do niego każdego dnia. Ciągle to powtarzałam... - Zależy mi na tobie i nie chcę cię stracić... Jesteś dla mnie wszystkim... - Spuściłam głowę.
- Wszystkim?
- Wszystkim do cholery. Kocham cię, Malik... Malik?! Boże, ty żyjesz!
- Nie krzycz, jestem obok, skarbie... - Zaśmiał się.
- Nie strasz mnie tak... - Mocno go przytuliłam. Zaczęłam płakać ze szczęścia.
- Przepraszam Meggie... - Szepnął obejmując mnie. Usiadłam obok niego na łóżku.
- To nie twoja wina... Rozmawiałam już z Louisem, jest mu strasznie głupio. Omal ja go nie zabiłam...
- Nie o to chodzi... Nie jestem zły na Louisa, bo należało mi się... Przepraszam, za...
- Nic nie mów. Było minęło. To przeszłość i chcę, abyśmy o tym oboje zapomnieli...
- Mamy udawać, że nic się nie wydarzyło? Meggie, zraniłem cię...
- Ale ci do cholery wybaczyłam!
- Przepraszam... 
- Cieszę się, że żyjesz... Przez te kilka dni myślałam, że cię stracę. Codziennie przychodziłam i prosiłam, żebyś się obudził, ale tego nie robiłeś, dopiero dzisiaj moje modły zostały wysłuchane. Nie chcę pamiętać, co się wtedy wydarzyło, jak wtedy się czułam i inne takie... Rozumiesz?
- Rozumiem... Wiesz, że mnie nie stracisz... Za bardzo cię kocham... - Złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
- Jak się czujesz? - Spytałam.
- Jestem obolały. Twój dał mi niezły wycisk i czuję, że moja twarz na tym ucierpiała.
- Dla mnie zawsze będziesz wymarzonym księciem z bajki.
- Czyli jest naprawdę źle.
- Ej! Ważne, żebyś mi się podobał.
- Przepraszam, masz rację.
- Pójdę po lekarza. Musi wiedzieć, że jednak żyjesz.
- Jednak?
- Jednak. Zaraz wracam skarbie... - Pocałowałam go delikatnie w policzek i wyszłam ze sali.
Zrobili mu kilka badan i powiedzieli, że nie widzą przeciwwskazań, żeby trzymać go tu dłużej, więc go wypuścili. Zamówiłam taksówkę i pojechaliśmy do domu. Weszliśmy do środka.
- O KURWA! WIDZĘ DUCHA I MEGAN! - Wydarł się Niall.
- Niall, ja żyję. - Powiedział Zayn.
- Megan, czemu do nas nie dzwoniłaś?! Louis odchodził od zmysłów! Obwiniał się, że go zabił! - Skarżył się Niall.
- Pójdę z nim pogadać... - Powiedział Zayn i wszedł do salonu.
Ja i Niall szliśmy za nim... Wszystkich zamurowało jak go zobaczyli.
- Cześć wam. - Powiedział Zayn. Wszyscy się na niego rzucili z uściskami. Wszyscy prócz Louisa.
- Zayn ja przepraszam... - Odezwał się mój brat wstając, kiedy pozostali zajęli swoje miejsca.
- Wiem. Nie kontrolowałeś siebie. Megan mi wszystko wyjaśniła. A po za tym nie jestem na ciebie ani trochę zły. - Zayn.
- Nie jesteś? - Zdziwił się Tommo.
- Po pierwsze należało mi się i to 3 razy mocniej, a po drugie jesteś moim przyjacielem. A teraz chodź się przywitać ze mną. - Powiedział Zayn. Louis go przytulił typowo po męsku.
- Dziękuję Zayn... - Louis.
- Podziękuj siostrze. Prawdziwy anioł z niej. - Zayn.
- Wiem... Bo to moja siostrzyczka. - Następnie Louis przytulił mnie.
_____________________________________________________________
Nie uśmierciłam Zayn'a, bo nie miałabym o czym pisać... xd
May xx

niedziela, 29 czerwca 2014

39. Zabiłem go...

Wyszłam z łazienki i zobaczyłam go. Mojego księcia z bajki. Tańczył z inną. Jakimś plastikiem. Zdenerwowana tym w jaki sposób tańczą usiadłam obok Liam'a i starałam się nie rozpłakać. Reszta szalała na parkiecie.
- Co cię gryzie Megan? - Spytał Payne.
- Nic... Muszę chwile odpocząć. Tyle. - Odpowiedziałam.
- O cholera... - Spojrzał w kierunku tłumu. Również tam spojrzałam. Zayn całował się z tamtą dziewczyną. Auć... Zabolało. - Megan, spójrz na mnie. Patrz na mnie do cholery! Nie płacz. Zaraz to z nim załatwię. Meggie, pamiętaj, że on jest w chuj piany i nie kontroluje siebie ani swoich potrzeb... - Starał się go usprawiedliwić.
- Nie kontroluje ani siebie ani jego potrzeb? Liam... Piłeś? - Spytałam.
- Nigdy nie piję... Odwieźć cię do domu?
- Tak.
- Chodźmy.
Chwycił mnie za nadgarstek i wyszliśmy z klubu. Brakło mi tchu. Nie mogłam oddychać. Było mi coraz ciężej i z poruszaniem się i z mową i ze wszystkim... Usiadłam na przednim siedzeniu, obok kierowcy i ruszyliśmy do domu. Od razu wysiadłam z auta i poszłam do mojej i Zayn'a sypialni. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i rzuciłam na łóżko. Rozpłakałam się. Nie mogłam przestać, choć tak bardzo chciałam. Nagle wszedł Liam.
- Meggie, proszę nie płacz... - Usiadł obok mojej skulonej postaci.
- Liam, ja to traktuję jako zdradę. Nie obchodzi mnie to, czy zrobił to świadomie, czy nie. Zrobił to. Na moich oczach.
- Nie chcę cię tak zostawić, ale muszę jechać po nich...
- Jedź już, dobrze?
- Dobrze... Trzymaj się i nic nie rób głupiego. Błagam cię. - Powiedział i wyszedł.
Westchnęłam głęboko i spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu. Godzina 3:19. Chciałam krzyczeć z rozpaczy i złości. Chciałam krzyczeć, by Liam zawrócił i przyszedł mnie mocno przytulić. Chciałam też umrzeć, bo to było upokarzające. Nie da się ukryć, że ja i Zayn jesteśmy osobami publicznymi, tak jak Joanne i reszta One Direction. Jedna pomyłka, jeden upadek może sprawić, że już nie wstaniesz, a nawet jeśli uda ci się wstać, to już wiesz, że znów upadniesz... 20 minut nie minęło, a już wrócili. Słyszałam jak Liam i Zayn awanturują się, lecz byłam zbyt zmęczona, zbyt piana i zbyt zraniona, by się ruszyć z łóżka. Zayn najwyraźniej doczłapał się na 2 piętro willi, bo usłyszałam jak przywalił w drzwi. Proszę nie! Nie wchodź tu! Jesteś ostatnią osobą, którą chcę teraz widzieć! - krzyczę w myślach. Wszedł...
- Meggie? Czemu tak szybko wyszłaś z imprezy? - Spytał starając się normalnie dojść do łóżka.
- Odsuń się ode mnie... - Syknęłam.
- Czemu? Megs, coś się stało? - Pytał klękając przy wspólnym łożu.
- Co ja takiego zrobiłam, że mnie tak zraniłeś? Mogłeś mi powiedzieć prosto w twarz i to w dodatku na trzeźwo, że ci nie wystarczam. Nie musisz całować na moich oczach innych dziewczyn... Mówiłeś mi, że mnie kochasz, że mnie nie zranisz. Teraz wiem, że to były puste obietnice. Kłamałeś w żywe oczy. Byłam pełna miłości do ciebie, teraz jedynie co do ciebie czuję to jest nienawiść i obrzydzenie... - Powiedziałam spoglądając na niego. Zakrył dłońmi twarz.
- Meggie, ja... - Nie wiedział co powiedzieć. - Nie będę się usprawiedliwiał, że pomyliłem cię z inną, bo nie pomyliłem. Wypiłem zbyt dużo, ledwie na nogach się trzymałem. Znam tą dziewczynę. Chodziła ze mną do liceum w Bradford. Lubiłem ją tylko jako koleżankę. Nic więcej, przysięgam. Powiedziała mi, że zawsze na mnie leciała i że ma ochotę mnie pocałować. Powiedziałem, że nie, bo za bardzo cię kocham. Musiała widzieć, jak idziesz, albo coś, bo rzuciła się na mnie. Wcześniej z nią tylko tańczyłem. Megan, proszę uwierz mi. Przepraszam Meggie... Błagam wybacz mi... Kocham cię... - Widziałam w jego oczach łzy. Przytulił się do moich nóg, błagając o wybaczenie i mówiąc jak bardzo mnie kocha.
- Nie mogę Zen... To za bardzo boli... Widziałam jak tańczyliście, gdy wychodziłam z łazienki. W sposób jaki tańczyliście... Poszłam usiąść, później Liam przeklął pod nosem i zobaczyłam jak się całujecie. Jeśli to prawda, czemu odwzajemniłeś pocałunek?
- Zwyczajny impuls. Meggie, proszę nie kończ tego... Przepraszam. Cholernie cię przepraszam. Wiem, jestem pieprzonym dupkiem, kutasem, nic nie wartym chujem... Proszę... Wybacz mi... Nie przekreślaj tych 2 lat spędzonych razem. To moje najlepsze 2 lata mojego życia. Błagam...
Człowiek nie kłamie po alkoholu. Mówi prawdę. Ale czemu mój umysł nie chce mu uwierzyć? Czemu karze mi go zostawić? Zayn przybliżył swoją twarz do mojej, zaczął muskać moje usta. Niestety bez odwzajemnienia.
- Proszę odwzajemnij... Megan błagam... Odwzajemnij ten cholerny pocałunek... - Bez reakcji. Chciałam, ale nie mogłam. Płakał. Ja też. Chcę mu wybaczyć, ale nie mogę. Nie słuchaj serca, słuchaj umysłu. Serce nie wyprowadzi cię z labiryntu, tylko zaprowadzi w ślepy zaułek... Słowa mojego ojca wciąż są w mojej głowie. No tak... On się pomylił co do mojej mamy, więc od niej odszedł i wybrał sobie inną żonę. Moja babcia miała inną tezę. Odwzajemniłam pocałunek, ale szybko się od niego odsunęłam.-You and me...We used to be together... Every day together always... I can't believe... This could be the end... It looks as though you're letting go... And if it's real, well I don't want to know... Don't speak... I know just what you're saying... So please stop explaining... Don't tell me 'cause it hurts... Don't speak... I know what you're thinking... I don't need your reasons...Don't tell me
'cause it hurts... - Powiedziałam.
- Wiem Meggie. Ale wiedz, że dla ciebie zrobię wszystko, z wyjątkiem jednego... - Wstał z podłogi.
- Niby czego? - Spytałam.
- Nigdy nie przestanę cię kochać. Choćbyś nalegała, kazała nie przestanę...
- Nie chcę, żebyś przestał mnie kochać.
- A ja nie chcę, żebyś ty przestała mnie kochać. Potrzebuję i ciebie i twojej miłości. Nie chcę się z tobą rozstawać...
- Nie przestanę... Ale musimy odpocząć od siebie na jakiś czas... Oboje musimy sobie wszystko przemyśleć i poukładać...
Wziął jedną z kilku walizek. Tą czarną o średniej wielkości. Spakował kilka ciuchów i kilka par butów, oraz innych niezbędnych dla niego rzeczy.
- Będę w Bradford. Zadzwoń jak wszystko przemyślisz. - Chciał już wyjść, ale wkroczył wściekły Louis.
- Ty chuju! Jak mogłeś ją tak zranić! To moja siostra dupku! - Darł się. Rzucił się na niego z pięściami. Zayn nawet się nie sprzeciwiał, nie starał się bronić. Minęła krótka chwila, zanim dotarło do mnie co się dzieje.
- Louis zostaw go! - Starałam się odciągnąć wściekłego brata, od Malika ale się nie dało. Przybiegł Liam, Niall, Jo i Harry. Odciągnęli Louisa od niego. Zayn się nie ruszał.
- Malik? - Harry szturchał go butem. Upadłam na kolana.
- Zadzwońcie po pogotowie! Zayn, mów do mnie... Błagam odezwij się... Proszę... Otwórz oczy... Zayn... - Ułożyłam sobie jego głowę na moich kolanach. Jeszcze bardziej zaczęłam płakać. Liam poszedł zadzwonić.
- Ja... O boże... Zabiłem go... - Louis również upadł na kolana i oglądał swoje dłonie całe we krwi.
- Teraz to wszystko twoja! Odebrałeś mi go! - Darłam się na Louisa.
- Meggie przepraszam... - On również płakał. Wszyscy płakali.
- Gdybyśmy nie poszli na tą pieprzoną imprezę to nic by się nie wydarzyło i on byłby ze mną! - Krzyczałam.
- Karetka w drodze. - Oznajmił Li.
- Stary, dasz radę... - Mówił Niall. - Dam ci chipsy jak wstaniesz... - On jedyny starał się dodać nam otuchy.
Jo usiadła za mną i mocno mnie przytuliła. Mówiła, że Zayn z tego wyjdzie, że jest silny i da radę. Pocieszała mnie, że wszystko będzie dobrze. Karetka go zabrała. Pojechałam razem z nimi, przedstawiając jako jego narzeczona. Zapytali co się z nim stało, powiedziałam, że nie wiem, że po prostu tak wrócił z imprezy. Pytali się też, czemu ja jestem tak imprezowo ubrana, a ja odpowiedziałam, że byłam z nim na tej imprezie tylko wcześniej wyszłam. Czemu uratowałam dupę Louisowi? Hm... Bo jednak to mój brat i nie chcę, żeby skończył w pudle... Oby z tego wyszedł.
_____________________________________________
Ta-da! Zaskoczeni?
May xx

czwartek, 26 czerwca 2014

38. Prywatna prywatka, czy publiczne party hardy?

- A więc... To co dzisiaj? - Spytałam.
- A na co masz ochotę? - Spojrzał na mnie.
- Na imprezę. 
- Nie obraź się Meggie, ale z twoim akcentem brzmisz jak rozpieszczana arystokratka, której wszelka rozrywka jest zakazana...
- Mój akcent jest uroczy. I nie jestem rozpieszczoną arystokratką... 
- Nie da się ukryć. Cała jesteś urocza. Powiedziałem, że tylko tak brzmisz... Oj Maggie. - Zaśmiał się.
- Możemy też sami urządzić imprezę, nie zapraszając nikogo. Pewność, że nikt ci mnie nie odbije gwarantowana. 
- I pewność, że będzie prywatny taniec również gwarantowana.
- Idiota. 
- Którego kochasz.
- A on kocha mnie. 
- Mocniej niż tobie się wydaje. 
- Więc prywatna prywatka, czy publiczne party hardy?
- Prywatna prywatka brzmi fajnie.
- Wiem gdzie Niall chowa żarcie. 
- A ja gdzie Harry alkohol.
- Nikt nie będzie ruszał mojego alkoholu! - Usłyszeliśmy głos Hazzy. Spojrzeliśmy w kierunku wyjścia.
- Ani mojego kochanego jedzonka!!! - Dodał Niall.
- Megan! - Wydarła się Jo.
- Joanne! - Ja również krzyknęłam i ją przytuliłam. - Co wy tu robicie?!
- Coś nudno było bez was... - Powiedział Louis.
- A tak serio, Paul odwołał resztę trasy. - Liam.
- Czemu? - Spytał Zayn.
- Powiedział tylko tyle, że jest odwołana i koniec. - Niall.
- Dziwne. - Ja.
- Bardzo. A tak w ogóle to jestem na was zły. Mówię oczywiście o Megan i Zayn'ie. - Louis.
- Bo? - Spytałam równo z ukochanym.
- Bo się nie przywitaliście! - Wrzasnął i wyciągnął ręce. Rzuciłam się na szyje mojego brata.
- No bo ja tak strasznie tęskniłam za moim głupim starszym bratem, który mnie wkurwia do bólu. - Powiedziałam.
- Meggie puszczaj. Nie wiem co ci Malik zrobił, ale przytyłaś. - Lou.
- Wiesz jak skomplementować kobietę. - Odsunęłam się od niego.
- Nie. Wiem jak ciebie komplementować. - Uderzyłam brata w ramię.
- Jak ja kocham kiedy Louis i Megan są w jednym pomieszczeniu. Świat jest wtedy taki... Piękny i kolorowy... - Harry.
- Oni są tacy źli... - Wtuliłam się w Zayn'a.
- Wiem, skarbie, wiem... - Zaśmiał się.
- Więc robicie melanż... - Powiedziała Jo. - I nie zapraszacie mnie?! Jak tak można?! Robić melanż i nie zaprosić mnie?! No wiecie co?! Dobra, rozumiem, żeby nie zaprosić ich, ale mnie?!
- No bo wiesz Jo... Zaskoczyliście nas trochę tym powrotem. I chcieliśmy z Meggie pobyć SAMI... - Zaczął Zayn.
- Malik chce powiedzieć, że wy też możecie przyjść na naszą imprezę, ale musicie coś dać od siebie... Niall szykuj żarcie, a Harry alkohol. Proste. - Powiedziałam.
- Właśnie straciłem swój prywatny taniec! - Zbulwersował się Zayn.
- Prywatny to prywatny. A po za tym... Albo dobra... Oszczędzę zbędnych komentarzy... - Ja.
- YEAH! Dziękuję! - Zayn mnie pocałował.
- Okay... Nie no na prawdę za wami tęskniliśmy. - Liam.
- Szykujmy się. - Jo.
Porozchodziliśmy się do własnych pokoi. Ja założyłam TO, zrobiłam makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Zayn założył TO.
- Wow... - Zagryzł wargę, jak tylko wyszłam z łazienki.
- Rozumiem przez to, że ci się podoba... - Powiedziałam.
- Nie powiem, że wyglądasz niesamowicie, bo zawsze tak wyglądasz. Ale... Wyglądasz... Wow... - Pocałował mnie, kładąc swoje duże dłonie na moich biodrach. Przysunął mnie do siebie. - Chłopacy i Jo stwierdzili, że jednak woleli by wyjść na miasto i się tam nachlać.
- Ładnie to ujęli. - Zaśmiałam się.
- No nie? Idziemy, czy wolimy zostać? - Spytał.
- Czemu mówisz "my". Idziemy, wolimy, zostajemy, robimy... Jestem ja i ty. Nie wszystkie nasze decyzje muszą być takie same. Jeśli ja powiem, że lubię różowy, to ty nie musisz mówić, że ty też lubisz różowy... Albo coś w ten deseń.
- A lubisz różowy?
- Tylko pudrowy róż. Zero ostrego różu. A ty lubisz różowy?
- Nienawidzę go. Taki typowy babski kolor.
- Widzisz? Łatwo czasem mówić co innego.
- Lubisz... Kino akcji?
- Nie cierpię go. Chociaż CSI: Miami nie pogardzę. Kocham ten serial.
- Ja lubię kino akcji, CSI również.
- Skończ. Idziesz? Bo ja na pewno...
- Idziemy. - Chwycił mnie za rękę i wyszliśmy. Zeszliśmy na dół. Reszta już czekała.
Pojechaliśmy do najbliższego klubu. Ledwie weszliśmy, a już zaczęliśmy pić. Była niesamowita jazda! Dużo tańczyłam z Malikiem... Było dużo całowania.
- Zaraz wracam... - Powiedziałam mu do ucha i seksownym krokiem odeszłam w kierunku toalet.
_________________________________________________________________
Tutaj zakończyłam... Ciekawi co się stało dalej? Piszcie.
Kocham, May xx

niedziela, 22 czerwca 2014

37. Wiele ci zawdzięczam Zen...

Ja i Zayn wzięliśmy sobie kilka dni wolnego, żeby poświęcić ten czas sobie... Wróciliśmy do Londynu. Jestem taka szczęśliwa. Dodatkowe kilka dni wolnego mi się przydadzą. Kocham scenę i fanów, ale jestem wykończona psychicznie... Taksówka zawiozła nas do posiadłości.
- Dziękuję... - Przytuliłam się do mojego chłopaka.
- Za co? - Zdziwił się.
- Wiele ci zawdzięczam Zen... Poświęciłeś dla mnie kilka dni, dla ciebie cennych, bo trasa, koncerty, muzyka, fani...
- Nic nie jest dla mnie ważniejsze niż ty.
- Jesteś uroczy...
- Wiem... Może pooglądamy TV na twojej ulubionej czerwonej kanapie?
- Oj Malik, kusisz...
Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy do salonu. Zayn usiadł się i kazał mi się położyć. Położyłam głowę na jego kolanach. Zaczął się bawić kosmykami moich włosów.
- Tęsknię za tym...
- Za czym?
- Za tym, że gdy jestem zmęczony i ty również, mogę ot tak usiąść się z tobą na kanapie.
- Ja też... Ale nie chciałabym rzucić tego wszystkiego.
- Dziwne...
- Co jest dziwne?
- To, że się nawzajem rozumiemy. To niebywałe... Jesteśmy jak Ying i Yang. Pasujemy do siebie.
- Ja to bym się zastanowiła nad tym Yingiem i Yangiem... Ying to ta biała część z czarną kropką. Oznacza to, że w każdym dobrym człowieku jest cząstka zła. Natomiast Yang to ta czarna część z białą kropką. To oznacza, że w każdym złym człowieku jest cząstka dobra. Więc moje pytanie. Kto z nas jest Yingiem, a kto Yangiem?
- Typowa Megan. Ciebie nikt nie przegada... Ale wracając do Yinga i Yanga. Z pewnością ty jesteś Yingiem, a ja Yangiem...
- Uzasadnij.
- Okay. Jesteś miła, kochana, cudowna, pomocna, ale jak ktoś cię wkurwi to radzę uciekać. Natomiast ja jestem Bad Boy'em. Łamanie zasad to moja powinność, ale umiem się zatroszczyć o osoby, na których mi zależy.
- Ugrzeczniłam cię.
- To prawda. Mam ci to za złe.
- Za złe? Oh proszę cię! Dzięki mnie przestałeś palić!
- Sama paliłaś. I palisz nadal. Znalazłem w twojej torebce papierosy.
- Raz na jakiś czas mogę.
- Natomiast ja to mam definitywny zakaz.
- Tak. Już swoje w życiu wypaliłeś. Nie lubię jak palisz. A w szczególności przy mnie. Jedna paczka papierosów skraca twoje życie o kilka lat. Ty paliłeś kilka paczek dziennie. To jakbyś chciał się zabić...
- Ty i ta twoja filozofia.
- Samobójstwo Zayn... Palenie papierosów prowadzi do raka płuc, a rak płuc do śmierci. To już skok z mostu jest szybszym rozwiązaniem. Mniej męczarni.
- Jesteś zła?
- Jeszcze jak zła. Jestem wściekła!
- Na mnie?
- Na ciebie.
- Ty nie lepsza. Sama paliłaś, piłaś, nawet ćpałaś.
- Wyszłam już z wszelkich nałogów, a ćpać nie ćpałam.
- Twój dzień mniej więcej wyglądał tak: rano - piwo, kilka papierosów; popołudnie - kilka piw, kilka papierosów; wieczór - kilka piw, kilka papierosów. Nic innego. Nawet kromki chleba nie chciałaś dotknąć. Zachowanie godne anorektyczki.
- Oh, proszę cię... Byłam załamana i wściekła.
- Bo jakiś pedał cię zdradził.
- Byłeś kiedyś zdradzony?
- Byłem.
- I jakie to uczucie, co?
- Bolesne. Ale spójrz, żyję dalej.
- I ja także.
- Okay, zawrzyjmy umowę. Żadne z nas nie będzie palić. Picie alkoholu będziemy pić TYLKO I WYŁĄCZNIE na imprezach. Zero ćpania.
- Spoko. I żadne z nas nie będzie ani Yingiem ani Yangiem. Jesteśmy tylko my.
- Umowa stoi.
- Umowa stoi.
Połączył nasze usta w całości. Z chwilą pocałunki stały się bardziej namiętne. Podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Może przejdziemy do sypialni?
- Może tak, może nie...
- Wybieram: tak. - Podniósł mnie i pobiegł do sypialni.
Każdy chyba może się domyślić, jakie czary były tam odprawiane...
***
Obudziłam się następnego dnia. Słońce próbowało dostać się do pokoju, lecz zasłony mu to uniemożliwiały. Ręką starałam się znaleźć moją bieliznę, lecz natknęłam się tylko na koszulkę Zayn'a. No tak... Ten jak rzuca to na koniec pokoju. Naciągnęłam jego ciuch i weszłam na balkon. Słońce otuliło moją twarz, za to delikatny wietrzyk muskał moją skórę. Tak cicho tu, bez tych idiotów. Już prawie 12, a oni już by latali wokół basenu wrzeszcząc jakieś anegdoty.
- Już wstałaś moja królowo? - Poczułam jak Zayn przytula mnie od tyłu.
- Od kiedy to jestem królową? Jeszcze wczoraj byłam księżniczką... - Zaśmiałam się.
- No wiesz, jak będziemy mieli córkę to ona będzie moją księżniczką, natomiast ty będziesz królową. Z resztą już awansowałaś na królową. - Odparł.
- Ah tak mój królu... - Westchnęłam.
- To była piękna noc, ale w mojej koszulce wyglądasz jeszcze piękniej. Z faktem, że nie masz bielizny. - Śmiał się.
- To dość duża koszulka. Nic nie widać. - Odwróciłam się do niego.
- Jak ją podwinę to widać. - Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Wariat. - Cmoknęłam go.
- Głodna? - Spytał.
- Jeszcze jak... - Powiedziałam.
- Pójdę zrobić śniadanie. - Pocałował mnie i poszedł do kuchni.
Ja natomiast poszłam do łazienki i wzięłam długi i relaksacyjny prysznic. Kocham go. Między innymi za to, że jak chodzi do sklepu to kupuje czekoladowe kosmetyki. Żele pod prysznic, szampony odżywki do włosów, różnego rodzaje balsamy itp... Gdy skończyłam się myć owinęłam się ręcznikiem i poszłam do garderoby. Wybrałam TEN zestaw. Zrobiłam delikatny makijaż, a włosy TAK uczesałam. Zeszłam na dół, ale nie weszłam do kuchni. Ukryłam się przed wejściem i zaczęłam gwizdać jak czajnik.
- PIERDOLONY CZAJNIK! Zaraz... On nawet nie jest włączony! KURWA! Jakiś czajnik nawiedzony! Aaa! - Darł się Zayn.
- To go wyłącz... - Zaśmiałam się wchodząc.
- To ty Megan?! - Szybko się odwrócił.
- But you still love me... [tłum.:ale nadal mnie kochasz...] - Usiadłam na blacie.
- Yeah... - Mruknął.
- Świnia. - Pacnęłam go w ramię.
- Ja świnia? To nie ja straszę swojego chłopaka. - Powiedział.
- To było takie epickie. Musimy to kiedyś powtórzyć.
- Jak świnie polecą.
- Latasz?
- Bardzo śmieszne. Wiesz co mnie boli?
- Fakt, że twoja dziewczyna ma 5 razy większe IQ niż ty?
- Fakt, że jesteś piękna.
- Świetny z ciebie aktor.
- Meggie, czemu nie wierzysz komplementy.
- Bo 99.9% komplementów to kłamstwa.
- Błędne dane.
Pocałował mnie. Już nic nie mówiłam... Zayn... Dla mnie Zen... Takiego to nie przegadasz...
_______________________________________________
I jak rozdzialik? Podobał się? Komentujcie bo smutno.
May xx ;c
Szablon by Selly